Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Brożek przyznaje, że ma za sobą najgorszy rok w karierze

BK
Piotr Brożek jest bardzo głodny gry w piłkę. - Moim marzeniem jest rozegrać poważny mecz - mówi. Fot. Robert SzwedowskI
Piotr Brożek jest bardzo głodny gry w piłkę. - Moim marzeniem jest rozegrać poważny mecz - mówi. Fot. Robert SzwedowskI
ROZMOWA. - Sygnał z Wisły był, ale dość słaby. Konkretów na razie nie ma - mówi piłkarz Trabzonsporu

Piotr Brożek jest bardzo głodny gry w piłkę. - Moim marzeniem jest rozegrać poważny mecz - mówi. Fot. Robert SzwedowskI

- Można powiedzieć, że ma Pan za sobą najgorszy sezon w karierze?

- Na pewno. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Nie zagrałem ani jednego meczu, jeśli nie liczyć kilku spotkań w rezerwach Trabzonsporu. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie to wszystko przed startem sezonu, latem 2011 roku, a zupełnie inaczej wszystko się potoczyło. Z mojej perspektywy jedynym pozytywem jest to, że ten feralny dla mnie sezon wreszcie się skończył. Gorzej już chyba być nie mogło.

- Wszystko zaczęło się od kontuzji?

- Tak. Byłem w bardzo dobrej dyspozycji przed startem eliminacji w Lidze Mistrzów. Na tydzień przed meczem z Benficą Lizbona graliśmy ostatni sparing. W 90 minucie tego spotkania przeciwnik ostro mnie sfaulował i to był początek całego mojego nieszczęścia. Bolała mnie kość strzałkowa, ale tureccy lekarze nie zrobili nawet prześwietlenia. Jak się później okazało, kość była złamana, ale w taki sposób, że mogłem chodzić i nawet biegać. No to trenowałem jeszcze przez tydzień ze złamaną nogą, ale że ból był coraz większy, w końcu zrobiono mi to prześwietlenie. I wtedy okazało się, że kość jest złamana.

- To prawda, że Pański problem był znacznie większy niż tylko złamanie?

- Tak, bo miałem zakrzepicę w łydce. Wykryli ją jednak dopiero polscy lekarze, a konkretnie lekarz Wisły, Jacek Jurka. On nie zbagatelizował tego, że boli mnie ta łydka i natychmiast wysłał mnie na badanie USG. Dzisiaj już mogę o tym mówić spokojniej, ale wtedy nie było mi do śmiechu, bo problem był bardzo duży. Na tyle, że zagrożone było moje życie. Nawet nie chcę myśleć, co stałoby się, gdyby skrzep się oderwał. Na szczęście reakcja polskich lekarzy była bardzo szybka. Zajął się mną specjalista, który tylko potwierdził diagnozę. Trafiłem do szpitala i dość szybko rozpuszczono mi ten skrzep.

- Po czymś takim nie ma Pan już chyba zbyt dużego zaufania do tureckich lekarzy?

- Raczej nigdy już mieć nie będę.

- Ta kontuzja zmieniła Pańskie położenie w Trabzonie. Wcześniej grał Pan w podstawowym składzie, radził Pan sobie znacznie lepiej niż choćby Pański brat. Co zatem stało się, że po powrocie do zdrowia Senol Gunes praktycznie całkowicie zrezygnował z Pańskich usług?

- Jak na taką kontuzję, do zdrowia wróciłem bardzo szybko. Już pod koniec października trenowałem na pełnych obrotach razem z drużyną. Myślałem, że szybko odbuduję formę i wrócę do podstawowego składu. Bardzo się jednak pomyliłem. Trabzon sprowadził na moje miejsce Słowaka, Marka Cecha i on grał już cały czas. Dla mnie zabrakło miejsca.

- Trener Senol Gunes uzasadniał w jakiś sposób swoją decyzję?

- Rozmawialiśmy kilka razy, ale nic konkretnego z tych rozmów nie wynikało, a moja sytuacja nie zmieniła się już do końca sezonu.

- Wielu Polaków, którzy mają za sobą grę w Turcji, mówi, że czasami ciężko tam wytrzymać. Potwierdzi Pan te opinie?

- Do chwili, kiedy grałem regularnie, jakoś sobie radziłem i nie miałem większych problemów. Od momentu, kiedy przestałem grać, moja irytacja rosła. Słyszałem od trenera, że dostanę swoją szansę, ale mecz za meczem mijał, a ja jej nie otrzymałem.
- Irytował tylko brak gry czy może również życie w Turcji?

- To jest oczywiście inny kraj niż Polska. Mnie najbardziej dobijała monotonia. Każdy dzień w Trabzonie wyglądał praktycznie tak samo. Wszystko toczyło się w rytmie dom - trening - dom. Człowiek czasami musi odreagować, gdzieś wyjść, a tam tego nie ma. Ja i tak byłem w lepszej sytuacji choćby od Arka Głowackiego. W Turcji byli ze mną żona i synek. Najbliżsi wypełniali mi czas, więc miał mnie kto wspierać w trudnych chwilach.

- Coś Pana zaszokowało specjalnie w Turcji?

- Nie. Na pewno Trabzonspor ma lepszą bazę treningową od Wisły. W ośrodku jest praktycznie wszystko, co potrzeba do zajęć. Jeśli natomiast chodzi o miasto, to nie jest ono wielkie. Wszyscy żyją jednak piłką nożną i klubem, co czasami odczuwałem na swojej skórze. Na ulicy dostawałem jednak przede wszystkim wyrazy sympatii.

- Z bratem Pana czasem mylili?

- Czasami się zdarzało.

- Miał Pan momenty zwątpienia, chciał Pan tym wszystkim rzucić? Mirosław Szymkowiak był w Trabzonie w pewnym momencie tak zdesperowany, że wolał zakończyć przedwcześnie karierę, niż grać tam dalej.

- Aż w takiej desperacji nie byłem. Wprost przeciwnie. Jestem bardzo głodny gry w piłkę. W tej chwili moim największym marzeniem jest, żeby wreszcie rozegrać poważny mecz.

- Ma Pan już dość Trabzonu i Turcji? Chce Pan zmienić klub?

- Jeśli moja sytuacja się nie zmieni, a wszystko na to wskazuje, to będę chciał odejść z Trabzonsporu.

- Rozmawiał Pan na ten temat z trenerem, działaczami Trabzonsporu?

- Nie było jeszcze takich rozmów, ale na pewno będą. Mam jeszcze rok kontraktu, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której przez kolejne dwanaście miesięcy tylko trenuję i co najwyżej gram w rezerwach.

- Alternatywą może być powrót do Wisły. Pański brat nie ukrywa, że dostał sygnał z Krakowa, że przy Reymonta są zainteresowani jego powrotem. A Pan?

- Sygnał z Wisły był, ale dość słaby. Konkretów na razie nie ma.

- Jak Pan jednak odchodził z Wisły, to zapowiadał Pan, że jeszcze do niej wróci.

- Chyba nie muszę specjalnie tłumaczyć, czym jest dla mnie ten klub i ile dla mnie znaczy. Spędziłem na Reymonta kilkanaście lat. To nie jest dla mnie zwykły klub, to coś znacznie ważniejszego. Paweł powiedział ostatnio, że Wisła jest dla niego jak drugi dom. Ja mogę powiedzieć dokładnie to samo. Nigdy Wiśle nie powiem nie. Jeśli tylko pojawi się propozycja z "Białej Gwiazdy", to zawsze rozważę ją w pierwszym rzędzie.

- Skoro Wisła jest dla Pana tak ważna, to pewnie wynik, jaki osiągnęła w minionym sezonie, musiał Pana zaboleć.

- Sam kiedyś miałem taki sezon w Wiśle, więc doskonale wiem, co czuli ludzie związani z "Białą Gwiazdą". To klub, który musi celować w mistrzostwo Polski, więc jeśli jest środek tabeli, to wszystkich musi taka sytuacja boleć.

- Jak Pan odnosi się do pomysłu, żeby nowy zespół oprzeć bardziej na Polakach?
- Czytałem ostatnio wypowiedź trenera PSG, Carlo Ancelottiego. Powiedział on, że klub w każdym kraju powinien opierać się na miejscowych piłkarzach, jedynie uzupełnionych zagranicznymi zawodnikami. Najlepiej takimi, którzy robią różnicę. Ja zgadzam się z tą opinią.

- A w Wiśle byli w minionym sezonie, Pańskim zdaniem, tacy piłkarze robiący różnicę?

- Jeśli miałbym wymienić jednego zawodnika, to podoba mi się styl Ivicy Ilieva. Imponuje mi to, jak Serb radzi sobie w sytuacjach jeden na jednego.

- Ma Pan w ogóle jakieś inne oferty?

- Jakieś zapytania się pojawiają, ale w mojej sytuacji, kiedy nie grałem rok w piłkę, trudno liczyć, że kluby ustawią się po mnie w kolejce.

- Może paradoksalnie łatwiej będzie Panu odejść z Trabzonsporu, bo skoro nie grał Pan przez rok, to Turcy nie mogą za Pana wyznaczyć zbyt wysokiej kwoty transferowej.

- Coś w tym jest. Nawet ostatnio rozmawialiśmy na ten temat z moim menedżerem. Chcemy tak zrobić, żeby ta cała historia skończyła się dla mnie jak najlepiej.

- Pewnie łatwiej byłoby taki powrót do Wisły sobie wyobrazić, gdyby udało się Panu rozwiązać kontrakt w Turcji. Jest taka możliwość?

- Żeby do tego doszło, stanowisko w mojej sprawie musi zająć wreszcie Trabzonspor. Przed moim wyjazdem do Polski nie otrzymałem żadnej informacji z klubu, jak wyobrażają sobie moją przyszłość. Wkrótce jednak zarówno ja, jak i mój menedżer Bartłomiej Bolek zajmiemy się tą sprawą, bo muszę przecież wiedzieć, na czym stoję. Myślę jednak, że wszystko wyjaśni się najwcześniej w czerwcu.

- Pewnie Pański żal jest tym większy, że jeszcze jako podstawowy zawodnik Trabzonsporu miał Pan prawo mieć nadzieję na występ w mistrzostwach Europy.

- Do tego tematu podchodzę spokojnie, bo tak naprawdę nawet nie wiem, czy byłem na poważnie w orbicie zainteresowań trenera Smudy. Jeszcze przed kontuzją nie dostawałem za często powołań, więc chyba nawet w pełni zdrowia za bardzo o mistrzostwach Europy myśleć nie miałem prawa. Uważam, że reprezentacja poradzi sobie spokojnie beze mnie.

- Będzie w niej za to grał Pański brat. Będzie Pan kibicował Pawłowi z wysokości trybun?

- Nie wybieram się na mecze. Na razie chcę trochę odpocząć, spędzić czas z rodziną, za którą bardzo się stęskniłem. W czasie Euro zasiądę natomiast przed telewizorem i będę mocno ściskał kciuki za polską reprezentację.

- A po mistrzostwach wraca Pan do Turcji czy przywitamy Pana na Reymonta?

- Życie pokaże, jak to się wszystko potoczy.

Rozmawiał Bartosz Karcz

225 MECZÓW W WIŚLE

Piotr Brożek, podobnie jak jego brat Paweł, w Polsce kojarzony jest głównie z Wisłą Kraków, do której trafił w 1998 roku. W pierwszej drużynie "Pietia" rozegrał w sumie 225 meczów, w których strzelił szesnaście bramek. Zimą 2011 roku Piotr Brożek przeniósł się razem z bratem do tureckiego Trabzonsporu. I choć to Paweł miał być tam przede wszystkim gwiazdą, to jednak właśnie "Pietia" szybko zaczął mieć lepsze notowania. Wiosną 2011 roku wywalczył sobie pewne miejsce w składzie. Tak samo było w okresie poprzedzającym start w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Przed pierwszym meczem Piotr Brożek złamał jednak nogę i mimo powrotu do zdrowia po trzech miesiącach, nie rozegrał ani jednego spotkania w sezonie 2011/2012. Jego kontrakt z Trabzonsporem jest ważny jeszcze przez rok. Wszystko wskazuje jednak na to, że umowa nie zostanie wypełniona. Piotra Brożka łączy się w ostatnim czasie przede wszystkim z Wisłą, która szuka lewego obrońcy. (BK)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski