Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bystrze Lava na rzece Kolorado nie powstrzymało krakowskiego Bystrza

MAREK DŁUGOPOLSKI
Od lewej - Łukasz Ząbek, Maciej Pawulski, Łukasz Pająk (tyłem), Bogusław Szymański, Robert Drak, Izabella Owsiak, Ireneusz Rozkuszka, Chris Witt, Stefan Danielski, Marta Sobieraj-Jakubiec, Marek Śpitalniak, Krzysztof Potaczek, Krzysztof Jurek, Zbigniew Owsiak. Na zdjęciu nie ma T. Jakubca i M. J. Connolly'ego. Fot. Tomasz Jakubiec "Tomanek"
Od lewej - Łukasz Ząbek, Maciej Pawulski, Łukasz Pająk (tyłem), Bogusław Szymański, Robert Drak, Izabella Owsiak, Ireneusz Rozkuszka, Chris Witt, Stefan Danielski, Marta Sobieraj-Jakubiec, Marek Śpitalniak, Krzysztof Potaczek, Krzysztof Jurek, Zbigniew Owsiak. Na zdjęciu nie ma T. Jakubca i M. J. Connolly'ego. Fot. Tomasz Jakubiec "Tomanek"
Ziemia drżała, gdy staliśmy nad Lava Falls - Tomasz Jakubiec "Tomanek", kierownik pierwszej wyprawy krakowskiego Akademickiego Klubu Turystyki Kajakowej "Bystrze" na dno Wielkiego Kanionu, tak opowiada o marzeniu, które spełniło się po 19 latach.

Od lewej - Łukasz Ząbek, Maciej Pawulski, Łukasz Pająk (tyłem), Bogusław Szymański, Robert Drak, Izabella Owsiak, Ireneusz Rozkuszka, Chris Witt, Stefan Danielski, Marta Sobieraj-Jakubiec, Marek Śpitalniak, Krzysztof Potaczek, Krzysztof Jurek, Zbigniew Owsiak. Na zdjęciu nie ma T. Jakubca i M. J. Connolly'ego. Fot. Tomasz Jakubiec "Tomanek"

 

Przez wąskie skalne gardło, wycięte przez rzekę Kolorado, z potwornym rykiem przewalała się olbrzymia masa czekoladowej wody. - Huk był taki, że aż ciarki przechodziły po plecach - przyznaje Krzysztof Potaczek "Sablik", szef wyprawy Grand Canyon Colorado 2013, a także uczestnik tej z 1994 r.

Lava raz...

Szesnaścioro "bystrzaków", jak zahipnotyzowanych, wpatrywało się w wodną kipiel. Kolorado w tym miejscu miało około 60, 70-m szerokości. Przed nimi był jeden z najtrudniejszych i najpotężniejszych rapidów Ameryki Północnej. Czy da się to piekło pokonać? - kłębiło się w głowach "bystrzaków z Akademii Górniczo-Hutniczej.

- To tylko 20 sekund... - stwierdził Michael J. Connolly, doświadczony amerykański rafciarz. - Lavę płynie się tylko raz - tym stwierdzeniem nie dodał im jednak otuchy. Gdy zeszli do poziomu rzeki, rapid wydawał się jeszcze groźniejszy. - Kolorodo kłębiło się i huczało, fale miały po kilka metrów wysokości, a wodne pióropusze strzelały wysoko w niebo - wspomina Łukasz Pająk "Łuki".

"Piekielne wrota" postanowiło przepłynąć trzech kajakarzy. Dołączyli do nich również rafciarze. Czy czuli strach? - Respekt to lepsze słowo - śmieje się "Tomanek". - Każdy, kto zdecydował się, że spłynie przez Lava Falls, musiał sam sobie radzić z emocjami. Oczywiście, adrenalina była - dodaje "Łuki".

W wodnej kipieli

- Kolorado powoli zaczyna zlewać się w wielki jęzor. Przyspiesza, kłębi się i coraz mocniej faluje - opowiada "Łuki". Kajaki i pontony, jeden za drugim, znikają między falami, w gęstej chmurze kropel. Kolejno pikują, a po chwili giną w wodnych odmętach, obraca nimi i buja na wszystkie strony. Niekiedy widać tylko wiosła wściekle młócące wodę, by przetrwać, utrzymać się na powierzchni.

- Oddech staje się płytszy, krew zaczyna szybciej krążyć, a serce wali jak oszalałe - "Łuki" nie kryje emocji, które towarzyszyły mu w czasie pokonywania rapidów. - Gdy wpadnie się w kipiel, nie pozostaje już nic innego, jak tylko walka z żywiołem. Zapomina się wtedy o zmęczeniu, bólu. Choć lodowata woda wdziera się do ust i zalewa oczy, cały czas trzeba pamiętać o drodze, którą się wybrało, trzeba myśleć - dodaje.

Nie można pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. - Pędzące Kolorado wybucha też potężnymi powietrznymi gejzerami. W ułamku sekundy potrafią rzucić ważącym tonę pontonem, jak piórkiem. Trzeba bardzo uważać, aby go nie wywróciło, nie rzuciło na skały, zatrzymało w odwoju lub wirze - mówi.

Gdy woda zaczyna być spokojna, można chwilę odsapnąć. Do następnego rapidu... - Wszyscy, którzy postanowili przepłynąć bystrze, zrobili to w bardzo dobrym stylu, bez wywrotki - zapewnia "Tomanek". Dodaje, że to nie tylko jego opinia, ale także amerykańskich przewodników.

Sto rapidów

W 18 dni pokonali blisko sto rapidów, w tym dziesięć bardzo trudnych, a przepłynęli w tym czasie ponad 450 km Kolorado.
 

W 1994 r. spłynęli z Diamond Creek do Lake Mead, a zaliczyli również Cataract Canyon, za sobą mieli więc dolny i górny odcinek Kolorado. Dlaczego wtedy opuścili środkowy, najbardziej wymagający?

- Nie otrzymaliśmy zgody na spłynięcie. Zapisaliśmy się jednak do kolejki. Byliśmy wtedy na 5500. miejscu. Grand Canyon National Park Service dba bowiem o to, aby po Kolorado nie pływało zbyt wiele osób. Po 14 latach dotarliśmy w okolice pierwszej setki. Wtedy jednak zmieniły się zasady przyznawania pozwoleń. Zaczęto je losować. Cierpliwie więc czekaliśmy na swoją kolej - przypomina "Sablik".

Cud natury

Wyżłobiony przez Kolorado kanion jest gigantyczny, w najgłębszym miejscu, tzw. Wąwozie Granitowym, ma 2133 m głębokości. Ma też blisko 500 km długości, 36 m w najwęższym miejscu i 90 km w najszerszym.

Z sukcesu krakowian bardzo zadowolona jest - co podkreślają uczestnicy wyprawy - Ellen Germain, konsul generalna Stanów Zjednoczonych w Krakowie. Nie tylko towarzyszyła "bystrzakom" podczas ostatniego treningu na torze kajakowym przy Kolnej, ale także wsiadła do dwuosobowego kajaka, zaliczając nawet jedno wypadnięcie do zimnej wody.

"Grand Canyon jest jednym z najpiękniejszych miejsc na Ziemi. Cieszę się, że Klub Bystrze w końcu popłynie rzeką Kolorado" - takie słowa konsul Ellen Germain skierowała do Łukasza Pająka, który towarzyszył jej w kajaku.

- Niegdyś konsul przepłynęła tratwą Kolorado. A teraz śledziła losy naszej wyprawy na Facebooku - przypomina Tomasz Jakubiec.

Uparty "Sablik"

To, że doszło do wyprawy, członkowie "Bystrza"zawdzięczają góralowi z Rabki. Krzysztof Potaczek, zwany przez przyjaciół nie tylko "Sablikiem", ale również "Sabałą", lata pilnował kolejki i wnosił opłaty. W 2011 r. Grand Canyon National Park Service poinformował go, że "Bystrzu" został przydzielony termin wodowania w Less Ferry na... 2013 r.

7 sierpnia na Kolorado mogły więc wypłynąć cztery pontony i osiem kajaków. W nich szesnaścioro zaprawionych w bojach "bystrzaków". Na podbój Kolorado poprowadził ich "Sablik".

Wyruszyli spod górnego zbiornika. - Kanion przygotował dla nas niesamowity spektakl. Raz był zielony, potem czerwony, a niekiedy czarny. Przepływaliśmy przez miliony lat historii ziemi - mówi zadowolony "Tomanek".

- Nie było czasu na nudę. Rzeka z każdym bowiem dniem głębiej wcinała się w ziemię. Woda również mieniła się barwami, od ciemnozielonej, szmaragdowej, po kakaową, a nawet krwistoczerwoną. To była niesamowita wyprawa - dodaje "Łuki".

Jej uczestnicy podkreślają, że choć co roku nad Wielki Kanion Kolorado przybywa ponad 5 milionów turystów, to tylko 25 tysięcy z nich ma przywilej obejrzenia go z wody. - A tylko nieliczni samodzielnie spływają rzeką - dodają z dumą. - Warto więc mieć marzenia - dodaje zadowolony Tomasz Jakubiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski