Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W sidłach lichwiarza

Redakcja
"Inwestor" wziął dom o wartości miliona złotych pod zastaw 40 tys. zł pożyczki. Teraz stawia ultimatum: eksmisja albo 660 tys. zł za zwrot nieruchomości - z obciążoną już hipoteką na kolejne kilkaset tysięcy złotych.

INTERWENCJA. Wpadła w pułapkę zadłużenia. Kiedy już żaden bank nie chciał z nią rozmawiać o kolejnym kredycie, trafiła w sidła "prywatnego inwestora".

Źródłem kłopotów finansowych 60-letniej Stanisławy Sz. z Zabierzowa okazały się karty kredytowe i krótkoterminowe kredyty konsumpcyjne. Kiedy mąż stracił pracę, a ona przeszła na emeryturę, zabrakło pieniędzy, by płacić raty. Zaciągała więc nowe pożyczki, by spłacić stare. Zadłużenie rosło - z początkiem ub. roku wynosiło ok. 40 tys. zł. Wtedy już żaden bank nie chciał z nią rozmawiać o kolejnym kredycie. Ukrywała to przed mężem i dziećmi. - Żyłam w strasznym stresie. Obawiałam się i reakcji rodziny, i o jej dalsze losy - wspomina.

W kwietniu ub. roku trafiła w internecie na ogłoszenie: "Pomagamy w trudnych sytuacjach. Dowolna kwota na dowolny cel. Masz nieruchomość = masz kredyt". Z oferty wynikało, że pieniądze mogą być do odebrania nawet w 24 godziny od skompletowania dokumentów. Potrzebny był tylko akt notarialny potwierdzający prawo własności i wypis z księgi wieczystej. Nie miały znaczenia ani dochody ani zła historia kredytowa przyszłego dłużnika.

Od razu zadzwoniła na podaną w ogłoszeniu komórkę. Odebrał 27-letni Rafał K. spod Warszawy. Kiedy usłyszał, że jest właścicielką 14-arowej działki i stojącego na niej dwukondygnacyjnego domu pod Krakowem, powiedział, że z 40 tys. zł pożyczki nie powinno być żadnych problemów. Kilka dni później przyjechał do Zabierzowa, żeby obejrzeć nieruchomość i sprawdzić dokumenty. Uzgodnili warunki: K. pożycza jej pod zastaw domu i działki 40 tys. zł, które będzie mu spłacać przez 3 lata. Pierwsza ratę - 800 zł - ma wpłacić w ciągu 10 dni od podpisania umowy notarialnej. Kolejne - co miesiąc po 1700 zł. W sumie wyszło, że zwróci 62 tys. zł. Za każdy dzień opóźnienia w spłacie K. miał naliczać 25 zł, za telefoniczne upomnienie - 10 zł, a za przyjazd na miejsce w celu wezwania do zapłaty - 900 zł. Zgodziła się na to. K. umówił spotkanie u notariusza w Krakowie.

Umowa pożyczki była jednak tylko na gębę. W akcie notarialnym - zawartym 19 maja ub. roku - była już mowa o sprzedaży domu - za 120 tys. zł!

- Do notariusza Rafał K. zawiózł mnie swoim samochodem - mówi pani Sz. Tam to on grał pierwsze skrzypce: dostarczał dokumenty i uzgadniał szczegóły, bez jej obecności. - Ja miałam tylko podpisać. Owszem, notariusz odczytał akt, ale do mnie zupełnie nie dotarło, że zamiast wziąć pożyczkę, sprzedaję dom. W kancelarii panował rozgardiasz, ciągle wchodzili i wychodzili jacyś klienci. Byłam strasznie zdenerwowana, że obciążam hipotekę w tajemnicy przed mężem, ale cały czas przekonana, że to pożyczka. K. nieustannie zapewniał mnie, że po jej spłacie akt notarialny będzie nieważny. Sądziłam też, że gdyby rzeczywiście w grę wchodziła sprzedaż, to byłaby do tego potrzebna zgoda męża, który budował dom i jest współwłaścicielem.

40 tys. zł wraz z harmonogramem spłat pożyczki pani Stanisława dostała już po wyjściu od notariusza - od żony K., która czekała pod kancelarią w samochodzie. Z tej kwoty od razu musiała zwrócić 4 tys. zł - za sporządzenie umowy. Po powrocie do domu nawet jej nie przeczytała, tylko skrzętnie ukryła. Wpłaciła tylko pierwszą ratę pożyczki - 800 zł.
- O niczym nie miałem pojęcia - mówi Wiesław Sz., mąż Stanisławy, który jeszcze w ub. roku (już po sprzedaży) rozpoczął modernizację domu. Jego sytuacja finansowa się poprawiła - ma stałą pracę, nieźle zarabia. W tym roku postanowił zbudować garaż. Przed miesiącem udał się do Starostwa Powiatowego po wypis z rejestru gruntów i tam usłyszał, że o wydaniu dokumentów nie ma mowy, bo nie są już właścicielami domu i działki.

- Zdębiałem - mówi. - Kiedy po awanturze pokazano mi umowę sprzedaży, w jednej chwili cały świat mi się zawalił. W domu żona przyznała mi się do pożyczki, ale wciąż przekonywała, że to nie żadna sprzedaż. I chyba do dzisiaj nie do końca zdaje sobie sprawę co podpisała.

Ten jeden podpis oznacza dla niego utratę całego dorobku życia. W budowę domu włożył nie tylko wszystkie oszczędności, ale i własną pracę. Pokazuje stertę rachunków za materiały budowlane, wystawione na jego nazwisko, włącznie z decyzją o pozwoleniu na budowę. Dom powstał jednak na działce, którą jego żona dostała od rodziców. Formalnie to ona była właścicielką, więc miała prawo sprzedać.

W akcie notarialnym znajduje się zapis, obligujący Stanisławę Sz. do wydania domu w ciągu niespełna miesiąca. Mimo to nowy właściciel prawie przez rok się o niego nie upominał. Wykonał inny manewr: po wpisaniu prawa własności do księgi wieczystej, ustanowił hipotekę na nieruchomości, zaciągając dwa kredyty - w sumie 800 tys. zł.

- Zadzwoniłem do tego człowieka, bo chciałem się z nim dogadać. Przyjechał z ochroniarzem. Zaproponowałem, że zwrócę pożyczkę wraz, odsetkami, ale usłyszałem, że on nie pożyczał pieniędzy, tylko kupił naszą nieruchomość. Kiedy zaoferowałem, że wpłacę na jego konto kwotę, która figurowała w akcie notarialnym, czyli 120 tys. zł i do tego niewielką prowizję, roześmiał mi się prosto w twarz. Kilka dni później przysłał mi e-mailem swoje warunki. Zagroził komornikiem oraz eksmisją donikąd - opowiada zdesperowany Sz.

Najkorzystniejszy wariant, zaproponowany przez Rafała K. mówi o wykupie przez Sz. obciążonej hipotecznie nieruchomości za... 660 tys. zł. Druga jego oferta to wspólna sprzedaż, z zastrzeżeniem, że dla niego ma przypaść 800 tys. zł. Kolejna mówi o wynajęciu przez nich domu - z miesięcznym czynszem 4 tys. zł, płatnym z góry. "Proszę się nie targować i nie oczekiwać cudów, każda złotówka, którą panu odpuszczam, to złotówka odjęta od ust moim dzieciom. Oczekuję szybkich decyzji" - napisał w końcowym fragmencie listu. Ponieważ nie dostał odpowiedzi, wysłał kilka dni temu SMS o treści: "Przestaję pana traktować poważnie. Do końca przyszłego tygodnia proszę się wyprowadzić z domu i zabrać wszystkie swoje rzeczy. Te, które zostaną w domu, zostaną wyrzucone".

Pod koniec kwietnia Stanisława Sz. złożyła do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Pisze, że Rafał K. wykorzystał jej trudną sytuację i "doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem". Decyzja w tej sprawie zapadła dopiero przed kilkoma dniami. - Prokurator wszczął śledztwo w sprawie oszustwa - informuje prok. Bogusława Marcinkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Od tygodnia komórka Rafała K. milczy ("telefon jest wyłączony lub abonent znajduje się poza zasięgiem"). Ale na swojej stronie internetowej nadal informuje, że pomaga w trudnych sytuacjach, działa szybko i profesjonalnie. Zaprasza też do współpracy inwestorów, którym gwarantuje szybkie pomnożenie oszczędności. "Wierzytelności są doskonale zabezpieczone - minimum 200 proc. długu - wekslem, hipoteką lub zastawem - zapewnia.

Podobnych ofert o pozabankowych lub prywatnych pożyczkach można znaleźć w sieci setki. Ich rzeczywiste oprocentowanie może sięgać nawet kilkaset procent rocznie, chociaż ustawa antylichwiarska ogranicza odsetki do 20 proc. w skali roku (czterokrotność wysokości stopy kredytu lombardowego NBP). Zwykle takie pożyczki wymagają też zabezpieczenia w postaci domu, mieszkania, działki. Sęk w tym, że zazwyczaj nie chodzi o obciążenie hipoteki, lecz o notarialną sprzedaż lub przywłaszczenie nieruchomości. Dają się na to kupić osoby zdesperowane, o niskich dochodach albo o niezbyt korzystnej historii kredytowej. Dramat zaczyna się, kiedy nie mogą spłacić długu.

Ewa Kopcik

[email protected]ów.pl

Maciej Pietrzykowski, krakowski adwokat:

- Takich spraw jest mnóstwo. Niestety, nie bez winy są pożyczkobiorcy, którzy przecież godzą się na podpisanie podobnych umów. Nie oznacza to, że są one ważne. Umowa sprzedaży, która jest gwarantem pożyczki, jest aktem pozornym, czyli może być unieważniona. Jest wyrok Sądu Najwyższego w podobnej sprawie. Są też przepisy kodeksu cywilnego, mówiące o zasadach współżycia społecznego. W tej sprawie na kilometr widać, że zostały one rażąco złamane. To daje podstawę do unieważnienia aktu notarialnego. Jest też pytanie, czy nawet gdyby doszło do zwrotu nieruchomości po spłacie pożyczki, to czy byłoby to zgodne z prawem? Przecież lichwa jest zakazana, jest przestępstwem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski