Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek patrzący przez okno

Paweł Głowacki
A. Cieślak, A. Woronowicz i E. Telega czytali wiersze Miłosza
A. Cieślak, A. Woronowicz i E. Telega czytali wiersze Miłosza Wacław Klag
Salony. Karzeł Walenty „całe dnie spędzał siedząc w fotelu przed oknem, z widokiem na ruchliwą ulicę”, powiada Czesław Miłosz w „Piesku przydrożnym”. Jakbym widział Czesława Mozila na ostatnim Salonie Poezji. Siedział przy fortepianie, z widokiem na kartki nad klawiaturą, na pięciolinie, gdzie jego nuty i zdania Miłosza, i grał. Grał i śpiewał albo tylko grał, dyskretnie i cicho, kiedy Anna Cieślak, Ewa Telega i Adam Woronowicz czytali wiersze Miłosza.

Był jak chłopczyk, co bawi się ruchem wersów i melodii, z klocków słów i nut układa na poczekaniu konstrukcje zdumiewające, chwilowe zamki, jeziora, lasy i zwierzęta, całe planety, małe tak, że każdą można wziąć w palce, planety nucone naturalnym, nie wysilonym tenorem, w dziwnej, lekko powłóczystej, lekko zaciągającej intonacji. Czy muszę wyjaśniać, że w tym obrazku z Walentego i Mozila ulepionym nie o słowo „karzeł” chodzi? Dodam tylko: na obrazku jest nie tylko Mozil. Obok jest Cieślak, są Telega i Woronowicz. I wszyscy oni - jak Walenty w mrowisko ulicy - zapatrzeni w zamarłe na kartkach zdania.

Bezczelnie zmieniając opowieść Miłosza, rzec można: przez godzinę patrzyli na nieruchomy marsz słów Miłosza, zmieniając je w brzmienie swojego mówienia na głos. Patrzyli na stroje słów, na ich gesty, taneczne lub niedbałe. I każdy, czytając lub śpiewając, prowadził je dokądś, może do jakiegoś domu własnego, między łóżka i lustra, po drodze wyobrażając sobie może nagość słów, ich spotkania z innymi słowami, ich pieszczoty, kłótnie, okrzyki. Ciepła Cieślak, konkretna Telega, arystokratycznie taktowny Woronowicz i chłopczyk finezyjnie bawiący się przy fortepianie.

Patrzyli i czytali, patrzył i śpiewał. Przyglądali się słowom pokornie, uważnie, by czytać lub nucić jedynie to, co widać, od siebie dodając jedynie jakieś cienie, cienkie uśmiechy, trochę pauz nieoczekiwanych, lecz kruchych, miękkich. Czytali, co widzieli. Śpiewał, co widział. Jak karzeł Walenty. Tyle że on był cichy, bo żywego ducha obok niego nie było. „Zazdrościł im - powiada Miłosz o Walentym, patrzącym przez okno na ludzi, skądś dokądś wędrujących ulicą - zazdrościł im normalnego życia, którego nigdy nie zaznał”. I znów, jak na początku ze słówkiem „karzeł” było - nie o słówko „zazdrość” chodzi, ani też o „normalne życie”. Poniekąd chodzi o ostatnie Miłosza słowo w zdaniu: „Zazdrościł im, ale teraz już, inaczej niż kiedyś, nie mieszał się z tym gniew”. Brak gniewu jest formą pogodzenia się.

Brak gniewu więc. Lepiej napisać: „brak gniewu”. To znaczy - brak pretensji, brak chęci do zmieniania, kombinowania, uzupełniania, poprawiania i unowocześniania. To było sednem ostatniego Salonu. Czytali - „bez gniewu”. I „bez gniewu” niewielki pan o twarzy chłopczyka grał i śpiewał. „Bez gniewu”, w zgodzie z tym, co nieuchronne. A niepodrabialny smak wierszy Miłosza, ta ich melodia, będąca mieszanką szarego światła i spokojnej cierpkości - to są rzeczy nieuchronne. Po cóż poprawiać nieuchronne?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski