- W środę, w czwartym meczu z Podhalem, zdobył Pan dwa gole, więc w dużej mierze to właśnie dzięki Panu wygraliście 4:3, wyrównując stan ćwierćfinałowej rywalizacji na 2:2. O tym, kto awansuje, przekonamy się zatem jutro.
- Dobrze, że pierwsze trafienie zaliczyłem po dwóch ciosach, które otrzymaliśmy od rywali w ciągu 91 sekund. Kolejne oznaczało remis 3:3, więc na ostatnią odsłonę wychodziliśmy już w dobrych nastrojach.
- Po pierwszych dwóch porażkach niewiele osób dawało wam szansę na to, że możecie doprowadzić do piątego spotkania. Skąd taka metamorfoza Unii?
- Na pierwsze mecze do Nowego Targu pojechaliśmy jakoś dziwnie przestraszeni. W dodatku mecze nie układały się po naszej myśli. Powiedzmy sobie szczerze - dla wielu naszych młodych zawodników są to pierwsze play-offy, a tutaj należy wręcz wydzierać zwycięstwa rywalom. Wydaje mi się, że takie mecze, jak te dwa ostatnie w Oświęcimiu, kiedy musieliśmy odrabiać dwubramkowe straty, tylko jeszcze bardziej wzmocniły nas psychicznie.
- Jak się motywowaliście na występy przed własną publicznością?
- Powiedzieliśmy sobie, że musimy podjąć walkę z bardziej doświadczonym rywalem i spróbować pokonać go jego własną bronią, czyli charakterem. Na bandach walczyli nawet ci zawodnicy, którzy w lidze mniej w tym elemencie byli widoczni, więc widać, że wszyscy pojęli, o co chodzi. Poza tym, nie chcieliśmy zostać zapamiętani przez kibiców jako ci, którzy dali się rozjechać przeciwnikom.
- Które z tych spotkań było trudniejsze?
- Nie można ich porównywać. Pierwszy mecz wygraliśmy karnymi, doprowadzając do dogrywki w ostatniej minucie. W drugim też nie było łatwo, choć zwyciężyliśmy w regulaminowym czasie. Taki jest jednak play-off, że mecze kończą się różnicą jednej, czasem dwóch bramek. To nic, że pierwsze dwa w Nowym Targu przegraliśmy zdecydowanie. Teraz to nie ma żadnego znaczenia. Na tym etapie rozgrywek gra się na zwycięstwa, a u nas sytuacja wróciła do punktu wyjścia. Wreszcie mamy też trochę szczęścia, które wcześniej jakoś nas nie rozpieszczało.
- Do tego w końcu zaczęliście wykorzystywać liczebne przewagi.
- Na treningach dużo nad tym pracujemy. Coś w tym elemencie zaskoczyło, jednak zawsze najlepsze są najprostsze rozwiązania. Wypaliłem, bo co jak co, ale to akurat potrafię. Krążek zatrzepotał w siatce, więc czego jeszcze chcieć?
- W sezonie zasadniczym nie trafiał Pan jednak zbyt często.
- To prawda, ale stwierdziłem wtedy, że skuteczność, amunicję trzymam na najważniejsze mecze. Jak to się mówi - słowo się rzekło.
- W końcówce czwartego spotkania karami naraziliście się na nerwówkę. Trzeba się było bronić w podwójnym osłabieniu.
- Emocje były tak ogromne, że faule czy pewne niedociągnięcia wynikały z ferworu walki. Lubomir Vosatko dostał karę za przypadkowe wystrzelenie krążka poza taflę z własnej tercji obronnej. Nie można mieć o to do nikogo pretensji.
- Zgadza się Pan z opinią, że Unia zmieniła styl gry?
- Wreszcie zaczęliśmy strzelać na bramkę rywali, nie tylko w równowadze, ale także w przewagach. Wcześniej jeździliśmy tylko po łukach, w nieskończoność rozgrywając krążek.
- W Oświęcimiu poniósł was doping publiczności, którego jutro w Nowym Targu jednak zabraknie. Jak Pan może podbudować kolegów?
- Jeśli zostawimy serce na lodzie to, bez względu na wynik, nikt nie będzie miał do nas pretensji.
Są źle traktowani?
W Nowym Targu są trochę zaskoczeni, że o tym, kto z małopolskiego ćwierćfinału awansuje do strefy medalowej, zadecyduje piąte, jutrzejsze spotkanie.
Co ciekawe, w obu meczach w Oświęcimiu to nowotarżanie byli bliżsi zwycięstwa, a przecież dotąd mówiło się o ich góralskim charakterze, którym często przeciągali zwycięstwa na swoją stronę...
- Kiedy mamy dwubramkową zaliczkę, nie możemy sobie pozwolić na momenty dekoncentracji - uważa Marek Ziętara, trener „Szarotek”. - W play-off każdy przeciwnik będzie walczył do upadłego. Wierzę jednak, że wciąż to mój zespół ma więcej atutów, które powinien wykorzystać - dodaje.
W środę w Podhalu zabrakło Mateusza Michalskiego. Przyjechał do Oświęcimia, ale okazało się, że miał kłopoty z krwotokiem z nosa. Będzie musiał przejść badania, więc nowotarski szkoleniowiec zmienił ustawienie. W dwóch formacjach musiał wystąpić Patryk Wronka.
Trener Ziętara narzeka, że Podhale jest traktowane przez arbitrów, jakby było zespołem złożonym z „bandytów”. - Sędziowie na etapie play-off muszą czuć grę, a nie wlepiać przy każdej nadarzającej się okazji kary większe - podkreśla.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?