MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dotyk ciepłej ręki

.
Judyta Papp
To było w 2000 roku po premierze filmu "Duże zwierzę" Jurka Stuhra, z którym graliśmy główne role… W kinie były jeszcze wygaszone światła, gdy starałam się wyjść ze swojego rzędu, mijając m.in. jakiegoś pana z panią, których twarzy nie dostrzegałam. I nagle ten pan podał mi rękę i, nic nie mówiąc, trzymał moją dłoń. Trwało to na tyle długo, że zrobiło się jaśniej i zobaczyłam, że to Czesław Miłosz. I takie było nasze poznanie. Bez słów. Zapamiętałam tę jego ciepłą rękę i tak mi się Miłosz kojarzył już zawsze - z dotykiem ciepłej ręki. Nawet sobie pomyślałam, jakie to dziwne skojarzenie, bo przecież to człowiek, u którego najważniejsze są słowa. Ja akurat je znałam, bo poezją Miłosza jako aktorka, jako człowiek interesuję się od wielu lat i mam takie wiersze-klucze, które czytałam jako młoda dziewczyna, jako dojrzała kobieta i jeszcze starsza - i cały czas się nad nimi zastanawiam.

Anna Dymna wspomina Czesława Miłosza

   Po tygodniu od spotkania w kinie dostałam od poety list, odręcznie pisany, z pięknymi słowami; przetrzymuję go jak skarb… A potem sama musiałam napisać. Przygotowując Festiwal "Albertiana", szukałam hymnu niepełnosprawnych i uznałam, że świetnie się do tego nadaje wiersz "Miłość" ze słowami: Miłość to znaczy popatrzeć na siebie tak/ jak się patrzy na obce nam rzeczy,/ bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu... - _właśnie mówiący o miłości trudnej. I już miałam napisaną przez Abla Korzeniowskiego muzykę, gdy ktoś zwrócił mi uwagę, że przecież nie mam zgody poety na wykorzystanie jego wiersza. Zasiadłam do listu i utknęłam - jak zacząć? W końcu, wypiwszy parę lampek wina, zaczęłam zwyczajnie: "Kochany Panie Czesławie. Nie umiem pisać do Noblisty..." - i wszystko wytłumaczyłam. A potem nadeszła odpowiedź, w której poeta nie tylko się zgodził, ale jeszcze mi podziękował, że pomyślałam o tym, by w tak pięknym celu użyć ten tekst, który, pisany w piekle wojny, faktycznie mówi o najtrudniejszej miłości, o najtrudniejszych uczuciach. Później znów napisałam do poety i tak się poznawaliśmy.
   A spotykać zaczęliśmy się poprzez Judytę Papp, z którą się przyjaźnię, a która zaczęła fotografować Miłosza jako 17-latka. Bywając u Miłosza, poznałam go prywatnie i jego żonę Caroline i tak odkrywałam poetę jako ciepłego, dobrego człowieka, uśmiechniętego i szczęśliwego. I nawet zadawałam sobie nieraz pytanie, jak to jest, że taki ciepły, dobry człowiek pisze czasem takie trudne wiersze… Zdarza się, że poznajemy wielkich ludzi i potem tego żałujemy, rozczarowani ich prywatnym obliczem. A w przypadku Miłosza było wręcz przeciwnie. Ja po prostu go pokochałam. Zawsze elegancki, uśmiechnięty, dowcipny. Na przykład dwa lata temu podczas promocji albumu o Wilnie Adama Bujaka z tekstami Miłosza, ten zgodził się, bym czytała jego wiersze, po czym mówił mi: "Nie lubię, jak aktorzy czytają moje wiersze, ale pani może spokojnie czytać, bo ja i tak już mało co słyszę". A zarazem czułam, że się trochę wstydził tych ułomności - że źle słyszy, że kiepsko widzi...
   Też jestem publicznym człowiekiem, znam wielu artystów, ale ten osobisty kontakt z Czesławem Miłoszem w jakiś dziwny sposób mnie wzmacniał i wzbogacał. Nie umiem tego nazwać, ale jak się pozna takiego człowieka jak Miłosz, to w ogóle się zmienia świat. Nie wiem, na czym to polega... Ale jak Judyta Papp poprosiła mnie, bym napisała wstęp do jej albumu ze zdjęciami poety, pomyślałam, że postaram się zapomnieć, że to wielki poeta, że będę pisać o nim, jak o facecie… I jeszcze znalazłam jego teksty w _Piesku przydrożnym _o mężczyźnie - jaki jest, co ma w sobie. O męskich pozach, napinaniu się, puszeniu… A w tych zdjęciach Judyty widać, jaki to był człowiek, ile miał w sobie i pozerstwa, i wzruszenia, i bezradności, i nieprawdopodobnego poczucia humoru. Udawał w czasie tych sesji, że go nie ma i nagle odwracał się i robił do obiektywu minę... I w tym albumie widać, ile on miał dziwnych twarzy… Był na przykład zanurzony w przeszłości, a zarazem ciekaw współczesności, walczył z komputerem, uczył się poruszania po Internecie…
   I potem umarła Caroline. Przyszłyśmy z Judytą, ja tradycyjnie przyniosłam poecie brusznicę i żurawiny, bo dawno uznałam, że cóż mogę takiemu wielkiemu człowiekowi podarować, a skoro on pochodzi z Kresów, to na pewno w dzieciństwie jadł brusznice smażone na miodzie tak, jak to robiła moja mama, która mnie tego nauczyła. I miałam rację, Miłosz je uwielbiał. I pewnego razu - już w czasie, gdy pisał poemat _Orfeusz i Eurydyka
- zostaliśmy na chwilę sami w pokoju, a on mnie znowu złapał za rękę i tak trzymał, mając łzy w oczach. Sprawiał wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale widać i tym razem uznał, że wystarczy porozumienie bez słów.
   Byłam szczęśliwa, gdy jedną ze swoich ostatnich podróży odbył do naszego domu w Rząsce - z synową Joasią, z Agnieszką Kosińską - sekretarką, i Judytą. To było minionej jesieni, była piękna pogoda, Miłosz siedział na naszym tarasie, koty po nim biegały, a on mówił, jakie to jest niezwykłe, że niby zwierzę nie ma duszy, a tu proszę - dwa koty i całkiem inne osobowości. Kochał zwierzęta. Nawet się umówiliśmy, że jak się lepiej poczuje, pojedziemy do zoo - już nie zdążyliśmy. Tak, to był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Zostały mi z tej wizyty piękne, zrobione przez Judytę zdjęcia.
   Czesław Miłosz wiedział, że prowadzę w Teatrze im. Słowackiego Salon Poezji i nieraz pytał, jak może mi pomóc - i zaproponował cykl "Rekomendacje", promujący młodych. Przygotowując najbliższy wrześniowy, setny już, Salon wiedziałam, że Miłosz, ciężko chory, nie będzie mógł w nim uczestniczyć, planowałam, że zaprezentujemy go z telebimu, podobnie jak Wisławę Szymborską, która w tym czasie miała być poza Krakowem. I zadzwoniła w parę godzin po śmierci Miłosza do mnie, mówiąc, że zmieniła plany, że będzie na setnym Salonie i poświęcimy go Miłoszowi. Rozmaici poeci - m.in. Julia Hartwig, Urszula Kozioł, Bronisław Maj, Józef Baran, Leszek Aleksander Moczulski i Szymborska - będą czytali swoje wiersze dedykowane Miłoszowi. A jego utwory przywoła wielki aktor.
   I tak rozmawiałyśmy z Wisławą Szymborską, że niby wszyscy wiedzieliśmy, w jakim Czesław Miłosz jest stanie, że już nie bardzo chce mu się żyć, ale jak umarł, to nie możemy się po tej śmierci pozbierać. Umiera taki poeta i nagle świat traci barwy...
   A jeszcze w nocy z piątku na sobotę, mniej więcej dziesięć godzin przed śmiercią Czesława Miłosza, siedziałam nad powstającą książką złożoną z tekstów Pawła Głowackiego poświęconych Salonowi, dobierając po jednym wierszu każdego z poetów, jacy byli prezentowani. I między innymi z antologii Miłosza wybrałam jego wiersz pt. "Sens" z tomu _Dalsze okolice, _z 1991 r.:

Notował: WACŁAW KRUPIŃSKI
Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata.
Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.
Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie.
Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało.
Co było niepojęte, będzie pojęte.

A jeżeli nie ma podszewki świata?
Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem
Tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc
Następują po sobie nie dbając o sens
I nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi?

Gdyby tak było, to jednak zostanie
Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta,
Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony,
Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk

I protestuje, woła, krzyczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski