Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez skrupułów

Redakcja
Można mi cokolwiek tylko komu się chce zarzucić, ale nigdy nie to, że kogokolwiek uderzyłem, czy też rannego, dobiłem" - kłamał na łamach "Gazety Krakowskiej" Stanisław Wałach w 1992 r., oburzony artykułem Heleny Lazar pt. "Mord sądowy".

Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają

Już wtedy mało kto wierzył w zapewnienia byłego funkcjonariusza policji politycznej. Dziś na nowo odkrywane fakty, rzucają światło na niechlubną przeszłość jednego z najważniejszych esbeków w Małopolsce. 
Stanisław Wałach karierę w bezpiece rozpoczął w wieku 25 lat od stanowiska zastępcy kierownika Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa (PUBP) w Chrzanowie. Objął je w styczniu 1945 r., tuż po przejściu frontu. W tym czasie miał już stopień majora, przyznany mu za działalność w okresie okupacji niemieckiej w Armii Ludowej (AL) - zbrojnym ramieniu komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej. Trzy lata później w środowisku żołnierzy podziemia niepodległościowego na terenie województwa krakowskiego już cieszył się niechlubną sławą związaną z uczestnictwem w rozgramianiu konspiracji. Na początku lat 70. pod jego imieniem i nazwiskiem wydano kolejno 3 książki. Wiele w nich wątków autobiograficznych, ale część z nich przekłamano, inne pominięto. Celem publikacji miało być utwierdzanie społecznego mitu o bohaterstwie "utrwalaczy władzy ludowej" i budowanie czarnej legendy podziemia niepodległościowego.

(Nie)przypadkowo ocalały

W maju 1944 r. Stanisław Wałach i jego szwagier, późniejszy wiceminister spraw wewnętrznych, Franciszek Szlachcic, jako jedyni wyszli cało z zasadzki przygotowanej przez Niemców na działaczy AL i PPR. Tę tzw. wielką wsypę i ocalenie nad wyraz barwnie przedstawił Wałach w książce zatytułowanej "Partyzanckie noce". Niektóre z opisanych w niej faktów starał się wyjaśnić Zbigniew Bartuś. Jego prywatne śledztwo dziennikarskie pozwala przypuszczać, że to ocalenie nie było - tak jak podawał sam Wałach - sprawą szczęśliwego przypadku, ale zamierzonego działania Eleonory Wałach-Hardzinowej, siostry Wałacha i szwagierki Szlachcica. Prawdopodobnie to ona zdradziła lokalizację bunkra AL w lesie libiąskim Karolowi Seemanowi "Ofikowi", "Wilkowi" - dowódcy obwodu AL, a zarazem konfidentowi gestapo. To także prawdopodobnie ona, wiedząc o planowanym przez Niemców ataku, ostrzegła swojego brata i szwagra.
Niecały rok po tej akcji, Wałach o wydarzeniach z 1944 r. w życiorysie złożonym w bezpiece napisał: "W maju przechodzę dwukrotne aresztowanie i obławy nadsyłane przez prowokatora »Wilka«". Fragment ten podkreślono, a tuż obok, na lewym marginesie, dyrektor Wydziału Personalnego MBP Leon Andrzejewski (właśc. Ajzen Lajb Wolf) dodał komentarz: "Gdyby wtedy był aresztowany, to by nie wyszedł żywy. Wsypa obwodu". Dwukrotne aresztowanie, wsypa i ocalenie Wałacha nasuwało podejrzenia o jego współpracę z gestapo. Sprawę zaczęto więc drążyć, ale nie na tyle, by w 1946 r. raz na zawsze wyjaśnić wszelkie wątpliwości. W 1950 r., kiedy planowano mianować Wałacha zastępcą szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP), sprawa "odżyła". Tym razem przeprowadzono dochodzenie. Ostatecznie postawione wcześniej zarzuty "po dokładnym sprawdzeniu upadły i okazały się całkowicie bezpodstawnymi". Nieznany jest jednak przebieg tego dochodzenia. Poza tym krótkim komentarzem na jednym z dokumentów załączonych do akt osobowych brak jest innych dowodów rozwiewających wątpliwości dotyczące przeszłości Wałacha z okresu okupacji niemieckiej.

Kariera po trupach

W środowisku działaczy komunistycznych Wałach pełnił ważną rolę. Początkowo był zastępcą, następnie dowódcą oddziału AL im. Jarosława Dąbrowskiego. Od wiosny 1944 r. był już dowódcą okręgu AL w Zagłębiu Dąbrowskim i okręgu AL Chrzanów, kolejno szefem sztabu obwodu V AL Śląsk. Tą ostatnią z funkcji objął niedługo po "wielkiej wsypie" i śmierci swojego dotychczasowego dowódcy Stanisława Barana "Bolka".
Wydawało się pewne, że w świeżo zorganizowanym PUBP w Chrzanowie obejmie stanowisko szefa. Tymczasem zapadła inna decyzja - Wałachowi powierzono stanowisko zastępcy, a kierownikiem został Ludwik Zawiślak. Kierował on urzędem jednak niespełna 5 miesięcy. 1 maja 1945 r. zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. W tej sytuacji sprawy obróciły się na korzyść Wałacha. Był to już drugi przypadek, gdy na skutek śmierci przełożonego awansował.
Od 1 września 1948 r. do maja 1952 r. kierował Wydziałem III krakowskiego WUBP. To między innymi przez niego trafili do więzień żołnierze polskiego podziemia niepodległościowego z oddziału "Wiarusów" dowodzonego przez Stanisława Ludzię "Harnasia" - skazanego na karę śmierci i straconego wraz z kilkoma podkomendnymi. On też opracował i przeprowadził likwidację oddziału Józefa Miki "Leszka" i Franciszka Mroza "Bobra". Obaj wyrokiem komunistycznego sądu zostali skazani na karę śmierci i straceni. Taki sam los spotkał ks. Władysława Gurgacza SJ. Na niego Wałach wydał nakaz aresztowania. Później, 14 sierpnia 1949 r., dowodził akcją wymierzoną w żołnierzy "Żandarmerii" - oddziału, którego kapelanem był skazany jezuita. Zwabieni w zasadzkę na terenie Czechosłowacji żołnierze, do których otworzono ogień z broni maszynowej, nie mieli szans ucieczki. Kiedy ustała kanonada, Wałach dał przykład, jak traktować pojmanych - "Przechodził obok rannych i kopał nas. Doskonale pamiętam jego twarz. Później widziałem Józka Witowskiego »Rolanda« powieszonego za nogi w drzwiach. To był jeden krwawy strzęp. Bito nas gumowymi pałami grubości butelki" - wspominał Tadeusz Ryba "Jeleń", a Marian Stanek "Zero" dodał: "Byłem już na noszach, Wałach podszedł i kopał mnie z furią, wykręcał przestrzeloną rękę, którą miałem już unieruchomioną w szynie przez sanitariusza".
Tropieniem ukrywających się żołnierzy podziemia niepodległościowego Wałach wsławił się zresztą nie tylko w Małopolsce, ale także na Białostocczyźnie. Tam od stycznia 1957 r. kierował Służbą Bezpieczeństwa przy Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Przyspieszył rozpracowanie i w rezultacie przygotowanie zasadzki na ukrywającego się na tym terenie legendarnego żołnierza podziemia niepodległościowego, ppor. Stanisława Marchewkę "Rybę". W konsekwencji akcji "Ryba" został zabity. Tę śmierć przeliczono w resorcie na pieniądze; miesiąc później Wałach otrzymał od ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Władysława Wichy nagrodę w wysokości 3 000 zł...
Bezpieczniacka "kariera" Wałacha obfitowała w nie do końca jasne epizody. Jeden z nich jest szczególnie zastanawiający: "Do zarzucanych przestępstw w[yżej] w[ymieniona] [kandydatka na werbunek] przyznał[a] się dopiero w drugim dniu śledztwa. Samo przyznanie się w[yżej] w[ymienionej] nie zadecydowało o pójściu na współpracę, ponieważ kandydat[ka] do rzeczy właściwej podchodził[a] z premedytacją i wykrętnymi odpowiedziami, w związku z czym postanowiono odwołać się na ostateczną decyzję Szefa tut[ejszego] Urzędu, który po uprzedniej rozmowie z kandydatem dał polecenie ją wykorzystać, co zostało spełnionym osobiście przez Naczelnika Wydz[iału] III mjr. Wałacha" - zapisano w raporcie o werbunku jednego z informatorów WUBP w Krakowie. Nie sposób ustalić, co według piszącego oznaczało stwierdzenie "wykorzystać". To sformułowanie było używane przez funkcjonariuszy bezpieki dla zatajenia stosowanych w urzędach, bo oficjalnie zabronionych, praktyk - dotkliwych pobić czy nawet gwałtów w przypadku kobiet. Dzięki takiej formule funkcjonariusze stosujący tego rodzaju metody pozostawali bezkarni, gdyż nie wskazywała ona, jakie konkretne działanie podjęto. Nie wiadomo więc, co też zrobił Wałach, by złamać przetrzymywaną i przesłuchiwaną od kilku dni i zapewne nocy pracownicę UJ.

Wybiórcza pamięć esbeka

Po 26 latach służby w bezpiece, w przedmowie do drugiego wydania książki "Był w Polsce czas..." Stanisław Wałach napisał: "Nie mam się czego wstydzić, nie mam nic do ukrycia, nic do przemilczenia". Dziś brzmi to cynicznie. Napisał tyle, ile chciał napisać i tak, by czytelnicy postrzegali jego i innych oddanych Moskwie aparatczyków jako narodowych bohaterów. W rzeczywistości był zdrajcą z wyboru. Po przejściu na emeryturę dał kolejne świadectwo swej gotowości zwalczania niepodległościowych dążeń Polaków. W chwili, gdy rodziła się "Solidarność", a komuniści tracili grunt pod nogami, Wałach pisał do ministra spraw wewnętrznych, gen. Mirosława Milewskiego: "Obecnie, w sytuacji dla Polski trudnej, czuję potrzebę włączenia się do pracy i stawiam swoją osobę do dyspozycji Towarzysza Ministra". Bezpieka z tej oferty już nie skorzystała. Wałach pozostał emerytem, mogącym jedynie rozpamiętywać dawną chwałę i zasługi oddane w utrzymywaniu w Polsce totalitarnego reżimu. Zmarł w Krakowie w 1999 r.
Roksana Szczęch

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski