Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Dominik – agent doskonały

Monika Komaniecka
Krzysztof Michałowski, czyli benedyktyn o. Dominik
Krzysztof Michałowski, czyli benedyktyn o. Dominik fot. Archiwum
Agentura w kościele. Bezpieka pozyskuje do współpracy Benedyktyna z Tyńca. Ojciec Dominik staje się jednym z najbardziej pracowitych donosicieli. Rozpracowuje zakony i ludzi „Tygodnika Powszechnego”

Jesienią 1952 r. krakowski Kościół został sparaliżowany aresztowaniami kolejnych duchownych – które były konsekwencją tzw. sprawy kurii krakowskiej. W areszcie znaleźli się także abp. Eugeniusz Baziak i jego sufragan bp Stanisław Rospond. W tak stworzonej atmosferze terroru funkcjonariusze bezpieki przeprowadzali rozmowy z duchownymi diecezji krakowskiej. 20 grudnia 1952 ppor. Zbigniew Faryna prowadził jedną z nich z benedyktynem z Tyńca o. Dominikiem (Krzysztofem Michałowskim). Wykorzystując sytuację, zwerbował go do tajnej współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa.

Początkowo zakonnik okazywał niechęć do współpracy. Dopiero od marca 1953 r. ubowcom udało się przełamać jego opór, a agent zaczął regularnie pisać doniesienia i przychodzić na spotkania. Przybrał sobie pseudonim „Franek”, który potem kilkakrotnie zmieniał na „Włodek”, „Michał”, „Marek” i „Robert”. Michałowski pochodził z rodziny arystokratycznej, znał kilka języków obcych, szybko piął się po szczeblach kariery zakonnej: od 1959 był podprzeorem, a od 1966 r. – przeorem klasztoru w Tyńcu. Z bezpieką utrzymywał kontakt do śmierci w 1987 r.

Podziękowanie z KGB
TW prowadzony był początkowo przez Zygmunta Farynę, który także szybko awansował w strukturach krakowskiej bezpieki. Później, od 1966 r. aż do lat 80. ,spotkania z nim odbywał kierownik Grupy 2 Wydziału IV kpt. Józef Chojnacki. Głównym zadaniem Michałowskiego było rozpracowywanie działalności benedyktynów, a w latach 1951–1959 w szczególności przeora o. Piotra Rostworowskiego. Przekazywał ponadto informacje dotyczące innych zakonów, duchowieństwa parafialnego i hierarchii kościelnej oraz środowiska katolików świeckich ze „Znaku”, KiK-u czy „Tygodnika Powszechnego”. Wykorzystywany był również do opracowywania dokumentów o charakterze dezinformacyjnym mających na celu zdyskredytowanie niektórych osób duchownych i odsunięcie ich ze stanowisk kierowniczych w Kościele albo ograniczenie ich wpływów.

Na początku 1963 r. opracował memoriał w sprawie kanclerza kurii krakowskiej ks. Mikołaja Kuczkowskiego, co doprowadziło do usunięcia go ze stanowiska. W październiku 1963 r. opracował kolejny memoriał o szkodliwości kultu maryjnego dla katolicyzmu w Polsce, co uderzało w kard. Stefana Wyszyńskiego. Na zlecenie SB pisał anonimowe listy do biskupów krakowskich przeciw przełożonym różnych zakonów w celu skłócenia ich z kurią, m.in. anonim na inspektora salezjanów ks. Józefa Króla – celem poróżnienia go z kard. Karolem Wojtyłą. Podczas wyjazdów za granicę wykonywał zadania zlecane mu przez Departament I MSW, m.in. inwigilował swojego brata, który pracował w Radiu Wolna Europa. Będąc już przeorem, w 1972 r. wyjechał do Wilna i tam rozpracowywał Zgromadzenie Sióstr Benedyktynek, za co otrzymał podziękowanie od sowieckiego KGB.

Tajny współpracownik „Włodek” nie tylko przekazywał informacje o ludziach, ale także dostarczał SB ważne dokumenty kościelne. Od listopada 1961 r. dysponował kalką sympatyczną do sporządzania tajnopisów, z której korzystał przy przesyłaniu informacji korespondencyjnie. W czerwcu 1963 r. otrzymał od SB aparat fotograficzny Minox do fotografowania dokumentów. Spotkania z oficerem prowadzącym odbywał najpierw w mieszkaniu konspiracyjnym krypt. „Słońce”, od 1964 r. w mieszkaniu konspiracyjnym krypt. „Kaprys”, czasami też na dworcu w Krakowie lub w lesie koło Tyńca.

W miarę upływu czasu liczba spotkań wzrastała, co wynikało z dużego zaangażowania TW we współpracę. Największe jej natężenie przypadło na lata 60. W roku 1953 r. odbyto z nim 34 spotkania, w 1954– 53, 1955 – 30, 1956 – 44, 1957 – 39, 1958 – 29, 1959 – 40, 1960 – 41, 1961 – 47, 1962 – 45, 1963 – 59, 1964 – 72, 1965 – 79, 1966 – 70, 1967 – 55, 1968 – 47. W latach 70. i 80. spotkania stały się rzadsze ze względu na wiek i stan zdrowia o. Dominika. Doniesienia pisał sam odręcznie albo na maszynie. Co pewien czas – co dwa lub cztery miesiące – otrzymywał wynagrodzenie oraz specjalne premie.

Podsłuch w klasztorze
W połowie lat 60. w klasztorze Benedyktynów w Tyńcu bezpieka założyła podsłuch telefoniczny o kryptonimie „Górka”. Wkrótce też podjęto próbę założenia bezprzewodowego podsłuchu pomieszczeń. 18 stycznia 1965 r. TW „Włodek”, na polecenie SB, zainstalował dwa nadajniki podsłuchowe: jeden w rozmównicy klasztoru tynieckiego przy furcie za obrazem, a drugi w rozmównicy na gzymsie drzwi prowadzących do refektarza klasztornego.

Podsłuch miał dostarczyć SB informacji na temat działalności o. Piotra Rostworowskiego, który zaangażował się w pomoc dwóm Czeszkom (matce i córce) ukrywającym się w Polsce przed deportacją i próbującym przedostać się do Stanów Zjednoczonych. Tam przebywał już mąż jednej z nich, były funkcjonariusz graniczny w Czechosłowacji, który potajemnie przekroczył granicę swojego kraju. Akcja założenia podsłuchu zbiegła się z działaniami funkcjonariuszy, którzy chcieli wynająć pokój w Tyńcu i rozpoczęli obserwację klasztoru, fotografując budynki.

Wzbudziło to zdziwienie miejscowych, którzy powiadomili o tym zakonników. Wśród ojców rozeszła się pogłoska, że w klasztorze zainstalowano podsłuch: „We wsi i w klasztorze opowiadają, że UB zakłada podsłuch na klasztor. Knabit opowiadał memu znajomemu, który tam był w poniedziałek, że w sobotę 16 stycznia przyjechali panowie z aparatami i wynajmowali pokój u Barbary Żmudy, powiedzieli, że płacą 1000 złotych za pokój, że mają pracę do wykonania, że to wielka tajemnica i nie wolno o tym nikomu mówić, obiecywano jej też remont bezpłatny nietynkowanej części domu (…). Przeor Skibniewski bierze sprawę pół żartem, pół serio, mówi np. w rozmowie z zakonnikiem: każde słowo, które teraz mówimy, jest słyszane – albo: gdy będziemy mieli posiedzenie rady, będziemy mówili na otwarciu: pozdrowienia dla podłączonych – itp.”.
Według doniesień TW „Włodka” o. Piotr przypuszczał, że przyjazd funkcjonariuszy mógł być związany z próbą zainstalowania „podsłuchu »zdalnego«, tj. aparatury łapiącej na odległość wszelkie rozmowy w pomieszczeniach klasztoru”. W tej sytuacji, kiedy istniało zagrożenie dekonspiracją podsłuchu, ponieważ obawiano się, że wkrótce zakonnicy mogli się domyślić, że nadajniki były w klasztorze i zacząć ich szukać, o. Dominik otrzymał od SB polecenie ich usunięcia. 19 stycznia 1965 r. wymontował nadajniki założone w rozmównicach. Doprowadził jednak do końca sprawę inwigilacji o. Piotra Rostworowskiego, ujawniając jego pomoc Czeszkom i przyczyniając się w ten sposób do jego aresztowania przez SB w 1966 r.

Współpracę ma we krwi
Mjr Zygmunt Faryna, który spotykał się z Michałowskim i przyjmował od niego doniesienia, uważał go za niezwykle cennego tajnego współpracownika. Dostrzegał jego zaangażowanie, cenił zapał i inicjatywę , pisząc w październiku 1961 r. w charakterystyce: „Nigdy nie trzeba go przekonywać o potrzebie zdobycia takiej czy innej informacji. Wykona naprawdę każde zadanie, konkretnie określone i nie grożące dekonspiracją”. U źródeł współpracy TW leżała niechęć do części hierarchii kościelnej, którą funkcjonariusz umiejętnie pogłębiał, podkreślając w rozmowach zasługi oddawane przez niego dla kraju: „Jest człowiekiem wierzącym, ale nie fanatykiem, umie oddzielić sprawy wiary od polityki, a także wychodzi z założenia, że przede wszystkim powinien pracować dla kraju.

Jest niewątpliwie patriotą. (…) Zorientowany świetnie w problemach nurtujących dzisiejszy Kościół w świecie i w Polsce, widzi jego dobre i złe strony działania i wskazuje nam je, podpowiadając jednocześnie, jak uderzać. Sądzi, że w ten sposób nastąpią przeobrażenia w Kościele”. Ale Faryna zobaczył także w Michałowskim człowieka w pewnym sensie niespełnionego, dla którego praca z organami bezpieczeństwa miała posmak nowości i tajemnicy, i także to wykorzystywał, by manipulować konfidentem. Współpraca okazała się bowiem szansą na przełamanie „monotonii życia zakonnego”, przeżycie przygody i sposobem na życie: „Współpraca z nami pasjonuje go. TW wie, że ze współpracy z nami nie wycofa się nigdy. (…) On wyżywa się w tej pracy”. W 1982 r. naczelnik krakowskiego pionu antykościelnego mjr Zygmunt Majka pisał: „Stwierdzić należy, że TW jest klasycznym przykładem TW, który współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa »ma we krwi«”.

Współpracując z bezpieką przez ponad 30 lat ,o. Dominik stał się agentem doskonałym. Był nie tylko źródłem informacji, ale też agentem wpływu wykorzystywanym przez bezpiekę do dezintegracji Kościoła, a także sugerującym SB niektóre antykościelne przedsięwzięcia. Przestrzegał zasad konspiracji, działając niedostrzegalnie w środowisku osób zakonnych i wśród księży. Esbecy podkreślali: „Przez wiele lat nabrał cech dobrego, inteligentnego wywiadowcy. Mimo intensywnej współpracy nie ma sygnałów, by o to był podejrzewany. Wręcz przeciwnie, zachowanie się środowiska i hierarchii w stosunku do »Włodka« świadczy, że ma on pełne zaufanie tych ludzi”. Był świadomy swojej roli dla SB i żądał za to zapłaty, ale zarazem lubił swoją pracę – „służbę”, jak ją określał w rozmowach z funkcjonariuszami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski