Mały ruch

Dlaczego ruch zawieszono, wiadomo. Zbliżały się dwa duże wydarzenia, czyli szczyt NATO i Światowe Dni Młodzieży, i władze chciały mieć jeden kłopot z głowy. Dlaczego jednak tego ruchu nie przywrócono na północy Polski, to już nie jest do końca jasne. Wiceminister Zieliński mówi coś o kwestiach bezpieczeństwa, ale nie precyzuje czy poprzednio, gdy jeszcze mały ruch graniczny był, to do Polski wjeżdżały rosyjskie czołgi albo może transportery opancerzone. Jeżeli tak było, to rzeczywiście mamy kłopot, ale wiara ministra Zielińskiego, że zamknięcie granic podnosi poziom naszego bezpieczeństwa wydaje mi się bardziej niebezpieczna. Mały ruch graniczny pozwalał drobnym przedsiębiorcom z województw pomorskiego i warmińsko-mazurskiego robić interesy, inaczej mówiąc pozwalał handlować. Mamy okres wakacyjny, w tym roku dosyć wyjątkowy, bo Polacy masowo pojechali nad morze i na Mazury, i wyrwa po braku klientów z Rosji nie jest tak dostrzegalna, ale sezon się skończy i sklepy w tamtym rejonie zaczną masowo bankrutować. I nie chodzi tylko o sklepy, ale także o pensjonaty, bo charakterystycznym dla małego ruchu granicznego było to, że najpierw jeździło się do Polski po drobne zakupy, a potem szukało się czegoś więcej, na przykład SPA. Miało to wymiar nie tylko handlowy, ale także kulturowy, co w dzisiejszych skomplikowanych czasach napięć na linii Moskwa - Warszawa też nie jest bez znaczenia. Ale czy kogoś to w rządzie to w ogóle obchodzi?