"Dzięki temu przyspieszą prace nad dokończeniem ważnej dla mieszkańców arterii" - głosi komunikat na stronie internetowej Urzędu Miasta Krakowa. Tak właśnie wczorajszą eksmisję ośmioosobowej rodziny Zbigniewa Pielki widzą krakowscy urzędnicy.
Inaczej patrzą na to ludzie wyrzuceni z budynku, który ma być wyburzony, bo będzie tamtędy przebiegać fragment ulicy Lema. - Potraktowano mnie gorzej niż psa, którego wygania się z budy - żali się Zbigniew Pielka, który mieszkał tam wraz z córkami i ich rodzinami.
Egzekucja wyroku eksmisyjnego przebiegała burzliwie. Była szarpanina z policją i krzyki "Nie wyrzucajcie nas z domu!". Rodzina, wspierana przez sąsiadów i znajomych, nie chciała wpuścić egzekutorki do środka. - Pod dom przyjechała policja, komornik, karetka pogotowia, poczułem się jak kryminalista, a ja przecież tylko bronię swojej własności - mówi Pielka.
Po eksmisji wszyscy mieszkańcy zostali przewiezieni do trzech zastępczych mieszkań na Prądniku Czerwonym, które zaoferowało im miasto. Jak jednak twierdzi Dominika Mróz-Krysta, radca prawny, pełnomocnik rodziny, o istnieniu lokali dowiedzieli się dopiero w dniu eksmisji. Rodzina nie ma jednak wyjścia i skorzysta z oferty miasta. - Przecież nie będziemy mieszkać w garażach - kwituje załamany ojciec rodziny.
W ciągu kilku następnych dni miasto ma przejąć pozostałe dwie nieruchomości kolidujące z planowaną przebudową węzła, który zostanie wybudowany na użytek nowej hali sportowej - Kraków Areny w Czyżynach. Jedna z tych nieruchomości - serwis opon - należy do Romualda Malinowskiego. - To barbarzyństwo, co władze miasta z nami robią - twierdzi właściciel warsztatu.
Urzędnicy z krakowskiego magistratu zapewniają jednak, że mieszkańcy wywłaszczonych budynków mieli dostatecznie dużo czasu, żeby przygotować się do przeprowadzki. - Właściciele już od 10 lat wiedzieli, że w tym miejscu powstanie nowa droga. A w lutym poinformowaliśmy ich o egzekucji - wyjaśnia Filip Szatanik z Urzędu Miasta Krakowa.
Mieszkańcy nie chcieli się zgodzić na sprzedaż swoich domów za proponowaną cenę - 1,4 mln zł. Ich zdaniem była ona znacznie niższa, niż wskazywała wycena nieruchomości, dlatego zaskarżyli decyzję o wywłaszczeniu. Wojewoda nie przyznał im racji, więc skierowali sprawę do sądu, a ten uznał, że wycenę trzeba sporządzić od nowa. To oznacza, że właściciele nie otrzymają pieniędzy, póki procedura się nie zakończy. - Czyli zostaliśmy bez domu i pieniędzy - podsumowuje Zbigniew Pielka.
Pełnomocnik eksmitowanej rodziny zauważa, że dzisiejsza egzekucja prowadzi do sytuacji, w której obywatele pozostają bez domu i bez odszkodowania, co budzi wątpliwości z punktu widzenia Konstytucji RP i Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.
- Postępowanie w sprawie wywłaszczenia pod drogi według specustawy jest całkowicie niezależne od postępowania o odszkodowanie. Skutek jest taki, że dochodzi do eksmisji, zanim odszkodowanie zostanie wypłacone - tłumaczy Dominika Mróz-Krysta.
Prawniczka dodaje, że takim sytuacjom miała zapobiegać nowelizacja specustawy z 2013 roku umożliwiająca otrzymanie zaliczki na odszkodowanie, jeżeli decyzji wywłaszczeniowej nadano rygor natychmiastowej wykonalności. - Funkcjonowanie zmienionych przepisów w praktyce nie zdało jednak egzaminu. Ofiarą tego jest eksmitowana rodzina - podsumowuje Dominika Mróz-Krysta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?