Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cień padł na Alwernię

Redakcja
Gdy zakonnicy zobaczyli rozmiar zniszczeń, ze zdumieniem przecierali oczy Fot. Eliza Jarguz
Gdy zakonnicy zobaczyli rozmiar zniszczeń, ze zdumieniem przecierali oczy Fot. Eliza Jarguz
Ludzie mówią coraz śmielej: najpierw zakonnik zabił się po upadku z klasztornej wieży, teraz pożar strawił zabytkową świątynię, po tygodniu na zgliszczach pojawił się diabelski płomień, chwilę później w tajemniczych okolicznościach życie stracił szef lokalnych strażaków... Czy to koniec? W Alwerni wszystkie rozmowy dotyczą jednego: klasztornego fatum.

Gdy zakonnicy zobaczyli rozmiar zniszczeń, ze zdumieniem przecierali oczy Fot. Eliza Jarguz

Reportaż

Po pożarze klasztoru i XVII-wiecznego kościoła Alwernia nie jest już tym samym miasteczkiem. W ciągu ostatnich kilkunastu dni wydarzyło się tu więcej niż w kilku ostatnich latach. Żałoba i smutek, które ogarnęły miejscowych, zaczynają ustępować miejsca przerażeniu.

Na głos swoich obaw nie chce zdradzać. - Jeszcze ktoś mógłby sobie pomyśleć, że wierzę w zabobony - macha ręką i odchodzi.

Ale jej obawy i strachy podziela wielu. Część miejscowych, podobnie jak starsza pani, przychodzi codziennie do remizy ochotniczej straży modlić się na porannej mszy w intencji zakonników, a przede wszystkim ich gwardiana - by miał siłę zmierzyć się z tym ogromem nieszczęść, jakie hurtem spadły na klasztor. Modlitwa jest ojcu Bartłomiejowi bardzo potrzebna. Gwardian i zarazem proboszcz parafii robi wszystko, by doprowadzić do jak najszybszej odbudowy spalonej świątyni.

- Wrócimy tam tak szybko, jak będzie to możliwe. Znów będziemy żyć we wspólnocie. Wszyscy razem. Tak, jak chciał nas widzieć św. Franciszek - mówi z nadzieją o. Bartłomiej.

Pożar wybuchł 6 marca po siódmej wieczorem. Parę minut po ósmej zatrzymał się zegar na klasztornej wieży. Od tamtej chwili ani drgnie. Ogień zniszczył dach na części socjalnej domu i nad zabytkowym kościołem, jedna z wież się zawaliła. Gdy nazajutrz zakonnicy zobaczyli rozmiar zniszczeń, ze zdumieniem przecierali oczy.

- To wszystko wyglądało bardzo niewinnie. Kiedy przyjechała straż pożarna, byłem w swoim pokoju. Wydawało mi się, że akcja gaśnicza zaraz się skończy. Bałem się nawet, że niepotrzebnie zaleją mi wodą pokój. Ogień rozprzestrzeniał się jednak błyskawicznie. Musieliśmy opuścić klasztor tak, jak staliśmy - wspomina ojciec Leonard Hryniewski.

Straty są wielomilionowe, a odnowienie klasztoru i kościoła zajmie lata i będzie wymagało ogromnych nakładów. Wierni deklarują pomoc, ale wiedzą, że sami nie dadzą rady.

- Ludzie chcą dać nie tylko pieniądze. Są gotowi własnymi rękami odbudować klasztor. Bez klasztoru nie byłoby Alwerni - wyjaśnia Zygmunt Kramarczyk, który mieszka w pobliżu.

Rozpłakał się na widok ogromu zniszczeń. Tak samo inni mieszkańcy. - Od pożaru całe miasto jest w żałobie - mówi alwernianka, która na co dzień pracuje we Włoszech.

Kilka dni po pożarze emocje zaczęły nieco opadać. Ludzie powoli wracali do normalnego życia. Ci, którzy zgłosili się do straży obywatelskiej, na zmianę z firmą ochroniarską pilnowali klasztoru. Chronili go przed złodziejami. Nie przypuszczali, że przyjdzie im się zmierzyć również z ogniem, który jakimś diabelskim sposobem powtórnie wybuchł na zgliszczach.

W środę, 16 marca, tak jak poprzednio po siódmej wieczorem (- Przypadek? - pytają ludzie) nad częścią mieszkalną klasztoru zauważono kłęby dymu. Zaalarmowany przez świadków naczelnik miejscowej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej wezwał posiłki z Chrzanowa. Sam z kolegami pospieszył na pomoc. Podobnie jak poprzednio był na miejscu pierwszy. Tym razem jednak nie wrócił już do domu, do rodziny, do bliskich.
Jego ciało znaleziono na klasztornym dziedzińcu. Leżał na kamiennej posadzce, a w ręce trzymał latarkę. Wszystko wskazuje na to, że spadł z dużej wysokości i zginął. Z ustaleń chrzanowskiej prokuratury, która prowadzi w tej sprawie śledztwo, wynika, że prawdopodobnie razem z innymi strażakami przeszukiwał tlące się zgliszcza pod zniszczonym dachem klasztoru. Wieść o śmierci 57-letniego naczelnika OSP wstrząsnęła nie tylko strażakami. Mieszkańcy do dziś nie mogą się otrząsnąć. Są coraz bardziej wystraszeni. - Głośno nikt tego nie powie, bo nie wypada. Ale ludzie spekulują, że nad klasztorem ciąży jakaś klątwa. Albo, że te wszystkie tragedie to znak od Boga... - ścisza głos parafian w średnim wieku.

Tylko: co i komu Bóg miałby dawać do zrozumienia?

W ogromie nieszczęścia pocieszające jest to, że alwernianie nie pozostali sami. Można nawet powiedzieć, że ogień uruchomił lawinę dobroci. Solidarność i miłość bliźniego wyczuwalne są w miasteczku na każdym kroku. Tuż po pożarze mieszkańcy przynieśli zakonnikom ubrania, buty i żywność. Przyjęli ich także pod swój dach na tak długo, jak będzie trzeba. - Dostałem klucze od dwóch prywatnych domów. Tak po prostu - mówi o. Leonard Hryniewski, który jest pod wrażeniem zaufania, jakim obdarzyli go ludzie. Mieszkańcy pomagają modlitwą, biorą udział w pracach zabezpieczających i pilnują dobytku pozostałego po pożarze. Codziennie pieniądze na odbudowę klasztoru i kościoła wrzucane są do puszek, rośnie też suma gromadzona na specjalnym koncie.

- Na razie za wcześnie, żeby mówić o konkretnych kwotach. Codziennie i na każdym kroku doświadczamy jednak ogromnej życzliwości - przyznaje o. Bartłomiej Mazurkiewcz. Zdaniem ojca Leonarda Hryniewskiego ta pomoc jest naturalna, bo w Alwerni wszyscy zawsze sobie nawzajem pomagają, a klasztor na stałe wrósł w krajobraz miasta. Jest niczym dusza lokalnej społeczności.

Wielu mieszkańców przypomina, że gdy sami byli w potrzebie, zawsze mogli liczyć na pomoc zakonników. Najlepszy przykład to ubiegłoroczna powódź. Gdy zagrożone były wały w Okleśnej, na miejsce przyjechał gwardian, który od początku zaangażował się w pomoc i w walkę z żywiołem. Teraz przez lata okazywana dobroć do niego wraca - w postaci ludzkiej życzliwości i troski.

Mieszkańcy wierzą, że tak silnie okazywane dobro pokona czające się nad miastem fatum.

Eliza Jarguz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski