Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do herbatki będzie tort

Aleksander Gąciarz
Poseł Włodzimierz Bernacki otrzymał w niedzielę ponad 27 tysięcy głosów.
Poseł Włodzimierz Bernacki otrzymał w niedzielę ponad 27 tysięcy głosów. Fot. Aleksander Gąciarz
Rozmowa. Z posłem WŁODZIMIERZEM BERNACKIM o kampanii wyborczej, kandydaturze na stanowisko szefa Ministerstwa Nauki, relacjach z Norbertem Kaczmarczykiem i o tym, dlaczego „poseł powiatowy” szybko przestaje być posłem.

- Czy według Pana w poniedziałek obudziliśmy się w innej Polsce, czy to tylko slogan, który ładnie brzmi.
- Podczas wieczoru powyborczego w Tarnowie powiedziałem, że wkraczamy w nowy rozdział. To wydaje mi się właściwszym określeniem. Zostały stworzone warunki do tego, by można było dokonać naprawy Rzeczpospolitej. Przeprowadzić niezbędne reformy. Bo ostatnie 8 lat to był okres wyłącznie trwania. Uznano, że aktywność państwa powinna być minimalizowana, a wszelkie zmiany są niewskazane, bo mogą zagrozić pozycji ugrupowań sprawujących władzę.

- Jesteście jako PiS w tej doskonałej sytuacji, że nie musicie, jak 10 lat temu, zawierać koalicji na siłę. Możecie rządzić sami. Z drugiej strony w razie niepowodzenia cała odpowiedzialność spadnie na was. Nie będzie się można zasłaniać koalicjantem.
- Rzeczywiście jest to szansa, ale połączona w ogromną odpowiedzialnością. Mam nadzieje, że mieszanka tych dwóch składników da nam odwagę polityczną.

- A jak to jest z Pana kandydaturą na stanowisko szefa resortu nauki. Czy to konkretna przymiarka, czy tylko spekulacje?- W tej chwili to są spekulacje. One co prawda sprawiają satysfakcję w tym sensie, że moje nazwisko jest brane pod uwagę jako ewentualnego kandydata na ministra. Trzeba jednak pamiętać, że obsada stanowisk ministerialnych będzie procesem merytorycznym, ale też politycznym. Na listę posłów Prawa i Sprawiedliwości składają się również przedstawiciele Polski Razem i Solidarnej Polski. Jest sporo osób, które zajmowały się dotąd sprawami nauki i szkolnictwa wyższego. Pani premier ma zatem szeroki wybór.

- A gdyby taka propozycja ze strony pani premier padła?
- To wtedy poważnie ją rozważę. Chociaż przyznam, że ja bardzo lubię kontakt z ludźmi, a funkcja ministra wiąże się z ciągłym przebywaniem w Warszawie. Poseł jest w tej dobrej sytuacji, że tydzień spędza w Sejmie, ale kolejny w swoim środowisku. Stąd mnie na pewno bliższa jest rola posła niż ministra.

- Oprócz Pana, posłem z powiatu proszowickiego został Norbert Kaczmarczyk. To, że przy tak niskiej frekwencji mały powiat ma dwóch posłów zakrawa na paradoks.
- Ludzie w naszym środowisku, wiejskim i małomiasteczkowym, są bardzo dumni. Po tym, gdy przez lata nie mieli swojego posła, po tym, gdy panował tu marazm, doszło wreszcie do pewnego przesilenia. Przed rokiem, podczas wyborów samorządowych, uwierzyli, że da się i tutaj coś zrobić, stali się aktywni. Pan Norbert przecież nie wziął się znikąd. To jest człowiek, który aktywnie działał. Jeżeli spojrzeć na listę Ruchu Kukiza to jest to rzeczywiście szczególna postać.

- Będzie Pan dla niego, przynajmniej na początku, przewodnikiem po Sejmie?
- Jeżeli będzie chciał, to oczywiście służę pomocą. Zresztą w czasie kampanii nie uważałem go za swojego rywala, bo miałem świadomość, że grupa wyborców, do których on chciał dotrzeć, jest nieco inna niż moja. Chciałbym przy okazji zwrócić uwagę, że gdyby zrealizował się sen Pawła Kukiza o jednomandatowych okręgach wyborczych, pan Norbert nie byłby posłem. Dzięki takiej, a nie innej ordynacji, mamy z powiatu dwóch posłów. Dzięki niej również nie było ostrego sporu pomiędzy nami, bo mieliśmy świadomość, że nie tylko jeden z nas może być zwycięzcą.

- Ja nawet odniosłem wrażenie, że podczas debaty w Radiu Kraków Pan swoim pytaniem świadomie dał Norbertowi Kaczmarczykowi pole do popisu, zadając mu pytanie na temat rolnictwa.
- Tak rzeczywiście było. Mówiłem, że przedstawiciele partii opozycyjnych, powinni zadawać pytania sobie, a nie dawać dodatkowy czas kandydatom PO i PSL.

- Przez ostatnie cztery lata mogliśmy się przekonać, co może poseł opozycji. Pewnie o wiele mniej niżby chciał. Teraz będzie można zobaczyć, co może dla regionu zrobić poseł partii rządzącej.
- Uważam, że poseł opozycji wcale nie mógł tak niewiele. Mogę podać wiele przykładów. Funkcjonowały biura poselskie w Proszowicach, Wieliczce, Bochni i Tarnowie. To nie były tylko lokale i szyld, ale za pośrednictwem biur były załatwiane konkretne sprawy ludzi, którzy przychodzili po pomoc. Ilość tych interwencji była ogromna i choćby w tym wymiarze można mówić o sukcesie. Udało mi się zablokować likwidację sądu w Bochni. W Tarnowie powiodło się wprowadzenie do kalendarza imprez obchodów 1 września, zamontowanie tablicy upamiętniającą ofiary gestapo, objąłem też patronat nad obchodami Dnia Żołnierzy Wyklętych...

- Czekam, aż Pan coś powie o Pro-szowicach.
- W Proszowicach udało mi się przekonać radnych miejskich, by nie oddali w zastaw gminnego majątku, w tym tak ważnych jego elementów jak wodociągi czy przychodnia. Proszę zauważyć, że po czterech latach udało mi się powiększyć wynik indywidualny w powiecie z 3,1 do ponad 4 tysięcy głosów. To chyba świadczy o tym, że poseł nie był tylko od spraw warszawskich, ale też był posłem dla swojej ziemi.

- Ale jeżeli będziemy rozmawiać za cztery lata ,to mam nadzieję, że ta lista dokonań dla regionu będzie dłuższa.
- Oczywiście, że tak. Teraz, gdy powstanie rząd Prawa i Sprawiedliwości, będą większe możliwości działania. Poza tym skład Rady Miejskiej jest zdecydowanie inny niż dawniej, z władzami miasta mam lepszy kontakt. Już zresztą pewne działania były podejmowane, choćby w sprawie pozyskania środków na dokończenie pływalni. Odbywało się to jednak w zaciszu gabinetów.

- Niektórzy zarzucają Panu, że w czasie czteroletniej kadencji pokazywał się w Proszowicach głównie z okazji świąt i uroczystości, zamiast załatwiać konkretne sprawy dla miasta.
- Jestem przeciwnikiem posłów powiatowych. Jak ktoś chce takim być, to bardzo szybko przestaje być posłem. Nie można ograniczać się do załatwiania spraw wyłącznie dla swojego terenu. Dawno minęły czasy, gdy mandat poselski miał charakter imperatywny i gdy poseł przyjechał na sejmik do Proszowic, mógł dostać po głowie. Poseł, tak stanowi konstytucja, po pierwsze powinien dbać o dobro Rzeczpospolitej. Po drugie dbać o dobro całego swojego okręgu. Dopiero na trzecim miejscu jest to, co nazywam miejscem podstawowym. Wreszcie czwarty poziom, czyli bycie posłem dla wszystkich pojedynczych obywateli, z którymi należy rozmawiać, pomagać, słuchać ich głosu.

- To znaczy, że tradycja spotkań z wyborcami, czyli „politycznych herbatek z posłem” będzie kontynuowana?
- Obowiązkowo. Myślę, że na pierwszym spotkaniu po wyborach nawet z kawałkiem dobrego tortu w podziękowaniu za to, co ci ludzie dla mnie zrobili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski