„Pomarańczowi” nie chcą się czerwienić ze wstydu

W dotychczasowej historii mistrzostw świata tylko jedna drużyna ze strefy CONCACAF (Ameryka Północna, Środkowa i Karaiby) zagrała w pófinale tej imprezy. Dokonała tego ekipa USA w MŚ w 1930 roku w Urugwaju, które zainaugurowały mundialowe zmagania. Czy jej śladem podąży teraz Kostaryka?

– Bez względu na wynik meczu z Holandią, to będzie najlepszy mundial w historii naszego kraju. Grając bez presji, stać nas jednak na wszystko – mówi selekcjoner drużyny Jorge Luis Pinto. Wcale nie przesadza, bo jego drużyna w „grupie śmierci” pokonała Urugwaj 3:1 i Włochy 1:0 oraz, mając już awans zapewniony, zremisowała z Anglią 0:0, a w meczu 1/8 finału wprawdzie zremisowała po dogrywce z Grecją 1:1, ale okazała się lepsza w rzutach karnych.

Dziś w ekipie Kostaryki nie zagra pauzujący za czerwoną kartkę obrońca Oscar Duarte. Mimo drobnego urazu powinien natomiast wystąpić świetnie spisujący się golkiper Keylor Navas.

Kostarykańczycy chcą za wszelką cenę zatrzymać Arjena Robbena i Robina van Persiego, uznając to za klucz do awansu do grona półfinalistów MŚ.

– Po prostu nie możemy im zostawiać wolnego miejsca. Jeśli mają przestrzeń i się rozpędzą, prawdopodobnie już ich nie zatrzymasz – twierdzi kostarykański pomocnik Celso Borges.

„Pomarańczowi” w grupie odnieśli komplet zwycięstw, potem z wielkim trudem pokonali Meksyk 2:1. W aż trzech meczach przegrywali, a jednak po-trafili odrobić straty. Mają ogromny potencjał kadrowy, choć ubytek kontuzjowanego (pachwina!) w meczu z Meksykiem pomocnika Nigela de Jonga to duża strata (nie zagra on już do końca mundialu), powodująca konieczność dokonania roszad w drugiej linii i w obronie.

Wspomniany Robben nie kryje, że jego ekipa chce wypełnić misję, jaką jest dotarcie do finału. Najpierw jednak musi pokonać kostarykańską rewelację.