Referendum w TP SA

- Jeśli będzie to konieczne, potrwa nawet pół roku - zapowiadają związkowcy

   Podczas wczorajszego spotkania ze związkowcami prezes spółki, Marek Józefiak, potwierdził jeszcze raz, że w tym roku pracę w TP SA ma stracić ok. 4 tys. osób. Zaledwie 500 spośród nich miałoby przejść na wcześniejsze emerytury i renty. W południowej Polsce z etatami w firmie miałoby pożegnać się ok. 600 pracowników, z tego 300-400 w samym Krakowie.
   Dwa tygodnie temu przedstawiciele związków z całego kraju pikietowali w Warszawie pod ambasadą francuską (głównym udziałowcem TP SA jest France Telekom, który razem z zależną od siebie firmą Cogecom kontroluje 47,5 proc. akcji operatora). Rozmawiali również z wiceprezesem spółki. Jak zapowiadała wówczas rzecznik TP SA, Barbara Górska, w najbliższym czasie miało dojść do kolejnego spotkania - istniała nadzieja, że uda się zawrzeć kompromis z zapowiadającą protest załogą.
   Podczas wczorajszych rozmów z prezesem TP SA poruszano jednak głównie kwestie organizacyjne. - Chodziło o określenie pozycji związków zawodowych i zarządu spółki w sprawach związanych z prawem pracy - _mówi Marek Mądrzyk, członek komitetu zakładowego NSZZ "Solidarność" pracowników TP SA w Krakowie. - _Związkowcy usłyszeli też, że wstępne dane dotyczące redukowanych etatów są wciąż analizowane. Dopiero, kiedy ta analiza się zakończy, dowiemy się, co konkretnie planuje zarząd spółki.
   Związki zawodowe podjęły już jednak decyzję - będzie referendum w sprawie ewentualnego strajku. Pierwotnie miało zakończyć się po trzech tygodniach, ale - jak twierdzi Marek Mądrzyk - zarząd TP SA odmówił przekazania związkowcom list pracowników. - Jeśli będzie to konieczne, potrwa więc nawet pół roku - _mówi Mądrzyk. - _Najważniejsze, by wyniki były pewne. Sam strajk, jeśli do niego dojdzie, nie powinien stanowić szczególnego utrudnienia dla klientów TP SA - centrale telefoniczne będą działać normalnie.(B.CH.)