MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zrzeszyli się wokół warzyw

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Plantatorzy warzyw chcą walczyć o opłacalność produkcji i ochronę przed zagraniczną konkurencją
Plantatorzy warzyw chcą walczyć o opłacalność produkcji i ochronę przed zagraniczną konkurencją Aleksander Gąciarz
Łączna wielkość gruntów przeznaczonych pod uprawę warzyw gruntowych w Małopolsce wynosiła w ubiegłym roku ponad 18 tysięcy hektarów. Ponad 30 procent z tych terenów znajduje się w powiecie proszowickim

O ile w województwie ogólna wielkość plantacji warzywnych w ostatnich latach zmalała, to w powiecie proszowickim rośnie. W tej chwili zajmuje jedną piątą ogółu tutejszych gruntów rolnych. Trudno zatem wyobrazić sobie w Małopolsce lepsze miejsce na siedzibę Ogólnopolskiego Związku Plantatorów Warzyw. - Jestem zadowolony i dumny, że Proszowice są siedzibą związku. Jesteśmy warzywnym zapleczem dla Krakowa, Śląska, ale nie tylko. Nasze warzywa są eksportowane na Słowację, do Czech, Rumunii, Bułgarii i na Węgry. A póki nie było embarga, to i do Rosji. Jeszcze 30 lat temu dominował tutaj tytoń i buraki cukrowe. Ale cukrownia w Kazimierzy Wielkiej padła, skończyły się dopłaty do tytoniu i teraz wszyscy przerzucają się na warzywa i zboża - mówi burmistrz Proszowic Grzegorz Cichy.

Plantatorzy warzyw tym do tej pory różnili się do sadowników, hodowców, czy plantatorów tytoniu, że nie mieli własnego związku, który walczyłby o ich interesy. - Od kilku lat się to starałem, ale nikt nie był zainteresowany. Dopiero w tym roku się udało - mówi Zbigniew Orzechowski z Czernichowa, który został prezesem nowej organizacji.

Członkowie zarządu związku nie kryją, że z pomocą przyszedł im m. in. poseł Włodzimierz Bernacki z Nowego Brzeska. - Pomysł założenia związku pojawił się na spotkaniach z mieszkańcami tego regionu. Rolnicy opowiadali o problemach, które mają nie z produkcją, ale głównie ze sprzedażą płodów rolnych. Te problemy związane są z cenami skupu, i z osobami, które biorą towar i niekoniecznie płacą za niego w terminie. Sam mieszkam w gminie wiejskiej, ale należę do tych, którzy warzywa kupują w sklepie. I wiem, że między tym, za co rolnik sprzedaje towar, a tym, co się za niego płaci w sklepie, jest ogromna różnica. To jest wielki skandal -przekonuje poseł.

Stąd związkowcy zapowiadają, że mają zamiar skupić się przede wszystkim na walce o ceny minimalne na warzywa. Ich zdaniem powinien je ustalać minister rolnictwa, bo tak dzieje się w Europie zachodniej. - W tej chwili pomidor w skupie kosztuje 40 groszy za kilogram, a w sklepie za kilogram pomidorów trzeba zapłacić 4 złote. W lipcu na giełdzie fasolka szparagowa kosztowała złotówkę, a w sklepie 12 złotych. Nie można takiej sytuacji tolerować - wylicza Stanisław Mierzwa, wiceprezes związku.

Związkowcy uważają, że powstawanie kolejnych skupów warzyw jest zjawiskiem pozytywnym, ale część ich właścicieli wykorzystuje fakt, że plantatorzy są niezorganizowani i nikt nie broni ich interesów, zatem stosują zmowy cenowe. - Czy można z tym walczyć? To zależy od rolników. Muszą się porozumieć się, że - powiedzmy - nie sprzedadzą kalafiora poniżej złotówki i twardo się tego trzymać. Nawet za cenę zniszczenia towaru. Wtedy skupy się oduczą takiego postępowania. Miałem z tym do czynienia i wiem jak to działa. Oczywiście skupy powinny funkcjonować, ale niekoniecznie muszą zarabiać 400 procent - uważa drugi z wiceprezesów związku, Adam Wilkosz z Igołomi .

Przekonują, że część grup producenckich, działających pod szyldami dużych skupów powstała po to, by mieć możliwość sprowadzania towarów z zagranicy. - Tamten towar jest często tańszy od naszego, bo dotowany przez państwa - mówi Zbigniew Orzechowski. Dlaczego chcą z tym walczyć? - Na rynku jest wystarczająco dużo naszego towaru. Nie ma potrzeby sprowadzać obcego - uważa Artur Stępa z Tropiszowa, skarbnik OZPW.

Członkowie zarządu związku zapowiadają, ze o swoje interesy mają zamiar walczyć metodami pokojowymi: biorąc udział w spotkaniach sejmowej Komisji Rolnictwa, przedstawiając swoje postulaty ministrowi rolnictwa. Nie wykluczają jednak również bardziej drastycznych form nacisku. - To jest bardzo powszechne. Proszę zobaczyć, jak walczą o swoje interesy rolnicy we Francji, w Niemczech. Polewają ministra gnojówką, wywalają kalafiory, palą opony. W końcu jesteśmy w Unii Europejskiej i trzeba brać z kogoś przykład - przekonuje Stanisław Mierzwa.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Ile jedzenia trafia na śmietnik?

Źródło: Agencja TVN/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski