Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Pilch. Szarmancki kontroler, który chciał się sprawdzić jako wojewoda

Grzegorz Skowron
Grzegorz Skowron
Józef Pilch: Warto kontrolować, dzięki temu można taniej budować
Józef Pilch: Warto kontrolować, dzięki temu można taniej budować Andrzej Banaś
Czy do pani premier mówi: „Beatko”? Dlaczego urzędnicy nie przeniosą się do Nowej Huty? Co zmieni po swoim poprzedniku? Co dla niego jest najważniejsze? Wojewoda małopolski Józef Pilch odpowiada na pytania Katarzyny Kachel i Grzegorza Skowrona

- Czy Jerzy Miller był dobrym wojewodą?

- Trudno mi oceniać poprzedników. Nie chciałbym tego robić.

- Nowy rząd ocenia poprzedni, nowi ministrowie robią audyty w swoich resortach. Czemu nie wojewoda?

- Robię audyty. I nawet jestem zaskoczony, bo wszyscy uważali, że poprzedni wojewoda był skrupulatny. A niektóre kontrole pokazały, że nie do końca tak jest.

- Kiedy pokaże Pan wyniki tych audytów?

- Nadal je prowadzimy. Wstępny audyt już przekazaliśmy do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, ale ponieważ wyszły pewne wątpliwości, trwają szczegółowe kontrole w kilku jednostkach.

- Jakich?

- W kilku jednostkach, w odpowiednim czasie wszyscy się o tym dowiedzą. Obiecuję.

- To dlatego zmienił Pan tak wielu dyrektorów w Urzędzie Wojewódzkim?

- Nie, ten audyt nie miał na to wpływu. Nikogo nie zwolniłem. Część dyrektorów odeszła sama, część została wicedyrektorami. Wszyscy odchodzący ze stanowisk mogli sobie wybrać, gdzie chcą pracować. Z 24 dyrektorów jest 21. Podejrzewam, że będzie ich jeszcze mniej, bo lepiej więcej zapłacić pracownikom, niż rozszerzać urząd.

- Gdzie Pan znalazł nowych dyrektorów?

- Szukałem specjalistów, nie osób z łapanki. Zależało nam na doświadczonej kadrze, bo przed nami sporo wyzwań i wspólnych celów. Jednak zanim podjąłem decyzje postanowiłem poznać moich pracowników na tyle, na ile było to możliwe, bo chcę być wojewodą, którego interesuje człowiek.

Kiedy składałem życzenia świąteczne, wszedłem do każdego pokoju, podałem rękę i życzyłem zdrowia. Niektóre osoby były w szoku, bo w życiu wojewody na żywo nie widziały. Uspokoiłem ich wówczas także, że praca będzie, że nie zamierzam ich zwalniać.

- Sporo osób jednak z urzędu odeszło...

- To ci, którzy nie przyjęli moich propozycji zmiany stanowisk, albo te osoby, którym się coś nie podobało lub mieli „coś” na sumieniu. Oni uciekli najszybciej.

- To Pana wrogowie?

- Wrogowie? Jestem człowiekiem dialogu. Nie z każdym można dojść do porozumienia, dlatego czasami lepiej się rozstać. Chcę, aby Małopolski Urząd Wojewódzki funkcjonował bez zarzutów i wsłuchiwał się w potrzeby Małopolan.

- To znaczy?

- Spotykam raz na korytarzu pana, który chciał coś załatwić i czekał przed zamkniętymi drzwiami. Wchodzę do pokoju, a tam trzy panie: jedna się czesze, druga je banana, a trzecia rozmawia przez komórkę. Gdy mnie zobaczyły o mało trupem nie padły. Powiedziałem: Szanowne panie, obym tu więcej nie zaglądał, ten obywatel stoi i czeka, pań obowiązkiem jest się nim zająć. I tak właśnie chodzę sobie po tych korytarzach i patrzę, czy ten mieszkaniec Małopolski gdzieś nie stoi.

- Pełna kontrola?

- I jaka skuteczna. Nie wiem, czy były wojewoda chodził po urzędzie, zaglądał do pokoi, ale ja się tym, co zobaczyłem, przeraziłem. Na parterze, gdzie przyjmuje się ludzi, pełno pudeł, hucząca szafa, zero warunków. Wydano 7 milionów złotych na remont, a budynek nie stwarza odpowiednich warunków.

- To pana wkurzyło?

- I to jak. Powiedziałem „dosyć tego”, stwórzmy odpowiednie miejsce i dla urzędnika, i dla tego, który chce coś załatwić. Miejsce godne. Nie płacimy ludziom zbyt wiele, ale mają służyć obywatelom i muszą mieć do tego odpowiednie warunki.

- Pana poprzednik chciał dać urzędnikom Nowe Centrum Administracyjne, w danych budynkach administracyjnych huty.

- To był błąd, bardzo zły pomysł, kosztowało nas to tylko dużo pieniędzy. Administracja w tym miejscu nie pasuje. Te budynki powinny trafić do firm zagranicznych, pozwolimy im wewnątrz wyburzać i przebudowywać, przy pozostawieniu zewnętrznej bryły. Kiedy jeżdżę po Małopolsce opowiadam wójtom i burmistrzom, co chciałbym zrobić, nie interesuje mnie polityka. Interesuje mnie to, by rozwinąć gospodarkę. Aby to było możliwe, każdy wojewoda powinien mieć bodziec finansowy, bo jeśli jest dobry program, to powinienem mieć możliwość jego wsparcia. Na przykład w Gorlicach słyszę, że młodzież im ucieka. Tam uruchamiajmy gospodarkę, turystykę, by ludzie mogli tam pracować, to będą perspektywy dla młodych ludzi. Dziś to jest w gestii marszałka i sejmiku.

- Chciałby Pan przejąć unijne dotacje od marszałka? Ostatnio pojawiły się spekulacje, że rząd zastanawia się nad takim rozwiązaniem.

- Marszałkowie też muszę mieć co robić. Jestem za tym, by bardziej kontrolować, by mieć wpływ na to, na co wydawane są unijne pieniądze. Przecież to rząd odpowiada potem a to, że jakieś fundusze nie zostały wydane. Dlatego potrzebna jest pełna kontrola, nad tym co robią samorządy. Można by przekazać wojewodom część pieniędzy na pobudzanie gospodarki. Wspierać samorządy, ale też dokładnie sprawdzać. Na przykład pierwszy sygnał dostaję, że samorząd potrzebuje 4,5 mln zł, gdy dopytuję o szczegóły, już jest o milion mniej, a kiedy jestem na miejscu to już niecałe 3 mln. Warto kontrolować? Warto, bo można tanio budować budować.

- Nie boi się Pan, że zaczną o Panu mówić „kontroler”?

- A może dobry gospodarz? To dla dobra społeczeństwa. Mogę być tą osobą, która lubi dać, ale i sprawdzić. Bo do tej pory tej kontroli nie było i pieniądze znikały. Teraz nie będą znikać.

- Co Pan myśli, kiedy czyta o sobie: Wojewoda, szarmancki człowiek, który ładnie pachnie.

- To miłe. Zapach to rzecz gustu, ale nie zaprzeczę, że mężczyzna powinien być szarmancki. Tacy właśnie byli mężczyźni w mojej rodzinie, a kulturę wynosi się przede wszystkim z domu.

- To jak Pan by siebie określił? Szarmancki kontroler?

- Może być i ten kontroler. Szarmancki kontroler, niech tak piszą. Niech mądrze wytykają mi błędy, a ja się będę poprawiać, bo nie popełniam ich w złej wierze.

- Kontrolowanie, o którym Pan mówi dużo i chętnie, daje poczucie władzy. Pan lubi tę władzę?

- Po prostu lubię jak się coś dzieje. A władzą chętnie się dzielę, choćby z moimi zastępcami.
- Ale dzieli Pan według swego uznania?

- Nie, po prostu podzieliłem urząd na trzy piony, z czego sobie wziąłem pion inwestycyjny.

- Czyli jednak tak jak Panu odpowiadało.

- Tak, ale wedle kompetencji.

- Wspomniał Pan o Gorlicach. Czy to oznacza, że Nowa Huty Przyszłości odchodzi na dalszy plan?

- Nie! To perełka. Prowadzimy już rozmowy. Chcę tam uruchomić nie tylko gospodarkę, ale i historię. Będą tam magazyny zbiorów muzealnych, ale też powierzchnie wystawowe, by można tam było eksponować to, na co dziś nie ma miejsca w muzeach. Na przykład dawne monety, których nie ma gdzie pokazać. Huta naciska, chce bardzo szybko stawiać nowe maszyny, uruchomić ocynkownię i dodatkowo zatrudnić ludzi. Chcemy to jak najszybciej doprowadzić do skutku, ale nie może być tak, że ArcelorMittal daje mi działki między wielkim piecem a aglomerownią. Kto ten grunt wykorzysta? Nikt. Dlatego umowa dotycząca zamiany nieruchomości z ArcelorMittal zostanie częściowo zmieniona.

- Co jeszcze Pan zmieni po poprzedniku?

- Chciałbym wyprowadzić centralę numeru 112 z Basztowej, razem z Centrum Zarządzania Kryzysowego. Mamy już budynek przy ul. Bratysławskiej w Krakowie, musi go jeszcze obejrzeć minister administracji.

- A dyspozytornia pogotowia wróci do Nowego Sącza?

- Nie podjąłem jeszcze decyzji w tej sprawie i na pewno nie będzie jej przed Światowymi Dniami Młodzieży. Przygotowania do nich to priorytet.

- I okazja do wyciągnięcia pieniędzy z Warszawy dla naszego województwa.

- Właśnie to robimy. Trzy czwarte z 28 milionów złotych na opiekę medyczna podczas wizyty papieża Franciszka to wydatki na inwestycje, między innymi zakup nowych karetek i sprzętu medycznego. Jeżeli mówimy o 100 milionach na bezpieczeństwo, to ponad połowa pójdzie na zakup sprzętu, samochodów dla straży pożarnej i policji, sprzęcie łącznościowym. Większość tego zostanie w Małopolsce.

Potem wojewoda rozdzieli, gdzie ta czy inna kartkę postawić. Nie będą patrzył na to politycznie, który wójt mi sprzyja. Tragedia ludzka nie ma twarzy politycznej. Pieniądze i sprzęt pójdą tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Jeśli państwo mi wytkniecie, że gdzieś nie byłem, nie pojechałem, nie zareagowałem odpowiednio szybko, że trzeba kogoś wesprzeć, przyjmę krytykę z pokorą.

- Uważa Pan, że fakt, iż potrafi się Pan dogadać ze wszystkimi, niezależnie od opcji politycznej?

- Tak. Zresztą podczas pierwszego spotkania z marszałkiem jasno powiedziałem: Nie uprawiajmy polityki, tylko pracujmy, by Małopolska się rozwijała i była jedną wielką inwestycją. Chyba mieszkańcy nam to wybaczą, kiedy zaczniemy budować drogi, nowe szpitale, przedszkola, czy żłobki, które w przyszłości sprawią, że będzie się im żyło lepiej? To jest wielki czas dla Małopolski.

- Pana koledzy mówią, że jest Pan człowiekiem ambitnym.

- Tak.

- Bycie wojewodą to szczyt Pańskich ambicji?

- Jeśli chodzi o pieniądze, to nie.

- Ale Pan pieniędzy nie potrzebuje.

- No właśnie. Za to chciałem się sprawdzić jako wojewoda, który będzie dobrym gospodarzem i pchnie gospodarkę Małopolski do przodu. I to jest moja ambicja. Jeśli mi się to nie uda powiem: przepraszam, poniosłem klęskę. Zamierzam jednak zamienić nasze województwo w wielką inwestycję.

- Polska w budowie?

- Małopolska w budowie.

- Stracił Pan znajomych po objęciu tej funkcji?

- Nie sądzę, więcej ich chyba przybyło.

- Sporo Pana kolegów chodzi jednak w marszach KOD-u.

- Niech sobie maszerują, mnie to nie przeszkadza. Warszawa jest od polityki i radzenia sobie z KOD-ami. Ja mam realizować to, czego ode mnie wymaga pani premier, która na mnie na tym stanowisku postawiła.

- Powtarza Pan też często: Steruj własnym postępowaniem, wiedząc, jak cię widzą i opisują inni. A gdy opisują źle krytycznie, co Pan wtedy czuje?

- A Państwo, co by czuli? Nikt chyba nie lubi być krytykowanym. Zwłaszcza wtedy, kiedy krytyka ta jest niesłuszna. Przed świętami marszałek powiedział o mnie: przyszedł wojewoda ze swoim rycerzem Jedi i wycina swym mieczem wszystkich – a wtedy jeszcze nikogo nie zwolniłem. Odgryzłem się mu zresztą potem, mówiąc: proszę pamiętać, że Jedi byli zawsze po jasnej stronie mocy.

- Łatwo Pan wybucha? Koledzy kibice mówili, że potrafi Pan postawić do pionu żużlowca, który nie stara się wystarczająco.

- E nie, emocje sportowe są trochę inne.

- Czy się zdarzają w urzędzie?

- Może, ale żadnych mocniejszych słów nie było. Choć, po budowlanemu, to dobrze czasem siarczyście zakląć i, przyznaję, mam na to czasami ochotę, tyle że na tym stanowisku już nie wypada. Gryzę się więc w język.

- Jest Pan „na ty” z Beatą Szydło.
- Jestem.

- I jak jej Pan mówi? „Beatko”?

- Gdy jesteśmy sam na sam, mówię Beatko, kiedy przebywam w większym gronie „Pani Premier”. Nie spoufalam się, nie staram się manifestować, że łączy nas przyjaźń. Po co rozpalać niepotrzebne emocje?

- Przyjaźń z panią premier pomoże w walce o Małopolskę?

- Nie tylko z Panią premier, ale i z ministrem Andrzejem Adamczykiem. Zawsze im przypominam: Pamiętajcie skąd jesteście. Dajcie się wykazać wojewodzie. Niech będzie wychwalany.

- Żona nie była zła, że się Pan pcha do bycia wojewodą.

- Któraż żona byłaby szczęśliwa, gdyby męża nie było całymi dniami w domu.

- Nie przeszkadza jej, że w tak spolaryzowanym dziś społeczeństwie, nie jest wcale łatwo stać po jasno określonej stronie?

- Nie, całkowicie mnie w tym wspiera. Wolałaby jednak pewnie, żebym nadal był dyrektorem, który o 16, czy 16.30 jest po pracy w domu...

- I robi bitki albo bigos.

- A tak ledwo mam chwile na to, by zupę zjeść na stołówce. Cały czas w terenie, wieczorami na stadionach się jeszcze pokażę, by zobaczyć jak to wygląda. W środę byłem na Termalice, na derbach też byłem pokazać się.

- Lubi się Pan pokazywać.

- Nie chodzi o to, czy lubię, ale chcę, żeby widzieli, iż wojewoda wszystko kontroluje, że dba o spokój. Kiedy poszedłem na mecz koszykówki, nie podobało mi się, że kibice zamiast wspierać drużynę Wisły, która grała z Czeszkami, wyzywali Cracovię. Co to miało wspólnego z tym meczem?

- I co, Pana obecność, uspokoiła nastroje?

- Nie, chyba mnie nie rozpoznali, ale po meczu jasno to wyłożyłem zarządowi.

- Łatwo się Panu przyznać do błędu?

- Jeśli ewidentnie się pomyliłem, to tak.

- A wyprowadzenie flagi UE z gabinetu wojewody to był błąd, czy nie?

- W gabinecie mam flagi polskie, bo jestem urzędnikiem państwa polskiego. A flagę unijną postawiłem na dole, przy wejściu. I niech sobie tam stoi. Gdy pewna gazeta napisała, że niektórzy moi urzędnicy płakali, kiedy wyniosłem flagę, sprawdzałem, czy aby faktycznie. Wziąłem, włożyłem małą flagę do kieszeni, wchodziłem do pokoi i pytałem: Brakuje panu, pani flagi UE?

- Chodził Pan z flagą i pytał?!

- No, ale nikt nie płakał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski