Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maniuś Kalendarz

Redakcja
Witam w 253 dniu roku w imieniny Łukasza, Łucji i Aldony, do końca roku zostało 112 dni - woła pan Marian Landa wybiegając nam na powitanie. Którego się pani urodziła? 25 paędziernika? To urodziny wypadają w sobotę. A pan? 25 marca. To byłoby we wtorek. Jak na imię pańskiemu tacie? Roman. To miał imieniny w piątek 28 lutego, sobotę 9 sierpnia i we wtorek 18 listopada.

Jak ty to robisz, pieronie?

   Panie Marianie jaki dzień tygodnia mieliśmy w zeszłym roku 13 września? - Piątek - odpowiada z całą pewnością. Zadajemy mu trudniejsze zadanie. Urodziłam się 25 paędziernika 1974 roku. Jaki to mógł być dzień tygodnia. Po chwili namysłu odpowiada: - Po mojemu to mógł być piątek.
   W małej wiosce Ropki, liczącej kilka domów, Mariana Landę znają wszyscy. W pobliskiej Hańczowej i Wysowej mówią o nim żartobliwie Maniek Kalendarz.
   Potrafi recytować daty i dni tygodnia do kilku lat wstecz i do przodu z szybkością karabinu maszynowego. Nigdy się nie myli. Zawsze wie kiedy ktoś ma imieniny. Zna numery rejestracyjne wszystkich samochodów w okolicy. Pamięta nawet numer rejestracji auta obcego mężczyzny, który odwiedził go trzy lata temu. W piątek 22 września 2000 roku.
   - Ludzie przychodzą, żeby się popytać o daty, dni tygodnia imieniny. Dziwią się, że tak z głowy potrafię wszystko powiedzieć. Jak ty to robisz, pieronie? - pytają. - Mówią "Tyś się Maniuś pewnie wyuczył na pamięć". Ale nie jestem uczony. Jestem taki byle kto, nie skończyłem żadnych szkół. Osiem klas tylko w Mochnaczce. A tu się wprowadziłem w 1974 roku, 10 lipca, w środę, o wpół do drugiej. Proszę się spytać sióstr i brata to powiedzą. Nigdy nie miałem kalendarza.
Jutro imieniny
Jacka i Prota
   - Jak ja to robię, to sam nie wiem. Przychodzą ludzie z kalendarzem, żeby mnie sprawdzić. Pytają, patrzą. Jeszczem się nie pomylił - pan Marian nie kryje dumy.
   - Wszędzie mnie lubią, i w sklepie, i w ośrodku, i ksiądz, i policjanci, i wczasowicze. Nigdym się z nikim nie kłócił.
   Zarabia na życie grą na organkach i sprzedażą grzybów z lasu. W tym roku interes nie idzie najlepiej, bo ziemia wypalona słońcem grzybów nie rodzi.
   - Dwadzieścia dwa i pół roku robiłem w lesie przy drzewie - mówi pan Marian, prezentując poorane grubymi żyłami przedramiona. Teraz roboty nie ma. Trochę koniem zarobię, a to wożąc drzewo z lasu, a to siano, a to na opał sąsiadom, i na organkach.
   Na chińskich organkach pan Maniuś potrafi zagrać, jak wylicza, osiemdziesiąt melodii. Polskie i słowackie, folklor z północy i południa kraju. Pieśni patriotyczne, ludowe piosenki, weselne przyśpiewki. Wymyśla też sobie teksty w nieistniejących językach. Śpiewa melodyjnie. Nie lubi, żeby mu przerywać.
   Zanim zaczniemy rozmowę musimy wysłuchać kilkunastu piosenek. Po kilka zwrotek każda.
   "Nie szumże leszczyno,
   nie szumże ty w lesie,
   nie płaczże dziewczyno,
    nie płaczże dziewczyno
   nie wydawajże się..."
   Drewniany dom pana Mańka stoi przy drodze do schroniska studenckiego. Obok jeszcze jedna chałupka i długo, długo nic. Słychać cykanie świerszczy i szmer strumyka. Piosence przysłuchuje się rowerzysta z dredami. Nasłuchuje i patrzy zaciekawiony. A Maniek śpiewa już inną piosenkę.
   Przed drewnianą chatą, na taborecie siedzi igra na organkach rytmicznie przytupując:
   "Szła teściowa przez las,
   pogryzły ją żmije.
   Żmije wyzdychały,
   a teściowa żyje"
   Po trzech zwrotkach rowerzysta jedzie dalej.
A żelazko ma duszę
   Marian Landa stał się miejscową atrakcją. Ludzie go znają. Turyści zachodzą, robią zdjęcia. W gazetach już pięć razy o panu Mańku pisali. Młody reżyser z Warszawy film o nim nakręcił. Zdobył nawet nagrodę.
   Jak nie ma grzybów w lesie, ani innej roboty, pan Marian idzie do Wysowej. Bywa, że codziennie. Pięć kilometrów tam, pięć z powrotem. Zachodzi do domów wczasowych, do kuracjuszy. Jak chcą posłuchać gry na organkach to zagra i zaśpiewa. Zarobi parę groszy na chleb, kawę i na świece. Bo w chacie nie ma prądu.
   Do elektryczności się panu Mańkowi nie spieszy. W domu nie ma czego do prądu podłączyć. Jak się w piecu napali, można obiad ugotować i ogrzać wielką, drewnianą chałupę. Pacierz można przy świecy odmówić. A żelazko ma duszę. Ale pan sołtys chce Mańka cywilizować i już pod domem stoi skrzynka z prądem, trzeba tylko podłączyć.
   - Może na przyszły rok się go przyłączy jak będą pieniądze... - pan Marian drapie się po głowie.
   -_ Mam wszystko czego mi potrzeba. Brakuje tylko pieniędzy - _mówi.
   "Było nas sześciu braci handlowali rtęć,
   jeden nagle umarł i zostało pięć.
   Josel weęmie skrzypce,
   Tejpel weęmie bas
   Od podwórki do podwórki
   tylko jeden raz..."
   Na motorze bez tłumika podjeżdża zwabiony muzyką mocno podchmielony Józek. Próbuje się przyłączyć do śpiewu, ale idzie mu nieskładnie. Pan Marian strofuje go wyraęnie niezadowolony:
   - Cicho Józek. Nie wolno!
Nie lubi fałszu
   Po siódmej zwrotce, piosenka się kończy. Umarli już wszyscy bracia. U stóp grajka zasypia znudzony pies.
   Sam dla siebie pan Maniuś nie gra. Szkoda mu czasu, jest za dużo roboty. Co innego dla gości.
   - Kilka osób było, nagrało mnie na kasetę. Pytali się skąd znam piosenki. Nie wiem. Możem gdzieś usłyszał? Tak już mam, że raz usłyszę i umiem. Jak zobaczę numer, zapamiętam.
   Radia nie słucha, bo nie ma prądu. Czasem telewizor obejrzy u sąsiadów albo gazetę poczyta.
   - Wie pan, panie Mańku co się na świecie dzieje?
   - A co, ęle jest? Pewnie ęle... A teraz zagram pani piosenkę "Myśliweczku kochaneczku..."
   To do widzenia. Na odchodnym pan Marian zapamiętuje numer rejestracyjny naszego samochodu.
Monika Kowalczyk,
Jerzy OLSZOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski