Anna Woźniakowska: Z OPERY
Jej twórca, Henryk Baranowski, opowieść o miłosnych perypetiach Adiny, Nemorina i Belcora rozpoczął w Państwowym Gospodarstwie Rolnym w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, z rozwojem akcji przybliżając ją do naszych czasów. Zadbał też o widowiskowość, niestety, z pewnym nadmiarem, za którym podążyli współtwórca scenografii Paweł Dobrzycki i kostiumolożka Dorota Morawetz. W I akcie oprócz obowiązkowych kufajek i roboczych kombinezonów oglądaliśmy więc żywą kozę (uroczą!), obgryzającą ze smakiem dekorację, gdakający i śpiewający drób, gruchające gołębie, a do tego bluzgający dymem i ogniem traktor (wspaniały!) z Adiną - traktorzystką i równie dynamiczny pojazd, jakim przyjechał oszust Dulcamara z asystentkami, a także monterki elektryczności wychodzące na słupy oraz ochocze pląsy (choreografia - Emil Wesołowski) zarówno żniwiarzy, jak i desantujących się z powietrza żołnierzy (wybornych!), z Belcorem na czele. Teatru, chwilami zbyt dosłownego, jest więc w tej inscenizacji pod dostatkiem, gorzej, że w I akcie nieco gubi się w tym wszystkim muzyka, tym bardziej że kierownik muzyczny i dyrygent Evgeny Volynskiy jest w tym spektaklu także po części aktorem. Tym niemniej, oswoiwszy się z dziarskim sposobem bycia pegeerowskich pracowników, posłuchać można na krakowskiej scenie ładnego mezzosopranu Moniki Korybalskiej - Gianetty, Stanisława Kufluka, który dźwięcznym barytonem popisuje się jako Belcore, oraz podziwiać sprawność wokalną i aktorską Dulcamary - Dariusza Macheja, który swobodą artystyczną górował tym razem nad partnerami. Wyraźna niedyspozycja nie pozwoliła Adamowi Zdunikowskiemu w pełni sprostać wymogom partytury Donizettiego, choć w II akcie w duecie z Joanną Woś - Adiną miał też frazy prawdziwie piękne. Także sama Joanna Woś, po kilku zbyt ostrych, wręcz brzydkich, wysokich dźwiękach w I akcie, urzekała sztuką wokalną.
W zamieszczonym w drukowanym programie tekście Henryka Baranowskiego przeczytać można, że swą inscenizacją chciał nie tylko bawić, ale i przywołać lata dzieciństwa, w których ludzie żyjąc we wspólnocie, byli sobie bliscy, a także zaprotestować przeciw współczesnej materializacji i atomizacji życia. Czy mu się to udało? Szczerze mówiąc, nie wiem. Ja w operze nie poszukuję "wielkich filozofii". Dlatego przyznam się, że nie rozumiem znaczenia swoistej trawestacji Piramidy zwierząt Katarzyny Kozyry, która ukazuje się w finale. Czy rozbawieni spektaklem, mamy przypomnieć sobie o naszej śmiertelności? Czy wprost przeciwnie, ma być to pochwała reinkarnacji? A może to dowód na zmaterializowanie także sztuki?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Oddano hołd ofiarom Zbrodni Katyńskiej. Złożono wieniec na grobie Kazimierza Sabbata
- Szef MSZ: Albo Rosja zostanie pokonana, albo będzie stała u naszych granic
- Lecisz do Londynu? Uważaj. Na słynnym lotnisku rozpoczynają się strajki
- Niedziela była wspaniała. A jaki będzie poniedziałek? Sprawdź prognozę pogody