MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zupełny brak szczebiotania

Paweł Głowacki
Studenci aktorstwa na PWST byli bohaterami Salonu
Studenci aktorstwa na PWST byli bohaterami Salonu fot. Wacław Klag
Salon poezji. Odpowiadając na pytanie Solomona Wołkowa, skąd to uwielbienie dla angielskich poetów metafizycznych XVII stulecia, dla Johna Donne’a zwłaszcza, i co też dali oni poezji całej - Josif Brodski dotknął istoty. (Jak zwykle, chciałoby się powiedzieć, ale to zupełnie inna sprawa, kwestia na inny tekst). Rzekł tak:

„W istocie wszystko. Poezja jest z definicji sztuką metafizyczną, gdyż metafizyczna jest jej materia - język. Różnica między metafizykami a niemetafizykami w poezji to różnica między tymi, co rozumieją, czym jest język (i na czym on, by tak rzec, stoi), a tymi, co niezbyt się tego domyślają. Pierwsi, powiem z grubsza, interesują się źródłem mowy. A tym samym - źródłem wszystkiego. Co do reszty - to sobie szczebiocze”.

Gdy mówił to Brodski, jego „Wielka elegia dla Johna Donne’a” była napisana, od wielu lat. Od dawna tak oto się zaczynała i wciąż się tak zaczyna. „John Donne już usnął, wszystko śpi wokoło,/ podłoga, ściany, obrazy, posłanie,/ śpi hak, zawory, kobierce i stoły,/ kredens, zasłony, świeca i ubranie” I tak, lub bardzo podobnie, wygląda świat w kilkudziesięciu, chyba nawet w grubo ponad stu następnych wersach. Jakby znikał. Od chwili śmierci poety zaczyna się, może powiedziałby tak Malcolm Lowry, powolne ciemnienie słów, niczym powolne ciemnienie rzeczy wszystkich i ciemnienie zamierających gestów. To wszystko. Żadnego szczebiotania. Taka to elegia. I żadnego szczebiotania nie było na ostatnim Salonie Poezji.

Natalia Hodurek, Izabela Kubrak, Weronika Łukaszewska, Daniel Antoniewicz, Mateusz Paluch i Bartłomiej Wiater - studenci aktorstwa krakowskiej PWST. Z wierszy Donne’a, czyli słów, co im daleko było do ciemnienia, i właśnie z chłodnej „Wielkiej elegii...” Brodskiego, z tego dyskretnie falującego katalogu słów jak widma wchodzące w ciemność - z prof. Dorotą Segdą, i jeszcze z grającym na klasycznej gitarze Adamem Zalasem, ulepili oni świetną godzinę.

Tak, była to godzina kojącej nieobecności szczebiotania. Brak dymów w głosach, brak łkań, brak innych histerycznych form intonacji. Brak rozdymanej nastrojowości śpiewnej, zbolałej mimiki, powłóczystych spojrzeń, ze wzruszenia mokrych oczu, bladości i dyszeń bolesnych. Słowem - zupełna nieobecność lepkiej pensjonarskiej uczuciowości. Po prostu - elegia niczym kamień. W sumie - czy mogło być inaczej? Zostawmy wiersze Donne’a, zostańmy przy „Wielkiej elegii...”. „Posnęło wszystko. Butla, misy, szklanka,/ chleb, nóż do chleba, fajans i zastawa,/ szafa, bielizna, szkło, knot u kaganka,/ stopnie, drzwi, zegar. Wszędzie noc nastawa”. Na przykład to.

Czy da się to na głos czytać, recytować - wyciskając z gardła i twarzy całej frenetyczny, bombastyczny szczebiot? Niestety tak. I na tym polega problem. Na tym, że, oględnie mówiąc, w szkole teatralnej nie takie kłopotliwe w odbiorze dziwy są możliwe. Boga chwalić - prof. Segdzie jakoś nie po drodze z kłopotliwymi dziwami. Godzina z Donnem i Brodskim to kolejna na Salonie pokazana przez nią jej praca ze studentami. I kolejny raz było, jak u prof. Segdy bywa zawsze. Bo aktor, zwłaszcza młody aktor, a właściwie jeszcze nie aktor, ma na scenie być wedle słów, zwłaszcza słów wielkich. Nigdy odwrotnie.

Prościej, najprościej, wręcz trywialnie rzecz ujmując - prof. Segda umie czytać. To raz. A dwa - uczy młodych czytania. To wystarczyło, by w niedzielę było na Salonie tak, jak Donne i Brodski napisali, zwłaszcza Brodski. Usnął już Donne. Usnął poeta. Cisza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski