MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gra dwóch głosów

Redakcja
Wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czytali: Cezary Kosiński (z lewej) i Zbigniew W. Kaleta Fot. Wacław Klag
Wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czytali: Cezary Kosiński (z lewej) i Zbigniew W. Kaleta Fot. Wacław Klag
Kalety. Kruchy, jasny, lekki niczym włos. Chłopięcy? Tak - figlarny, momentami o sopran ocierający się tenor z cienkiej porcelany.

Wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czytali: Cezary Kosiński (z lewej) i Zbigniew W. Kaleta Fot. Wacław Klag

Paweł Głowacki: SALONY

Głos-włos, co jakby nie mógł, nie chciał, choć przez sekundę spokojnie tkwić w miejscu. A obok coś przeciwnego - ciemne, głębokie brzmienie Cezarego Kosińskiego. Głos podobny do siedzącej jesiennym zmierzchem na kamieniu postaci wędrowca, który nie jeden raz i we wszystkich kierunkach obszedł kulę ziemską, który widział wiele, słyszał wiele i pojął wiele, zwłaszcza to, co nieuchronne - stąd jego stoicki bezruch, opuszczona głowa, skulone ramiona. Kaleta i Kosiński. Na ostatnim Salonie Poezji czytali wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Tytuł niedzielnej godziny w foyer Teatru im. Juliusza Słowackiego - "Co jest we mnie" - to tytuł wiersza Baczyńskiego. I na dobrą sprawę ruch słów w tej godzinie - gra dwóch głosów - był niczym ruch poniższych wersów.

"We mnie - góry ciężkie wiatr podnosi,/ ponad chmury - groźne młoty i ciężary,/ i rozrywa je mocarnym tchem i głosem,/ a zamienia w niepodzielne burz obszary./ Potem morza, które szarpią stropy ciemne,/ gwiazdy z bliska biją we mnie ogniem,/ poryk gromów, co pod stopą rwą podziemne/ bramy blasku - żadnym bramom niepodobne./ I ta ziemia cięższa od orkanów/ we mnie ciasnym hukiem się obraca,/ i rozdarty nią jak głazem rana/ czekam Boga, który nigdy nie powraca."

Jednak nie. Salon ostatni nie miał nic z gwałtowności wiersza "Co jest we mnie". Dźwiganie ciężarów, młoty, mocarne głosy, burze, rozszarpywanie stropów ciemnych, biczowanie gwiezdnym ogniem, gromy, huk, rozdzieranie, rana - nic z tego nie było w czytaniu Kalety i Kosińskiego. Ale jedno się ostało: spokojne rozpięcie - między tym, co w górze, a tym, co na dole. Między lekkością a ociężałością, blaskiem a ciemnością, ruchem a bezruchem, wiatrem a kamieniem. Właśnie - wiatr.

Kazimierz Wyka powiada, że słowo to należy do słów-kluczy poezji Baczyńskiego. Wymienia wiersze z nim w roli głównej, choćby właśnie "Wiatr", gdzie: "Ledwo nad wierzchem ręką/ znak pożegnania odfrunie,/ nowe piasków sklepienie/ wiatr wzdyma w ciemnej łunie,/ toniemy, pożarci przez ziemię,/ gdzie sami jesteśmy dnem." Znów to samo rozpięcie. I jego echo na Salonie. Głos-włos Kalety, włos, co jakby wciąż od nowa, z każdym kolejnym przez Kaletę czytanym wersem zabierał się delikatnie do filigranowego wirowania, do szumnego kreślenia w powietrzu niewidzialnych pętli. I głos Kosińskiego, prawie nieruchomy, dźwięk stąd - z dna, ze środka czasu zarzynania ludzkości, brzmienie pochylonej głowy i skulonych ramion. Dwa takie głosy, ich godzinna gra z sobą. Pełnia? Wreszcie cały Baczyński?

Salony Anny Dymnej są nie do przecenienia też dlatego, że poeci, co im szkolne czytanki nadały trywialnie płaskie, jednoznaczne maski, normalnieją. Tak było z Watem, Broniewskim, Majakowskim i kilkoma innymi. Ich stare podobizny straciły jałową jednoznaczność, odzyskały trzeci wymiar, przestały straszyć plakatowym prostactwem. Nie inaczej z Baczyńskim. Kaleta i Kosiński czytali tak, że zupełnie wyblakł piękny chłopiec o szlachetnej twarzy, chłopiec z zawsze dumnie uniesionym czołem, który swe pieśni przecudnej urody bez lęku piał na pohybel codziennej grozie. I zamilkł w pamięci legendarny song Ewy Demarczyk - wiersze wojenne Baczyńskiego. Dzięki delikatnej grze, którą głos jak włos jasny i głos nieruchomy, ciemny, prowadziły z sobą przez godzinę - wrócił chłopiec normalny, ludzki. Wrócił tamten lęk, bezradność i uporczywe pytanie, czy to coś, co życiem się zwie, ma choć wiór sensu.

Teatr im. Juliusza Słowackiego. 357 Krakowski Salon Poezji. Wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czytali: Zbigniew W. Kaleta i Cezary Kosiński. Na trąbce grał Adam Kawończyk. Gospodyni Salonu: Anna Dymna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski