Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leśne obozowisko i szpital UPA na celowniku „Orłów Historii”

Piotr Subik
Bieszczady to nie tylko ślady po Ukraińskiej Powstańczej Armii. To również pozostałości pierwszej i drugiej wojny światowej, jak np. wrośnięte w drzewo naboje pod Magurycznem
Bieszczady to nie tylko ślady po Ukraińskiej Powstańczej Armii. To również pozostałości pierwszej i drugiej wojny światowej, jak np. wrośnięte w drzewo naboje pod Magurycznem FOT. SEBASTIAN PIENIIĄŻEK/ORŁY HISTORII
Od lat masyw Wysokiego Działu w Bieszczadach to raj dla poszukiwaczy. Nieprzystępne lasy Chryszczatej, Magurycznego oraz Wołosani były schronieniem dla Ukraińskiej Powstańczej Armii. Po bieszczadzkich śladach UPA podążą wkrótce pasjonaci historii z Małopolski.

Bunkier nasz nie był duży; długi na cztery metry, szeroki na trzy metry, z jednej strony wysoki na pół metra, a z drugiej na półtora. (…) Zaminowaliśmy się nabojami moździerzowym.

Druty były poprowadzone po powierzchni ziemi, przymocowane do niej haczykami i zamaskowane. Na wypadek ataku wroga ciągnęło się za drut, a nabój z 700–1000 odłamków niszczył wszystko dookoła” – tak Stepan Ste­­­bel­ski ps. Chrin, dowódca jednej z sotni (kompanii) Ukraińskiej Powstańczej Armii opisuje obóz w masywie Chryszczatej w Bieszczadach.

Plan odnalezienia resztek tych umocnień, zbudowanych przez UPA w latach 1945–47, ma Grupa Poszukiwawczo-Eksploracyjna „Orły Historii” z Niepołomic.

– Wszyscy z nas czytali „Łuny w Bieszczadach albo oglądali „Ogniomistrza Kalenia”. I choć również wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wypaczają one historię, jak tylko mogą, legenda walk z UPA w Bieszczadach rozpala wyobraźnię – tłumaczy to zainteresowanie szef „Orłów Historii” Krzysztof Sojka.

Jan Gerhard był pułkownikiem Ludowego Wojska Polskiego, dowódcą 34. Budzi­szyńskiego Pułku Piechoty podczas walk z UPA. Czas ten opisał w wydanej po raz pierwszy w 1959 r., a potem wielokrotnie wznawianej książce „Łuny w Bieszczadach”. Na jej podstawie w 1961 r. Ewa i Czesław Petelscy nakręcili popularny w PRL-u film „Ogniomistrz Kaleń”.

Oczywiście, tak książka, jak i film pełne są komunistycznej propagandy. Jako pospolity bandyta został w nich przedstawiony dowódca oddziału Narodowych Sił Zbrojnych major Antoni Żubryd ps. Zuch, a jako bohater – generał Armii Czerwonej i LWP Karol Świerczewski ps. Walter; ten sam, który z rąk ludzi „Chrina” (choć są też teorie, że zabili go „swoi”) zginął w Jabłonkach pod Baligrodem. Do tego sugerowano, że powodu znikania rusińskich wsi z mapy Bieszczadów należy upatrywać tylko w działalności UPA. Według Gerharda, nie miały z tym żadnego związku wysiedlenia w ramach ogłoszonej przez komunistów po śmierci Świerczewskiego akcji „Wisła”!

BIESZCZADZKIE GNIAZDO ŻMIJ

Bez wątpienia płk Gerhard nie mylił się w jednym – że w Bieszczadach istniało podziemne miasto UPA. Gdzieś w trójkącie wyznaczanym przez Chrysz­czatą (997 m), Maguryczne (884 m) i Wołosań (1071 m). „Orły Historii” mają więc do przeszukania setki tysięcy hektarów trudno dostępnego terenu. Terenu, który naszpikowany jest niewybuchami, niewypałami i rozniesionymi przez zwierzęta kośćmi poległych.

Chryszczata to zalesiona i odludna góra; podobnie Maguryczne i Wołosań. Od wojny cieszą się ponurą sławą „gniazda żmij”. Nie bez powodu – to w paśmie Wysokiego Działu (tak się zwie ta część Bieszczadów) schronienie znalazły sotnie UPA Stepana Stebelskiego „Chrina” i Jarosława Starucha „Stiaha”, wchodzące w skład kurenia (batalionu) Wasyla Mizernego ps. Ren. Łącznie było to około 200 ludzi. Umocnienia obronne dla nich budowano prawdopodobnie już od wiosny 1945 r.

Wiadomo, że ziemianki, nazywane bunkrami, były wentylowane i ogrzewane; część pełniła funkcję mieszkaniową, pozostałe były magazynami żywności i broni. Budowano je nad potokami, które dawały wodę, a zimą szansę dostania się do pobliskiej wsi bez pozostawiania śladów na śniegu.

Ale najważniejszy był podziemny szpital UPA. Tak pisał o nim w „Łunach w Bieszczadach” Jan Gerhard: „Stanowił właściwie system łączących się ze sobą bunkrów – operacyjnego, dwóch wypoczynkowych, mieszkalnego dla sióstr i lekarza oraz magazynu z zapasem żywności”.

Okolice Chryszczatej były doskonałym miejscem wypadowym do działań wobec Polaków. Nękano nie tylko posterunki Milicji Obywatelskiej i Wojsk Ochrony Pogranicza. Mordowano też cywili. Nocą z 29 na 30 marca 1944 r. UPA zarżnęła 16 mieszkańców Se­redniego Małego na stokach Otrytu. 10 lipca 1944 r. doszło do pogromu w Baligrodzie; banderowcy wyłapywali i mordowali Polaków idących do kościoła. Zginęły 42 osoby. Mordy zdarzyły się także w Lutowiskach (pięć rodzin) i Mucznem (74 osoby). Z kolei w Myczkowcach i Solinie zabito w kilku atakach łącznie pół setki Polaków.

Dlatego do rozprawienia się z banderowcami w Bieszczadach wysłano silne oddziały Ludowego Wojska Polskiego, wspierane przez MO, WOP i Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Nie było łatwo…
– Można się śmiać z książki Gerharda. Mówić, że jest propagandowa, upolityczniona. Doskonale jednak pokazuje, że Wojsko Polskie działało na oślep, bo pułki frontowe nie były przygotowane do zwalczania partyzantki – ocenia Sebastian Pieniążek, członek Grupy Poszuki­wawczo-Eksploracyjnej „Orły Historii”.

Dopiero na przełomie stycznia i lutego 1947 r. pułk ppłk. Gerharda, wezwany na pomoc przez Grupę Manewrową WOP z Cisnej, rozprawił się z banderowcami w masywie Wysokiego Działu. Bunkry wysadzono, zlikwidowano też podziemny szpital. Nikt nie odważył się wejść do ziemianek; wrzucano do nich granaty lub – dla lepszego efektu – ich wiązki.

Wiadomo, że rozległy obóz UPA znajdował się na południowy-zachód od szczytu Magu­rycznego. Informacje o położeniu szpitala są jednak sprzeczne i niejednoznaczne – mógł mieścić się na Krąglicy, ale równie dobrze pod Wołosaniem lub nad Kołonicami. Za kilka tygodni właśnie to będą próbowali ustalić członkowie „Orłów Historii”. Nie będzie to łatwe nie tylko ze względu na nieprzystępność lasów w Bieszczadach. UPA czyściła pobojowiska, korzystała więc z broni niemieckiej, sowieckiej i polskiej. Podobnie było z umundurowaniem i oporządzeniem. – Może jednak uda się znaleźć ukraińskie patriotki, jakiś tryzub wycięty z puszki? – zastanawia się Krzysztof Sojka.

RAJ DLA POSZUKIWACZY

Od dziesiątek lat masyw Wysokiego Działu to prawdziwy raj dla wszelkiej maści poszukiwaczy. Chodzą, kopią, ale wbrew prawu. Bo znaleziska chcą zatrzymać dla siebie. Owszem, straż leśna zwalcza ich, jednak nieskutecznie. – Na aukcjach w sieci co chwilę pojawiają się przedmioty znalezione na Chryszczatej – klamry, guziki, łuski, odznaki, monety, butelki po alkoholu. Był nawet kałamarz po pisarzu frontowym – wymienia Edward Orłowski, specjalista ds. ochrony lasu w Nadleśnictwie Komańcza.

Krzysztof Sojka ma nadzieję, że „Orły Historii” znajdą coś więcej: – To tak jak ze zbieraniem grzybów. Pięciu grzybiarzy przejdzie i pięciu ominie skupisko prawdziwków… A znajdzie szósty. Ale nie jesteśmy łowcami fantów, nie szukamy artefaktów. Szukamy historii.

– UPA to nie wszystko. Przecież walki toczyły się w Bieszczadach także podczas I i II wojny światowej. W 1920 r. przed Ukraińcami okopywali się w nich legioniści. A w 1947 r. pod Chryszczatą stoczono ostatnią w Polsce bitwę kawaleryjską między oddziałem konnym Grupy Manewrowej WOP z Cisnej a UPA – mówi Sebastian Pieniążek.

Legalne poszukiwania mają potrwać co najmniej do roku 2017.

Historia działalności UPA w Bieszczadach powraca co jakiś czas sama z siebie. Jesienią 2008 r. na stokach Chryszczatej, w odludnej dolince bezimiennego dopływu potoku Olcho­waty, ponad miejscem, dokąd przed wojną sięgały zabudowania Duszatyna, odkryto betonowy obelisk z tryzubem. Napisano na nim, że to hołd „towarzyszom broni, poległym w obronie podziemnego szpitala”.

Można przypuszczać, że pomnik był dziełem weteranów UPA z Ameryki, którzy kilka dni wcześniej, udając turystów, żelastwo i beton do jego budowy wnieśli na Chryszczatą na plecach. Kilka tygodni później rozbiórkę nielegalnego pomnika w kształcie krzyża nakazał leśnikom nadzór budowlany. Tyle tylko, że nikt się do tego nie kwapił, bo kto śmiałby zniszczyć krzyż, nawet jeśli poświęcony banderowcom…

Na szczęście na wiosnę 2009 r. problem pomnika rozwiązał się sam. A właściwie rozwiązali go „nieznani sprawcy”. Miejsce, w którym stał, znaczy teraz tylko sterta gruzu przerośniętego trawą. – Musieli mieć wielkie młoty lub kafary, tablica też została pokruszona na drobny mak. Kto nie wie, że stał tam pomnik, na pewno się tego nie domyśli – mówi Edward Orłowski.

Tyle że to na pewno nie miejsce, w którym prawie 70 lat temu istniał szpital UPA...
***
„Obóz leżał na całkowicie zalesionym Wzgórzu Ma­gu­rycznem, miał doskonałe drogi dojścia do Mikowa i Smolnika na zachodzie oraz Rabego na wschodzie, co zapewniało mu stałe zaopatrzenie w żywność i łączność ze światem zewnętrznym. Chryszczata otaczała ten obóz gęstym mieszanym borem ciągnącym się na przestrzeni wielu kilometrów we wszystkich kierunkach. Bór chronił przed zaskoczeniem z ziemi i wszelką obserwacją z powietrza.

Dwa strumienie, przepływające u stóp Maguryczne­go, dostarczały obozowi wody. Te naturalne warunki obrony wzmocnił Hryń całym zespołem urządzeń fortyfikacyjnych. W promieniu dwóch kilometrów wokół obozu rozciągał się łańcuch okopanych czujek. Obok dróg z Mikowa, Smolnika i Rabego znajdowały się trzy składy min, z których w razie zasygnalizowanego niebezpieczeństwa można było natychmiast stworzyć trudne do przebycia zapory. Sieć rowów strzeleckich opasywała też stoki Magurycznego. (…) Był to wzorowy obóz, słynny na cały „Zakierzoński Kraj”, czyli Polskę, przykład dla innych sotni i kurinów...”.

Jan Gerhard „Łuny w Bieszczadach”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski