MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nowojorscy gliniarze wściekli na burmistrza swego miasta

Iain Dey, Tłumaczenie Zbigniew Mach
Społeczeństwo. Burmistrz Bill de Blasio wywołał wściekłość nowojorskich gliniarzy, grożąc, że ukróci ich praktyki częstych kontroli Latynosów i Afroamerykanów mieszkających w tym mieście. To grozi powrotem przemocy – ostrzega wielu obserwatorów sytuacji

Dziewczyna w czapce Świętego Mikołaja przedziera się błotnistymi ścieżkami między mnóstwem wieńców leżących przed pizzerią Mike’s Pizza na rogu dwu alej Tompkins i Myrtle na Brooklynie.

Jest godzina 11. Wigilia Bożego Narodzenia. Mimo deszczu w szeregu stoi tu ponad 40 policjantów – oddają hołd swoim kolegom Rafaelowi Ramosowi i Wenjian Liu. Cztery dni wcześniej obu zastrzelono w tym właśnie miejscu.

Zrobiłam je __dla was – mówi dziewczyna, wręczając zieloną opaskę na nadgarstek jednemu z policjantów. Takie same opaski zaczyna wręczać jego kolegom znajdującym się dalej. Wzruszający gest bożonarodzeniowy. Do tego stopnia poruszający, że w oczach niektórych stróżów prawa pojawiły się łzy. Wszyscy czekali, aby zapalić swoją świeczkę i położyć kwiaty przy zaimprowizowanym kwietniku ciągnącym się przez ulicę na długości 15 m.

Wściekli gliniarze
Łzy łzami, ale w środku wielu z tych policjantów kipiało od gniewu kierowanego przede wszystkim wobec burmistrza miasta Billa de Blasio. W ostatnich tygodniach przez Nowy Jork przetaczały się protesty przeciw brutalności policji. Burmistrz raz po raz „przyłączał się” do demonstracji, podpisując się niejako pod opinią, że nowojorska policja to rasiści. W oczach wielu stanowisko ratusza podsyciło ogień protestów i zachęciło do przemocy wobec policjantów.

Gdy de Blasio przyjechał do szpitala, dokąd dwa tygodnie temu zabrano obu postrzelonych stróżów prawa, koledzy zabitych ostentacyjnie odwrócili się do niego plecami. Tak pokazuje się odrazę.

Krew jest na wielu rękach tych, którzy pod płaszczykiem protestów wzniecili falę przemocy w __celu zniszczenia tego, czego policja dokonuje każdego dnia – powiedział kilka dni po ataku szef największego nowojorskiego związku zawodowego policjantów Patrick Lynch. – Jednak ta krew zaczęła płynąć już na schodach ratusza w biurze burmistrza.

28-letni Ismaaiyl Brinsley oddał cztery strzały w kierunku radiowozu Ramosa i Liu. Potem na stacji metra popełnił samobójstwo. Od lat cierpiał na chorobę psychiczną. Po raz pierwszy próbował odebrać sobie życie, gdy miał 13 lat. Jego rodzina utrzymuje jednak, że nigdy nie posiadał broni ani nie przejawiał nienawiści wobec policji. Zainspirować go miały protesty, które przetaczały się przez USA i które otwarcie popierał de Blasio.

We wpisach w mediach społecznościowych Brinsley chwalił się, że „uczyni ze świń anioły”. „Świnie” to w slangu policjanci. Słowo „anioły” wskazuje, że za pomocą skrzydeł autor wpisu wyśle ich do nieba. Zabójca wyjaśniał, że chodzi mu o zemstę za śmierć dwóch osób. Erica Garnera, którego przyciśnięto do ziemi tak, że się udusił oraz nastolatka z Missouri Michaela Browna. Tego drugiego zastrzelił biały policjant. Obie ofiary stały się ikonami protestów, które przelały się przez Amerykę.

Brinsley dorastał na Brooklynie, ale mieszkał w Atlancie w Georgii. Do Nowego Jorku przyjechał zapewne właśnie z zamiarem ataku na policjantów. – Jest całkiem oczywiste, że zamach na dwóch naszych ludzi stanowi bezpośrednie pokłosie tych demonstracji i ruchu protestu – powiedział telewizji NBC komisarz policji w Nowym Jorku Bill Bratton.

Bratton robił, co mógł, aby podtrzymać wizerunek publicznej jedności władz. Jednak szeregowi policjanci są przekonani, że Bill de Blasio chce dobrać się do nich już od czasu objęcia urzędu 1 stycznia br. Wybory wygrał, szermując hasłem skończenia z policyjną taktyką „stop-and-frisk” (zatrzymaj i przeszukaj). Polega ona na tym, że gdy policjant podejrzewa, iż dana osoba ma broń, narkotyki czy jakikolwiek niebezpieczny przedmiot, zatrzymuje ją, każe podnieść ręce, obmacuje ubranie i zadaje pytania. Takie zatrzymanie nie jest jednoznaczne z aresztowaniem.

Praktykę tę powszechnie potępiają nowojorskie społeczności latynoskie i afroamerykańskie. Bo to właśnie ich przedstawiciele najczęściej padają jej ofiarą. De Blasio wygrał, obiecując ograniczenie tego typu praktyk.

Zmiana podejścia zyskała poklask działaczy na rzecz praw człowieka. Jednak wielu nowojorczyków obawia się powrotu do sytuacji z lat 70., gdy ich Nowy Jork był miastem bezprawia, a o zmroku wychodziło się z domu na własną odpowiedzialność.

Wielki strach o syna
Burmistrz używa ruchu protestu jako amunicji, by doprowadzić do dalszych zmian w tzw. taktyce wybitej szyby. Zgodnie z nią nawet najmniejsze wykroczenie karze się z całą surowością prawa.

Śmierć Garnera to studium takiego przypadku. Policjanci przydusili do ziemi 43-latka, gdy ten stawiał opór przed aresztowaniem go za sprzedaż na jednej z ulic na Staten Island papierosów z przemytu. Garner zmarł w areszcie na skutek obrażeń, które odniósł podczas akcji policji.

De Blasio jest biały. Jego żona jest Afroamerykanką. Trzymał stronę demonstrantów nawet wtedy, gdy protestujący zaczęli odwoływać się do przemocy i skandować hasła w rodzaju: „Śmierć glinom”.

Kiedy demonstranci blokowali mosty na Manhattanie i miejscowe tunele, policjanci trzymali się z dala. Takie mieli rozkazy. Wzburzało ich stanowisko de Blasio.

Jeszcze większą złość wywołała w nich wypowiedź burmistrza opisująca, jak bardzo obawia się, że kolor skóry jego syna może stać się przyczyną złego traktowania ze strony stróżów prawa. Pouczał go na przykład, aby jeśli zatrzyma go policja, nie sięgał do wewnętrznej kieszeni płaszcza po telefon komórkowy, bo może ona uznać, że ma tam schowaną broń.

– _W __przypadku białego dzieciaka sytuacja jest odmienna. To rzeczywistość naszego kraju _– mówił burmistrz. Włodarz Nowego Jorku wygłosił swoje uwagi tuż po tym, gdy wielka ława przysięgłych podjęła decyzję, aby nie stawiać zarzutów policjantom winnym śmierci Gar-nera. Ten werdykt spowodował, że na ulice miasta wyszły dziesiątki tysięcy ludzi. Przewodniczący zrzeszającego 5 tys. nowojorskich policjantów związku Sergeants Benevolent Associa-tion (SBA) zarzucił burmistrzowi „hipokryzję i głupotę”.

Zna szczegóły spraw bezpieczeństwa dotyczące policjantów oddelegowanych do ochrony jego rodziny, a mimo to mówi, że jego syn nie powinien czuć się bezpiecznie, gdy chodzi o __nowojorskich gliniarzy – oświadczył Mullins.

Jeśli ten facet nie wierzy, że jego syn jest chroniony przez policję, niech może pomyśli o wyprowadzce z Nowego Jorku. Po __prostu nie jest stąd – dodał szef SBA.
Kilka dni później de Blasio znowu wywołał gniew miejscowych policjantów. Komisarz Bratton wyznaczył 12 tys. dol. nagrody za informacje na temat demonstrantów, którzy dwa tygodnie temu zaatakowali policję na moście Brooklyńskim. Podczas konferencji, na której pokazano nagranie wideo z tego zajścia, burmistrz odnosił się do „rzekomych” ataków na policjantów. Dlatego Mullins w wypowiedzi na żywo w telewizji nazwał go głupkiem.

– _Burmistrz winien przeprosić policję nowojorską oraz mieszkańców miasta za sposób, w jaki określał ich jeszcze jako kandydat na stanowisko. Niestety, grał krajową retoryką mówiącą, że policjanci to rasiści. W telewizji atakował policję, a w __rzeczywistości jest jej winien przeprosiny _– powiedział były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giluliani w wywiadzie dla Fox News.

Czarne Życie się Liczy
Od czasu tragicznej śmierci dwóch policjantów de Blasio usiłuje na nowo określić swoje stanowisko. Występuje publicznie i sprawia wrażenie człowieka jednocześnie przerażonego i przytłoczonego tym, co się stało. Przyznał, że polega na wskazówkach Brattona i arcybiskupa Nowego Jorku kardynała Timothy’ego Dolana, który bożonarodzeniową homilię wykorzystał do zwrócenia się z prośbą o pokój w mieście. Burmistrz wezwał do wstrzymania protestów do czasu pogrzebu obu policjantów. Jego wezwanie zignorowano.

„Ruch Czarne Życie się Liczy nigdy nie sugerował, że mordowanie policjantów stanowi odpowiedź na niekończące się nadużycia w stosunku do kolorowej ludności ze strony stróżów prawa” – napisał Jamilah Le-mieux, jeden z najbardziej doświadczonych redaktorów najstarszego amerykańskiego pisma poświęconego Afroamerykanom „Ebony”.

Znany z politycznego zaangażowania gwiazdor hip-hopu i założyciel wytwórni płytowej DefJam Russell Simmons także skrytykował opinię przypisującą protestom winę za to, że niezrównoważony psychicznie osobnik zastrzelił policjantów.

Jednak w ubiegłym tygodniu czyn Brinsleya chwalono jako inspirację dla wielu młodych rozgniewanych ludzi wciąż grożących policji.

38-letniego Elvina Payampsa aresztowano za groźby pod adresem policjantów. Miał przy sobie cały arsenał – broń automatyczną, kastety i kamizelki kuloodporne. Pewien emerytowany policjant miał podsłuchać, jak mężczyzna odgraża się komuś przez telefon komórkowy, że zabije jakiegoś policjanta. Paymaps podobno rzucił do słuchawki: – Jeśli chcieli wysłać właściwy sygnał, winni byli [zamiast Ramosa i __Liu] zabić białych policjantów.

18-letniego Demona Coleya zatrzymano po tym, gdy umieścił w mediach społecznościowych rysunek mężczyzny celującego z broni do policyjnego radiowozu. Podpis? „Teraz kolej na 73”. Posterunek 73 ma pod nadzorem ulicę, przy której mieszka Coley.

Tymczasem pod silnym naciskiem znalazł się Gordon Barnes, naczelny studenckiej gazetki „City University of New York”. Głośno zrobiło się o jednym ze wstępniaków jego autorstwa napisanym w reakcji na protesty po zastrzeleniu przez policję 18-letniego Michaela Browna. Autor popiera w nim stosowanie przemocy.

Pod adresem policji pojawiły się groźby. Dlatego do ochrony posterunków w Nowym Jorku wysłano oddziały SWAT. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie gróźb zamieszczonych w internecie. Aresztowano co najmniej sześć osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski