Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blondynki sprzedają się lepiej, czyli rzecz o lalkach, które mówią więcej niż badania socjologiczne

Łukasz Gazur
Wystarczy wymalować usta i lalki już nabierają rumieńców... Fot. Anna Kaczmarz
Wystarczy wymalować usta i lalki już nabierają rumieńców... Fot. Anna Kaczmarz
Podejrzewam, że lalki potrafią robić rozmaite rzeczy, tylko nie chcą, żebyśmy o tym wiedzieli. Może Emilka potrafi czytać, rozmawiać i chodzić, ale robi to tylko wtedy, kiedy ludzi nie ma w pokoju?" - rozmyślała Sara, tytułowa "Mała księżniczka" z książki F.H. Burnett. To tom, który już ponad wiek jest bestsellerem obecnym na półkach w dziewczęcych pokojach.

Wystarczy wymalować usta i lalki już nabierają rumieńców... Fot. Anna Kaczmarz

Fabryczny pokój to sprzęty do wytapiania, kadzie, piece i... smród. Ale mimo to lalki opowiadają o nas (dorosłych też) więcej, niż nam się wydaje. Wystarczy się im dokładnie przyjrzeć. Bo lalki mają swoje tajemnice. Pisze Łukasz Gazur

Powiem więcej: miała rację. Bo lalki mówią. O nas. O świecie, w którym żyjemy. O zmianach obyczajowych, które zachodzą. Albo i nie zachodzą, choć myślimy, że tak jest. I o stereotypach.

***

Fabryczny pokój to sprzęty do wytapiania, kadzie, piece i... smród - to tu rodzą się dziewczęce marzenia o przyjaciółce. Takiej, której można szeptać sekrety, którą przytula się na dobranoc. Na razie te dziecięce marzenia rozpuszczone są w masie o konsystencji gęstej zupy pomidorowej, rozbielonej śmietaną. Taką formę przybiera polichlorek winylu, materiał na ciało dla lalek.

Zobacz zdjęcia >>

Matryce wyglądają przerażająco - żeliwne formy bardziej przypominają laleczkę Chucky niż uśmiechnięte, różowe towarzyszki dziewczęcych zabaw. Z przebitymi śrubami oczodołami (tak, by zostawić miejsce na oczy) czekają w ponurych nastrojach na plastyczną masę. To z niej powstaną małe ciałka.

Z metalowej rury w formy wciska się jasnoróżowa masa. Spływa powoli. Wygląda jak materiał na parówki. Plastyczna masa ścieka w dwa ramiona sztancy. Potem już tylko duże ciśnienie i temperatura 320°C. Zakleszczona forma się otwiera, a z maszyny wprost do kosza wpadają małe, jeszcze ciepłe rączki. Stwierdzenie, które poprzedniego dnia utkwiło mi w pamięci - "napisz mi taki cieplutki reportaż" - przez przypadek nabrało nowego znaczenia.

- One są jak świeże bułeczki. Jeszcze gorące, mogą poparzyć - śmieje się Halina Cieślik, pracownica Krakowskiej Wytwórni Lalek "Krawal", jedynej w Polsce.

Potem, idąc korytarzem do kolejnych części fabryki, mijamy worki z opisem "Małgosia - nogi", "Monika - ręce". A na półkach, ustawione w szeregu, główki. Już uczesane.

- Czekają na swoje ciała. I swoje dzieci, które będą się do nich przytulały - dodaje Halina Cieślik.

Oglądam oczy. Białe kuleczki, potem doklejane są do nich tęczówki. Makabryczny widok, choć już stosy rączek i nóżek wydawały się przejmujące. A tu głowy z pustymi oczodołami.

- Nieraz gdy wnuczka widzi, co tu robimy, to się dziwi, co dziadek robi tej lalce, że ona nie ma rączki albo nóżki. Nie rozumie, dlaczego ją dziadek krzywdzi - tłumaczy Józef Barczyk, dyrektor "Krawala", pracujący tu od 32 lat.

Ale to początek drogi łysej czaszki. Stąd trafiają pod igłę krawcowej. Kilka sekund i lądują w koszu, obok pięćdziesięciu innych. Albo i stu. A wszystkie z ułożonymi lokami. Albo z uplecionym francuzem, bo i takie fryzury się zdarzają.

Potem jeszcze przystanek w malarni, gdzie twarze nabierają rumieńców.

***

Był sobie chłopiec, miał na imię Jaś, ale już go nie ma. A raczej bywa, ale nie na stałe. - Cóż, jakby to powiedzieć: niektóre starsze panie, babcie ma się rozumieć, bywały oburzone, gdy przy przebieraniu lalki okazywało się, że ma siusiaka. No bo precyzyjnie zrobione rączki czy nóżki z palcami to nic dziwnego, ale to? Więc nie produkujemy go taśmowo na stałe, tylko na specjalne zamówienie - mówi Barczyk.
Teraz miał zamówienie. Na czterech takich chłopców. Ubrani w różowe, dziergane uniformy skrywają swoją tajemnicę.

- Jak pan widzi, męski ród nie zginie - śmieje się dyrektor Barczyk.

- A dlaczego ma strój różowy, a nie błękitny? - dopytuję.

- Eeeee... Dzieciom to nie robi różnicy. To dorośli tak łatwo wszystko dookreślają według sztancy. Małym te kolory się podobają, dopiero potem, jak dorosną, to się uczą, że to nie kolor dla chłopców, że nie mogą takiego nosić, bo wyglądają niechłopięco. Jako maluchy tego nie widzą - mówi pracownica, która sprawnie łączy główkę z tułowiem, potem szybko wciąga uniform, i jeszcze wiąże butki. Czas: 16 sekund. I już następny. Czas: 14 sekund. I znów następny...

- W sumie ma pani rację. Dawniej na wsiach domy panien na wydaniu malowało się na niebiesko - dodaję.

- No sam pan widzi - mówi pracownica "Krawala".

- Ale nie jest tak, że wszystkie inne lalki to dziewczynki. Po prostu niektóre lalki typu bobas to dzieci, bez jednoznacznego rozstrzygnięcia płci. Mogą być traktowane i jako chłopiec, i jako dziewczynka - dopowiada Barczyk.

I niewielu już pamięta, że w PRL-u, w Chemicznej Spółdzielni Pracy "Pomoc" (świętej pamięci poprzedniczce firmy "Krawal"), produkowano lalki przedstawiające legendarną kadrę narodową w piłce nożnej, prowadzoną przez Kazimierza Górskiego.

Co ciekawe, oczy lalek przeważnie są niebieskie. Próbowałem wyłapać inny kolor - bez skutku (choć pewnie jest). Podobno to dlatego, że najchętniej sprzedają się blondynki z błękitnymi oczami.

- Blondynki po prostu mają wzięcie - wzdycha dyrektor.

- Ale wśród rodziców czy wśród dzieci? - dopytuję.

-Dobre pytanie. Przecież to rodzice kupują. Nie zmienia to jednak faktu, że 9 na 10 sprzedanych przez nas lalek to blondynki - dopowiada Barczyk.

- Ale widzę, że jednak zdarzają się brunetki - spoglądam na półkę, gdzie czekają na swoje ciało rzędy główek z zaplecionymi warkoczami.

- A tak. Ale to główki na zamówienie. Jedna pani pod Krakowem szyje dla nich sukienki ludowe w stylu krakowskim. Stroi je w cekiny i koraliki, haftowane motywami kwiatowymi gorsety. A potem sprzedaje jako pamiątki z Krakowa - tłumaczy dyrektor.

- A Murzynki? Albo Mulatki? - zastanawiam się (w czasach PRL-u w ofercie Chemicznej Spółdzielni Pracy "Pomoc" były nie tylko lalki Krakowianki, ale i Indianki czy Hiszpanki).

- Możemy zrobić wszystko, ale decyduje rachunek ekonomiczny. A Murzynki nie mają wzięcia, nikt ich nie chce, nie zamawia - tłumaczy dyrektor.

I tłumaczy, że to sytuacja jak z pastą do butów - inna do czarnych, inna do brązowych. Jak używa się szczotki do jednego koloru, to do drugiego już nie można, bo się kolory wymieszają. I tak też jest z maszynami. Jak wpuszczona zostanie ciemna masa, to już jasnych lalek się nie zrobi.

- No to w najgorszej sytuacji są chłopcy o ciemnym kolorze skóry. Ich to nikt już nie chce - stwierdzam.
- No, niestety - zamyśla się Barczyk.

***

Podobno lalki to także moda. Dlatego trzeba jeździć na Targi Mody Dziecięcej, oglądać, co się teraz nosi, podpatrywać. I nawiązywać kontakty z projektantkami, które później uszyją ciuszki dla dziewczynek z plastiku.

- Zasada jest generalnie prosta - obowiązują sezony. W zimie ubieramy lalki w ciepłe ciuszki, w sweterki, kombinezony, płaszczyki i kożuszki. Latem z kolei w stroje wakacyjne i przewiewne sukienki - mówi Halina Cieślik.

I zaznacza, że w tym sezonie panuje moda na mocne, intensywne kolory. Pomarańcz, żółć, róż. Tak będą w tym sezonie ubierać Moniki i Małgosie. Bo takie imiona noszą lalki urodzone w "Krawalu".

- Nigdy nie mieliśmy problemu z wyborem imion. Zawsze to były takie, które w Polsce są popularne. Jak właśnie Monika czy Małgosia. Żadna tam Dżesika - mówi Halina Cieślik.

- Choć mieliśmy Sabrinę. Ale to dlatego, że jej wzór pochodzi z Włoch. Po prostu wymieniliśmy się formą z tamtym producentem. I mię zostało. To taka grająca lalka, ma pozytywkę w środku - dodaje Barczyk.

Bo - jak zaznacza - zarówno materiały, stosowane do rodzimej produkcji, jak i matryce, z których powstają twarze i ciała zabawek, są takie same jak w krajach zachodnich. Chociaż... Przed wzorem a la Barbie "Krawal" bronił się długo. Bo krytykowano tę lalkę, że ma nierzeczywiste wymiary. Dorosła kobieta o takich, anorektycznych wręcz proporcjach nie mogłaby chodzić. Ale urodzona w 1959 roku do dziś pozostaje Miss świata zabawek, hitowym towarem na półkach w sklepach dla dzieci.

- Dzieci widzą w Barbie zupełnie co innego niż my-dorośli. Nie obchodzą ich wymiary. I dlatego doceniłem jej urodę. Bo ta lalka to uosobienie marzeń każdej dziewczynki o byciu kobietą Przecież wszystkie dziewczynki na świecie kochają zakładać buty na obcasie mamy, stroją się w jej suknie - tłumaczy Barczyk.

Dlatego stworzyli swoją wersję chudziutkiej damy. Miała na imię Joanna. I podobnie jak jej starsza krewna z Zachodu, miewa balowe stroje, skrzące się złotem i błyskotkami. Miała być kobietą ze świata luksusu. Ale tak oszałamiającej kariery jak Barbie nie zrobiła.

***

Lalki były nie tylko zabawką - często stawały się papierkiem lakmusowym zmian zachodzących w społeczeństwie. W średniowieczu były oznaką zbytku, w renesansie odbiciem fascynacji ludzkim ciałem - miały poruszające się głowy i ręce.

XIX wiek przyniósł porcelanę jako materiał na produkcję lalek. Z niej wykonane były nie tylko główki, ale i dłonie czy stopy. No i zaczęła się era zamykanych oczu.

Wraz z rewolucją przemysłową lalka przestała być towarem luksusowym. Zaczęto produkować je masowo. Najpierw wyrabiano je z masy papierowej, a głowę wypychano trocinami.

W II połowie wieku XIX, mniej więcej między 1860 a 1890 rokiem, dominowały tzw. "fashion dolls". Były jak manekiny na modne wówczas ubiory. Przeznaczone były co prawda do zabawy dla małych dziewczynek, ale miały przede wszystkim sprawić, że małe kobietki doskonalić będą swe krawieckie umiejętności. Dziewczynki miały szyć dla swoich małych towarzyszek modną garderobę. Sprzedawano nawet pełne zestawy akcesoriów i strojów. Produkowanie lalek stało sie biznesem na wielką skalę - ubranka, buciki, biżuteria. Wydawane były nawet pisma zawierające instrukcje i wzory sukienek.
 

Hitem stały się lalki podobne do dorosłych kobiet, a świat, który je otaczał, był dokładną kopią rzeczywistości. W sprzedaży znalazły się nie tylko Panie Domu, ale także całe zastępy pokojówek, służących, kucharek, praczek. W Anglii wymyślono lalkę-niemowlę.Do lat 50. XX wieku tworzywem stał się celuloid. Później zdetronizowała go masa plastyczna.

***

W gabinecie Józefa Barczyka, dyrektora "Krawala", całą ścianę zajmują przezroczyste gabloty, a w nich lalki. Duże i małe, w śpiochach i wyjściowych sukienkach.

- Nasze "dziewczyny" potrafią wszystko. Są mówiące, milczące, otwierające oczy i nie, niektóre mają całe komplety ubrań do wyboru. To jest prawdziwa fabryka. Nogi, ręce, głowy, oczy -- wszystko to idzie taśmowo. Produkujemy takie lalki, na jakie jest zapotrzebowanie. Bo miło jest myśleć, że gdzieś tam jakieś dziecko przytula się do naszej lalki, ale to fabryka, tu rachunek musi sie zgadzać. Produkujemy to, na co jest zapotrzebowanie - tłumaczy.

A jest z kim rywalizować, bo zalew produkcji z Chin, tańszej, bo bez konieczności oglądania się na prawa socjalne, daje się we znaki. Do tego kontrole jakości, walka o ceny z hipermarketami.

Czar pryska. Znów jesteśmy w wytwórni lalek, a nie w fabryce dziecięcych marzeń.

TYLKO FAKTY

Chemiczna Spółdzielnia Pracy "Pomoc" - to poprzedniczka Krakowskiej Wytwórni Lalek "Krawal". Powstała w 1948 roku i pod tą nazwą istniała do roku 1980.

Jako pierwsza w Polsce wprowadziła na rynek lalki z winylu - w ofercie były lalki Krakowianki, Indianki, Hiszpanki a nawet kadra narodowa piłki nożnej Kazimierza Górskiego

Chemiczna Spółdzielnia Pracy "Pomoc" po 1980 roku przemianowana została na Krakowską Wytwórnie Lalek "Krawal" - dziś pozostaje jedyną wytwórnią lalek w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski