Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zrobić swoje w Erewaniu!

Ryszard Niemiec
Tak się porobiło, niestety, że szósta potęga na świecie jedzie do Erewania z trzęsącymi spodenkami! Gdyby nie fakt, że Ormianie to nasi krewni w wierze, można by dziś naszej reprezentacji doradzić przyjęcie taktyki wyniszczającego pressingu i zastraszania Lewandowskim.

Niewiele to da, bo dzielny naród ormiański jeszcze wczoraj popisywał się niesamowitą bitnością na polu walki w boju o Górski Karabach. Ormiańscy powstańcy w zrywie przeciwko azerskiej dominacji dokonywali cudów waleczności, rzucając się z gołymi rękami na czołgi, wyczarterowane przez rosyjską armię. Armenia - kraj na Zakaukaziu, demograficznie ustępuje Polsce aż 13-krotnie, ale gospodarczo ma się nieźle, dla przykładu - dzięki elektrowni atomowej czerpie zyski z eksportu energii elektrycznej.

Z zatroskaniem wyglądam więc meczu w Erewaniu, mając w pamięci, że przed 10 laty na tym samym stadionie przegraliśmy 0:1, komplikując sobie drogę do finałów mistrzostw Europy 2008. Szkoda trochę, że w przedmeczowych kalkulacjach tamta porażka została wyparta ze zbiorowej pamięci niczym klęski pod Batohem lub Żółtymi Wodami… Dominuje przekonanie o braku logicznych porównań pomiędzy stanem naszej piłki w 2007 r., a dniem dzisiejszym.

Wtedy plątaliśmy się na początku czwartej dziesiątki rankingu FIFA, teraz lądujemy blisko podium. Nasi komentatorzy nie wstrzymują zatem klawiatur optymizmu, perorując, że Lewandowski, że Turbogrosik, że Zieliński, że Glik przede wszystkim - istna zapora asuańska, nie do przejścia dla Ormiaszków.

Jest w tym trochę propagandy sukcesu, albowiem z kadry wypadł napastnik Milik, po zoperowaniu stawu kolanowego, i lewy obrońca Jędrzejczyk, szykujący się do inwazyjnej interwencji chirurgicznej złamanego paliczka małego palca, w tej lepszej, prawej, dolnej kończynie.

Na naszych oczach niepokojąco topnieje dobroczynny wpływ zagranicznych klubów, w których budują swoją formę i wielkość nasi reprezentanci. Z trudem przebija się do klubowej jedenastki Błaszczykowski, ławę grzeje Szczęsny, ledwo wstaje z niej Krychowiak, zaś „Lewy” z Piszczkiem mogą wpaść w wersalski kompleks niemieckiego mocarstwa futbolowego, dziś bitego na potęgę w pucharowych bojach.

Nie byłoby aż takiego zafrasowania, gdyby kadrowicze z naszej ligi błyszczeli formą. Tymczasem nawet krakusy w Legii - Pazdan i Mączyński, grają poniżej normy, wciągnięci w szarpiącą psychikę, klubową wojenkę na górze. Aliści, nie te akurat przesłanki obniżają najbardziej nasze szanse na wygraną z Ormianami.

Najbardziej wkurza podświadoma dyrektywa, z której wynika triumfalistyczna wersja tego, co się zdarzy. Brzmi ona mniej więcej tak: nie jest istotne, czy wygramy, przegramy, bądź zremisujemy w Erewaniu; przed nami mecz na Narodowym, a tam - jak wiadomo - fortuna bywa po naszej stronie. Zatem bez nerwów i napinki! Jako żywo zainteresowany awansem do finałów MŚ, klecę niniejsze memento po to, żeby potem nie zarzucano mi, że nie przestrzegałem…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski