Szamotanina na cmentarzu

Ukraińska milicja uszkodziła przywiezioną z Polski balustradę

 Na restaurowanym Cmentarzu Orląt we Lwowie, doszło w piątek i sobotę do kolejnych dwóch incydentów. Niewykluczone, że tym razem władze polskie nadeślą z tego powodu oficjalną notę - twierdzą polscy dyplomaci na Ukrainie.
 Po południu dyrektor Cmentarza Łyczakowskiego, którego częścią jest Cmentarz Orląt, Ihor Hawryszkiewicz poinformował, że nie było zgody Rady Miejskiej w tej sprawie i zażądał wstrzymania prac. Po konsultacjach z władzami w Polsce, "Energopol" zdecydował się nie przerywać montażu.
 W piątek około godziny 20 do kaplicy podeszło kilku ochroniarzy cmentarza i miejska milicja. - W sposób dosyć brutalny zdemontowali balustradę - mówi konsul Sawicki.
 W sobotę rano, na polecenie jednego z deputowanych (nazwiska nie ustalono), milicjanci odebrali polskiemu majstrowi aparat fotograficzny, kiedy fotografował zniszczenia po demontażu balustrady. Doszło do szamotaniny, w trakcie której aparat uległ uszkodzeniu. Milicjanci wyjęli film i naświetlili go.
 W sobotę o zajściu został poinformowany ambasador RP w Kijowie Jerzy Bahr. Prawdopodobnie to od niego będzie zależało, jaka będzie reakcja władz polskich. Nieoficjalnie wiadomo, że Andrzej Przewoźnik - sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - chce, by władze w Warszawie zareagowały notą dyplomatyczną.
 W sierpniu 1998 r. Polska i Ukraina podpisały porozumienie w sprawie rekonstrukcji Cmentarza Orląt. Przewidywało ono, że cmentarz zostanie odtworzony w przedwojennym wyglądzie. Jednak władze Lwowa zakwestionowały ustalenia. Dotąd nie ma zgody co do tego, jak cmentarz będzie wyglądał i każdy ważniejszy element jest oddzielnie negocjowany.
 Ukraińcy zarzucają Polakom, że zamiast cmentarza wojskowego budują panteon chwały oręża polskiego, co jest nie do przyjęcia, zwłaszcza dla przedstawicieli starszego pokolenia. Strona polska wyjaśnia, że rekonstrukcja powinna odbywać się na podstawie zawartych porozumień międzypaństwowych.

(PAP)