Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywot z koronką

Redakcja
Pani Aleksandra (- kiedyś Aleksandra, później Ruskie przerobiły na Olga) w kwietniu skończyła 98 lat. Nadal siada przy wałku i robi koronki klockowe. Nadal też prowadzi w Krakowie kursy koronczarskie. Jak sama mówi, już od ponad sześćdziesięciu lat "pędzi swój żywot z koronką".

W kwietniu skończyła 98 lat. Nadal jednak siada przy wałku i pracuje. Mało tego - prowadzi kursy koronczarstwa.

Dom na obrzeżach Krakowa; spokojnie, cicho, słonecznie. Spotykamy się we czwórkę - trzy pokolenia koronczarek: Olga Szerauc, Zofia Sienicka, Jadwiga Elżbieta Węgorek i ja. Przy herbacie i ciastku, później przy domowych gołąbkach snujemy naszą rozmowę, składamy ją z wielu wątków. Jak koronkę.

Kiedy pytam, skąd bierze jeszcze siły do pracy, uśmiecha się. - _Trudno żebym się położyła tylko dlatego, że mam tyle lat -___odpowiada. I chyba tylko ta niezwykła pogoda ducha pozwoliła jej przetrwać życie, które chociaż związane z koronką, bynajmniej nie było jak ona delikatne.

Na Litwie nie znali klockowej

-Moja przygoda zkoronką klockową zaczęła się jeszcze przedwojną. Miałam znajomą, która umiała je robić. To odniej dostałam wałek iklocki. Później nadeszła wojna, odłożyłam koronki. Poniej, w1952 roku, zapisałam się nakurs klockowy zorganizowany wPałacu podBaranami iodtego czasu żyję zkoronką. Zaczęłam dla przyjemności, bo ja lubię haftować, wyszywać, wszystkie robótki ręczne. Pochodzę zresztą zrodziny plastyków, więc chyba mam to wgenach. Wmoich rodzinnych stronach, naLitwie, koronki klockowe nie były jednak znane. Dlatego to mnie zafascynowało. Kurs wKrakowie prowadziła Zofia Dunajczan, która rozpropagowała tę technikę natym terenie. Odtego czasu wsiąkłam wkoronkę inie mogę się jej pozbyć - śmieje się pani Olga.
- Tym się możnazarazić jak tyfusem. Jak już człowiek zacznie robić, to musi skończyć. Apóźniej ciągnie do____następnych. Ale trzeba też mieć ciekawe wzory... - wtóruje jej Zofia Sienicka.
Obie przyznają, że kto zaczął robić koronki, zawsze chętnie do nich wraca. Nawet dzisiaj na kursach nie brakuje uczniów. Po Zofii Dunajczan, głównym nauczycielem została pani Olga. Teraz pałeczkę przejęła Jadwiga Węgorek. - Koronka klockowa jest najbardziej skomplikowana. Mimo to podziś dzień chcę przekazywać tę umiejętność. Ludzie się już nawet śmieją, że ja nachalnajestem, bo nagwałt chcę wszystkich uczyć. Ale żeby troszkę to unas poszło. Bo zagranicą już oddawnaznają koronkę klockową, au_nas jeszcze ciemnogród -uważa pani Olga. -WBelgii, Hiszpanii, Włoszech... tam bez przerwy robią koronki. WFinlandii znają je odczternastego wieku, tylko że oni nauczyli się odWłochów. Nie mogę dojść dotego, kto nauczył Włochów. Nie mogę ustalić, skąd się te koronki wzięły. Podobno zEgiptu, ale przecież tam nie było widać koronki - zastanawia się.
Kursy coraz częściej przeradzają się w spotkania towarzyskie. Matki przyprowadzają córki, babcie wnuczki. Panie pieką ciasta, rozmawiają, wspólnie pochylają się nad wałkiem. Co jakiś czas organizują także, w stolicy koronki klockowej - Bobowej, międzynarodowe spotkania i wystawy koronczarskie.
-
Zainteresowanie ciągle wzrasta. Zjeżdżamy się wBobowej zcałym światem koronczarskim. Oni przyjeżdżają donas, cuda przywożą. Możnapowymieniać się wzorami, umiejętnościami. Rozwijamy się. Teraz kursy prowadzi pani Jadwiga, potem zobaczymy. Młodzi też przychodzą się uczyć. Mam kilka dziewczynek wgrupie. Młodziutkie to, ale prędko łapie. Czy będzie jednak moda nakoronki? -nie wiem. Pani Jadwiga ma więcej uczennic, moje to już głównie starsze babcie. Umnie wgrupie jednak żadnapani nie poszłaby kogoś uczyć. Dla siebie robią, dla przyjemności, naprezent - zdradza pani Szerauc. -Młodzi może by ichcieli zająć się nadobre koronką, ale nie wiedzą, co można ztego mieć. Nauczą się ichcieliby sprzedać, anie bardzo jest gdzie. Żeby był jakiś sklep, cepelia, gdzie możnaby było oddać swoje prace, ale nie ma - ubolewa pani Jadwiga. -Te zzagranicy mówią, że unich to już zamawiają suknie ślubne zkoronki, bluzki. WHiszpanii odbardzo dawnarobią szale. Bardzo drogo liczą, ale unich kupią - dorzuca pani Olga.
Pytane, co potrzeba do robienia koronki klockowej odpowiadają, że przede wszystkim chęci, choć potrzeba też i nici, i materiału, i światła. - _Koronka wymaga też czasu, atego mi nie brakuje, bo niby co innego mam doroboty. Trzeba też mieć dobre wzory. Ja mam bardzo dużo wzorów isobie wybieram. Odczasu doczasu siadam doklocków irobię. Różności. Jak przyjeżdżają doBobowej zzagranicy, to wtedy kupuje się inne wzory. Możnateż samemu je rysować, chociaż jest to bardzo czasochłonne, nie opłaca się
- mówi Olga Szerauc.
W tym czasie pani Jadwiga pokazuje mi swój zbiór wzorów. Rozrysowane, spoczywają w opasłym segregatorze. Wszystkie opisane, sfotografowane, skserowane.
Koronczarki tworzą wielką rodzinę. Taką bez zawiści, zazdrości o wykonane prace, bez chęci sławy. - Nie ma między nami konkurencji, bo wszystkie cały czas się uczymy - mówi pani Olga.
Kiedyś to ona uczyła na kursie Jadwigę, dzisiaj Jadwiga sprawdza koronki Olgi. - Uczeń prześcignął mistrza. Koło się zamyka - komentują.

Ona ma lewe ręce...

Choć koronka zaraża, nie wszyscy członkowie rodzin koronczarek podzielają ich pasję.
- Wnuczka robi bardzo ładnie, no ale pracuje, więc dokoronki siada dopiero wieczorem. Zawsze naBoże Narodzenie narobi drobiazgów. Aniołki, zakładki najlepiej idą, ludzie chętnie kupują. Acórka wżadnym wypadku. Lewe ręce ma, zresztą druga wnuczka też. Nic się koronką nie interesuje. Ona to raczej gaz naprawi. Aczy prawnuki będą się chciały uczyć -nie wiadomo. Chłopcy to się raczej nie nadają. Chociaż miałam kiedyś ucznia -_wielki talent -wspomina pani Olga.
- _Koronki uczę się odpiętnastu lat. Nakurs poszłam zcórką. Oddawnazresztą lubiłam ihaftować, iwyszywać. Mój mąż jest krawcem. Zresztą chyba pan Bóg tym wszystkim tak kieruje, bo dokłada donaszej rodziny tylko samych takich, co potrafią zrobić coś z____niczego
- śmieje się pani Zofia. - Ludzie odchodzą, a____my zostajemy. Chyba żeby przekazywać dalej.
- Jeden wnuk jest ze mnie dumny. Nawet mi szpilki zzagranicy przywiózł. Mam dwie wnuczki, wnuka, trzy prawnuczki idwóch prawnuków. Najmłodszy jest bardzo sprytny. Mówi domnie "Ty jesteś stara babcia zpatykiem". No itrudno się ztym nie zgodzić -zaśmiewa się pani Olga.
Czy w ogromie wykonanych obrusów, serwetek, aniołków, ma jakieś swoje ulubione prace? Takie, do których szczególnie wraca się wspomnieniami. - Dziesięć lat byłam w
internacie angielskim. Marzyłam wtedy, żeby haftować, ale oni tego nie uczyli. Zdobyłam zatem jakiś kawałek szmatki iwyszywałam, wnocy, podłóżkiem, przy lampce zchoinki. Jak umiałam, tak robiłam. Musiałam, tak mnie dotego ciągnęło. Później to już chyba tylko wspominam te pierwsze koronki powojenne, które robiło się zbyle czego. Nic przecież nie było
- zamyśla się pani Olga.

Nie wolno o niczym innym myśleć

Koronka sprawiała, że życie było lepsze. Pomagała wyjść z wielu opresji. Delikatna i cieniutka zawsze była wszechobecna w twardym, ciężkim losie pani Olgi. -Dosiódmego roku życia żyłam wdobrobycie wmajątku wWilnie. Później, kiedy wybuchła Iwojnaświatowa, wywieźli nas aż podMorze Białe. Ojciec poszedł nafront. My zawojskiem przewędrowaliśmy całą Rosję. Rodził się bolszewizm. Wylądowaliśmy wPersji (_dzisiejszym Iranie - przyp. red.), _potem wTurcji. Kiedy zachorowałam namalarię azjatycką, musiałam wyjechać napółnoc. Dosiebie, doWilna, wróciłam w1922 r. Iżycie znowu było ładne, choć nie lekkie. W1939 wywieźli nas naSybir. Męża zamordowali bolszewicy, syn tam zmarł. Mnie udało się uciec. Takie było nasze życie. Marne. Cały czas gdzieś wdrodze. Nędza, głód. Ale bez jedzenia możnawytrzymać. Włagrach dawali 400 gramów chleba dziennie. Przez dwa lata prawie nic nie jadłam, aprzecież pracowałam... -___snuje opowieść pani Olga.
Zadziwia jej siła i hart ducha.
-Przeżyłam cztery wojny. Dzisiaj jest mi już wszystko jedno. Co mam płakać, jak itak nic to nie pomoże. Dobrze jest, jak jest.
Gdzie w tym życiu było miejsce na koronki? Skąd spokój i opanowanie tak potrzebne do ich wykonania? - _Koronka dawała radość, bo człowiek odrywał się odrzeczywistości. Jak się robi koronkę, nie możnajuż o____niczym innym myśleć.

Najważniejsze, że jestem zdrowa

-__Wie pani, mam szczęście, bo jestem zdrowa. Nic mi nie dolega. Jak byłam chwilę w__szpitalu, to mnie wymaglowali nadziesiątą stronę inic nie znaleźli. To co będę udawać, że jestem chora -___mówi z przekonaniem 98-letnia koronczarka.-Wlipcu miała wylew, awsierpniu już przyszła znami naTargi Sztuki Ludowej. Dziesięć godzin naupale stała_ - szepcze mi w tajemnicy pani Jadwiga.
Pani Olga ubolewa tylko, że teraz młodzi nie bardzo znają się i cenią koronki; że czasem wybierają obrusy sztuczne lub z ceraty, bo łatwiej je utrzymać w czystości i nie trzeba prasować.
- _U
mnie naplacu stoi taka pani isprzedaje serwetki. Wygrzebuje je wcześniej wciuchach, wie pani. Iwszystkie wjednej cenie sprzedawała, bo się nie znała. Stanęłam kiedyś ijak klientki odeszły, to jej mówię "To pani może sprzedać drożej, bo to ręcznarobota. Ato haft maszynowy". I___teraz jak mnie widzi, to się czasem pyta - uśmiecha się Olga Szerauc.
Tak ją zapamiętam.
MARIA WŁODKOWSKA-BANAŚ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski