Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biznes na edukacji

EWA KOPCIK
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
W Krakowie działa ponad 90 szkół policealnych. Kształcą przeszło 17 tys. słuchaczy. Faktycznie, czy tylko na papierze - nikt tego nie sprawdzał.

Fot. Ingimage

KONTROWERSJE. Część krakowskich radnych domaga się kontroli szkół policealnych, korzystających z państwowych dotacji

W piątkowym "Dzienniku Polskim" opisywaliśmy efekty kształcenia Policealnej Szkoły Detektywów i Pracowników Ochrony "Bodyguard" w Krakowie. W ciągu ostatnich 4 lat szkoła otrzymała od państwa ponad 850 tys. zł i wyszkoliła w tym czasie 32 techników ochrony osób i mienia.

CZYTAJ TAKŻE: Znakomity interes na szkolnych dotacjach >>

Właśnie ten przykład przywołuje radna Agata Tatara w interpelacji do prezydenta Krakowa, w której domaga się kontroli placówek dotowanych z budżetu. Część radnych ją popiera, a magistrat obiecuje, że kontrole wkrótce się rozpoczną.

"Bodyguard" rekrutuje słuchaczy wśród studentów Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa Publicznego i Indywidualnego "Apeiron". Oferuje im dwa dyplomy - licencjata i "technika ochrony" - za jedno czesne: 380 zł miesięcznie. Tyle że do państwowego egzaminu na "technika" przystępuje tylko garstka absolwentów, a jeszcze mniej go zdaje. W ub. roku egzamin zaliczyło tylko dziewięciu.

Choć "Bodyguard" korzysta z państwowych subwencji, nikt nie monitoruje ani jakości kształcenia, ani tego, czy słuchacze występują w realu. - Za jakość kształcenia odpowiada dyrektor szkoły - twierdzi Wanda Brześcińska z krakowskiego kuratorium, przyznając, że w ostatnich latach w "Bodyguardzie nie było żadnych kontroli.

"Bodyguard" i "Apeiron" to rodzinny biznes małżeństwa Barbary i Juliusza Piwowarskich. Niejedyny na polu edukacyjnym. Pierwszym było Centrum "Orion" (przekształcone później w Centrum Edukacji "Orion-Bodyguard"), oferujące: "średnie wykształcenie w 1 rok+matura, szybko, bezstresowo, solidnie". Ogłoszenia tej treści kilkakrotnie zwracały uwagę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Uznano je za nieuczciwą, wprowadzającą w błąd reklamę, bo w rzeczywistości "Orion" prowadził tylko kursy przygotowujące do matury. UOKiK wydał w tej sprawie kilka decyzji, ukarał nawet właścicieli za udzielanie nieprawdziwych wyjaśnień. Skutek był niewielki.

- Placówki "Oriona" działały przez wiele lat aż w 14 miastach - dopóki byli chętni, by się w nich uczyć. Biznes świetnie prosperował: wpisowe w granicach od 50 do 200 zł, czesne - od 100 do 200 zł miesięcznie. Obowiązywała zasada: usługa za gotówkę - z góry - opowiadają byli pracownicy "Oriona". Na dowód pokazują pisemne instrukcje, podpisane przez właścicieli.

"Bezwzględnie należy pilnować, aby słuchacze, którzy zalegają z zapłatą, nie uczestniczyli w zajęciach. (...) Nadzór podczas egzaminów jest rzeczą nieodzowną i konieczny w przypadku osób próbujących korzystać z naszych usług nieodpłatnie, które należy kasować, choćby w momencie podejścia do egzaminu" - czytamy w instrukcji.

Wygląda na to, że podobne praktyki przeniesiono do szkoły "Apeiron", gdyż w ub. roku UOKiK zakwestionował naliczanie przez tę uczelnię odsetek (0,2 proc.) za każdy dzień zwłoki w opłatach czesnego, które ponad 3,5-krotnie przekraczały dopuszczalny limit. Zastrzeżenia dotyczyły także wielu innych zapisów "regulaminu opłat", np. możliwości corocznej 10-proc. podwyżki czesnego. Decyzja UOKiK zakończyła się wezwaniem do zaniechania niedozwolonych praktyk.
 

Czy coś się zmieniło na lepsze? Relacje niektórych studentów pozostawiają co do tego wątpliwości. Sami właściciele na temat swoich szkół nie chcą rozmawiać z dziennikarzem. Godzą się tylko odpowiedzieć na pytania wysłane e-mailem, ale ostatecznie większość z nich pomijają milczeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski