Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rajca wraca z pogrzebu Rzepichy

Redakcja
Fot. Wacław Klag
Fot. Wacław Klag
Od 1961 roku krakowski Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk na polecenie władz partyjnych zmieniał w każdym tekście określenie "hejnał Mariacki" na "hejnał Krakowski". Dokładnie to samo zrobiła ostatnio Rada Miasta w projekcie Uchwały nr 1162 formułującej "kierunki działania dla Prezydenta Miasta Krakowa zmierzające do zapewnienia ochrony Hejnału Krakowskiego w sferze prawnej, przestrzeni publicznej oraz podjęcie działań promocyjnych".

Fot. Wacław Klag

Smoków jest w całym świecie bądź ile, lajkoników lub lajkonikopodobnych bestii prof. Michał Rożek doliczył się około dwudziestu. Hejnał grany z wieży co godzinę na żywo od sześciuset lat jest jeden. Jeden jedyny.

Dla inicjatora uchwały, pana radnego Pawła Bystrowskiego, wszystko teraz będzie proste jak konstrukcja cepa: hejnał zostanie formalnie zarejestrowany jako własność miasta, a magistraccy pretorianie będą karać mandatami wszystkich, którzy w czasie cogodzinnego trąbienia nie zachowają odpowiedniej powagi, nie przestaną dłubać w nosie, nie skończą głośno gadać i nie skoncentrują się wyłącznie na kontemplacji płynącej z wieży melodii. - Tak dzieje się w innych miastach - mówi rajca przywołując Pragę, gdzie hejnał przestali grać z wieży Ratusza 119 lat temu, a sposób, w jaki traktuje się sławny zegar w Rynku jest przykładem codziennego lekceważenia i tradycji, i turystów. W kolejnych wywiadach pan radny stwierdza samokrytycznie, że z tymi mandatami to trochę przesadził, ale jakoś karać będzie trzeba. Jak - o to już niech się martwi pan prezydent.
Wydawać by się mogło, że krwiożercze postulaty rajcy są przejawem tak modnego dziś palikotyzmu, czyli chęci zaistnienia za wszelką cenę w mediach. Problem w tym, że postulując ochronę hejnału, Bystrowski ma absolutną rację. Tyle że jak to on, po raz kolejny nie zadał sobie trudu, by przedstawić ją w formie sensownej.
Zbrodniarzom nie grozi nic
W Polsce w roku 2001 zarejestrowanych było 166 hejnałów granych z różnych wież (w Zamościu nie wolno go trąbić w kierunku Wawelu!). Z oczywistych powodów sępy od reklamy interesują się wyłącznie tym, dzięki któremu w Krakowie, jedynym mieście na świecie, co godzinę jest południe. Bodaj dziesięć lat temu, gdy jedna z sieci telefonii komórkowej wykorzystywała do swej promocji melodię i hejnalistów mariackich, krakowscy ortodoksi, do których mam honor się zaliczać, oczekiwali dla złoczyńców przynajmniej kary śmierci, najlepiej w formie gromu z jasnego nieba. Tymczasem znakomity prawnik, dyrektor Muzeum UJ w Collegium Maius prof. Stanisław Waltoś bez żadnych wątpliwości stwierdził, że zbrodniarzom nie grozi nic: ponieważ autorstwo mariackiej melodii jest nie do ustalenia - z hejnałem można prawie bezkarnie robić, co się chce. Żadnego chroniącego go instrumentu prawnego po prostu nie ma, podobnie jak np. w stosunku do Gaude Mater Poloniae, Roty czy Pierwszej Brygady. Ochronie podlega jak dotąd - mocą konstytucji - tylko hymn narodowy i, dzięki ustawie sejmowej, dzieła Szopena.
A gdyby tak hejnał mariacki uznać za własność Krakowa? Grany jest przecież - co potwierdzają rachunki miejskie - na koszt magistratu od 1392 roku do dziś (od 1873 przez zawodowych fajermanów). Jednak takie zawłaszczenie byłoby kulturowo i prawnie nieuzasadnione: nie ma dokumentu potwierdzającego, że w XIV wieku miasto u kogoś z licznych wtedy w Krakowie Węgrów hejnał zamówiło, albo że ma wyłączność na jego granie czy odtwarzanie. Równie dobrze mógłby swoje pretensje zgłosić Kościół: hejnał jest grany z wieży będącej wg obecnego proboszcza własnością parafii Najświętszej Panny Marii. która też (tzn. parafia) pobiera opłaty za wstęp do podniebnej izdebki trębacza.
Tak czy owak mariacka melodia jest częścią dziedzictwa narodowego i narodowej tradycji (również węgierskiej, ale na szczęście Madziarzy nie mają o tym zielonego pojęcia), chronionej wprawdzie ustawą, ale pojęcie "dobro kulturalne" jest w tym momencie nader wąsko określone. Pozostaje "kwestia smaku". - Nie uważam - mówił profesor - by hejnał nadawał się np. do reklamy agencji towarzyskich. Ale gdyby ktoś wpadł na taki pomysł - skonstruowanie powództwa byłoby czymś niezwykle trudnym...
Hejnał do kotleta
Smoków jest w całym świecie bądź ile, lajkoników lub lajkonikopodobnych bestii prof. Michał Rożek doliczył się około dwudziestu. Hejnał grany z wieży co godzinę na żywo od sześciuset lat jest jeden. Jeden jedyny. Rajca Bystrowski ma całkowitą rację, domagając się ochrony tego skarbu w "przestrzeni publicznej". Granie go na trąbce z wieży kościoła Mariackiego już od dobrych stu lat dla Polaków nie jest ostrzeganiem przed niebezpieczeństwem, dowodem, że strażak na wieży nie śpi czy też tylko sygnałem czasu. Nie bez powodu w 1929 roku trąbka mariacka prezentowana była we wszystkich skupiskach polonijnych w USA, traktowana jako najświętsza narodowa relikwia, symbol starego kraju. Nie bez powodu od 1927 roku (do roku 1939 wraz z dzwonem Zygmunta) reprezentuje Polskę na antenie radiowej. W 1935 roku owa trąbka żegnała trumnę Józefa Piłsudskiego, w 1945 roku krakowską melodię grano na Monte Cassino...
W roku 1951 bodaj po raz pierwszy hejnał rozległ się na cmentarzu Rakowickim, nad świeżą mogiłą Leona Wyrwicza - przyjaciela straży pożarnej, znakomitego wykonawcy monologu "Tu się pali jak cholera, a on się pyta, gdzie się pali". W 1979 na cmentarzu w Bronowicach hejnał pożegnał ostatniego świadka wesela Jadwigi Mikołajczykówny i Lucjana Rydla - Kubę Mikołajczyka. Pomysł się krakowianom spodobał i odtąd coraz częściej na cmentarzach rozlegają się dźwięki krakowskiej melodii, przed czym należy tylko z szacunkiem pochylić głowę. Gorzej, że zapraszanie hejnalisty stało się obowiązującą regułą na wszystkich - wszystkich! - krakowskich jubileuszach, otwarciach, zamknięciach, kamieniach węgielnych, uruchomieniach produkcji, etc., etc. To, co kiedyś ogromnie nobilitowało, dziś staje się powszechną rutyną. Słusznie? Niesłusznie. Ale strażacy, jak to strażacy, złote mają nie tylko trąbki, nie umieją więc odmawiać...
Najbardziej upiornym pomysłem był ten sprzed lat czterdziestu, kiedy chciano zastąpić żywego strażaka wychylającą się z okienka na wieży mariackiej plastikową ręką, trąbką i magnetofonem...
Mistrz Wit chętnie posłucha
Szkoda, wielka szkoda, że zamiast komplikować życie Straży Miejskiej nikt jak dotąd nie spytał, dlaczego Radio Kraków - Małopolska w przeciwieństwie do radia warszawskiego (!) zrezygnowało z codziennej południowej transmisji wszystkich czterech wykonań hejnału. Że nikt nie podchwycił inicjatywy wiceprzewodniczącego rady Stanisława Rachwała, by krakowski hejnalista w pełnej gali mundurowej zagrał hejnał nad grobem Wita Stwosza w Norymberdze. Że miasto nie daje się namówić na bliższe kontakty z tak bardzo krakowską stolica, jaką jest czeska Praga - a przy okazji na hejnał nad praskim grobem matki twórcy poematów "Wit Stwosz" i "Zaczarowana dorożka" - Wandy Gałczyńskiej-Razesbergerowej. Szkoda, że przy straszliwym braku sensownych pomysłów na krakowską pamiątkę magistrat nie popiera pomysłu złotej, blaszanej trąbki, która sama gra hejnał. Albo że restauracje krakowskie (przynajmniej te w okolicach Rynku) nie udzielają choćby symbolicznego rabatu tym wszystkim, u których w telefonach komórkowych gra mariacka melodia... Albo że krakowskie dzieci (prócz tych ze szkoły im. Straży Pożarnej) nie deklamują prostego, pięknego wiersza (wierszyka?) Mieczysława Czumy:
"(...) Gdzieś tam skarbów pełna jest ziemia
gdzieś bajkowe pysznią się miasta,
lecz tu tylko świat opromienia
złotym blaskiem trąbka strażacka"...
Pomysłów ochrony i promocji hejnału jest sporo, Bystrowski proponuje prymitywny, ale poniekąd najskuteczniejszy: już dawno o hejnale mariackim (a przy okazji o ilorazie inteligencji krakowian) tyle się w Polsce przez kilka dni nie mówiło. Wynik głosowania nieobwąchanego jeszcze przez magistrackich prawników projektu uchwały jest nieważny: i tak wszyscy już wiedzą, że na krakowskim Rynku za niezamknięcie w porę gęby można po niej dostać, a przy okazji i po kieszeni.
A przecież, Wysoka Rado, można było podejść do sprawy inaczej, mniej krwawo: zarządzeniem magistratu w momencie grania hejnału każdy obecny na Rynku musiałby się obowiązkowo uśmiechnąć. Do kogoś albo do własnych nierobaczywych w tym momencie myśli. To właśnie należałoby napisać w przewodnikach po Krakowie, do którego, jak wiadomo, przyjeżdżają tylko ludzie z poczuciem humoru i sympatią do świata. W przeciwieństwie do zatroskanego o Kraków rajcy Bystrowskiego, o którym najprawdopodobniej już Boy pisał, że jest tak ponury, jakby wracał właśnie z pogrzebu śp. Rzepichy.
PS Proponuję, by pierwszy proces o spostponowanie hejnału Rada Miasta wytoczyła (pośmiertnie) Bolesławowi Prusowi,który donosił: "Przybuwszy do Krakowa stanąłem w hoitelu nieopodal Rynku i byłbym spał spokojnie, ale jakiś wariat co godzinę grał z wieży na trąbie".
Leszek Mazan, Honorowy hejnalista mariacki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski