Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

...i wszystko, co mi wolno!

Leszek Mazan
Felieton. W rękę pocałowałem publicznie Wiktora Zina na scenie Teatru Słowackiego, zmierzając - spóźniony - do siedzącego za stołem prezydium krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, któremu przewodniczył. Profesor - wiceminister kultury, był szczerze ubawiony i zbyt energicznie nie protestował, w przeciwieństwie (już w innej epoce) do Radosława Sikorskiego, wyrywającego rękę spod spragnionych ust prezesa Kaczyńskiego.

W obu wypadkach sytuacja była jednak, co tu dużo mówić, niezręczna dla obu stron, podobnie jak w innych tego typu zajściach. Ba, niezręczna... Bywa - na szczęście jeszcze nie w Polsce, że całując dłoń nawet nie mężczyzny, a konwencjonalnej, niegenderowej damy, możemy narazić się na zarzut molestowania. Wiedzą o tym polscy bywalcy europejskich salonów, wiedzą rodacy mieszkający wśród Jankesów. Wiedzą, ale całują. Muszą. Nie potrafią inaczej.

Za najbardziej spragnionych rąk niewieścich zawsze (dziś również) uchodzili krakowianie rodzaju męskiego. Mówiono szeroko w Galicji, że całują oni "nie ustami, a całym ciałem", że nikt tak jak oni nie potrafi skurczyć się w ukłonie nad damską dłonią,nikt równie sugestywnie nie deklaruje: - Całuję rączki (ściślej: cajerączki) pani profesorowej, radczyni, dyrektorowej etc., etc., nikt zniżając głos do intymnego szeptu, nie oświadcza tak łakomie: - Cajerączki i wszystko co mi wolno... Ogromna to sztuka, no, ale uczyliśmy się jej przez wieki, deklarując już w czasach Piasta Kołodzieja najpierw gotowość (potwierdzaną czynem) całowania stóp (do dziś jeszcze słychać na A - B "padam do nóżek pani prezesowej"), potem wyżej położonych tylnych części ciała, by wreszcie dojść do terenów eksploatowanych aktualnie.

Z tego, com widział i słyszał, panie nie protestowały. Ale już w Roku Pańskim 1949 "Przekrój" rozpoczął pierwszą w historii tego nieszczęsnego kraju kampanię w obronie pań (o hierarchach kościelnych nie pomyślano), narażonych bez przerwy na "wstrętne i niehigieniczne ślinienie po rękach". W kampanii mieli wziąć udział "wszyscy zwolennicy postępu higienicznego, ludzie wrażliwi estetycznie i świadomi wartości pocałunku". Redakcja - w imię najwyższych wartości humanistycznych i humanitarnych wzywała do witania się "bez spadku po ustroju feudalnym, bez absurdalnego, wstrętnego, głupiego całowania damskich dłoni", czyli bez CMOK-NON-SENSU.

Strzałów z takich armat życzliwie słuchały władze polityczne, spragnione szybkich postępowych przemian obyczajowych. Okazało się jednak - co potwierdzały kolejene ankiety - że zarówno żony ministrów jak i murarki z Nowej Huty, panie redaktorki "Przekroju" i dojarki z PGR-u Malinowiec Wielki lubią być nadal całowane po pachnących atramentem czy świeżym mlekiem, spracowanych rękach. Akcję przerwano. Wróciło obecne do dziś medialne przyzwolenie na cmok-cmok, wrócił szacunek dla obyczajów przodków, a przy okazji moda na "Trędowatą" Heleny Mniszek. Jakież to było piękne, przypomnijmy: "Dzięki ci Boże, żeś mnie tak pobożną obdarzył córką! - załkała matka Stefci, całując męża w rękę"...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski