Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmieniły mi się priorytety mojego życia

Redakcja
Sławomir Shuty FOT. WOJCIECH MATUSIK
Sławomir Shuty FOT. WOJCIECH MATUSIK
SŁAWOMIR SHUTY, pisarz, performer, malarz, filmowiec o pisaniu, performensach, malowaniu i kręceniu filmów. I sporo o filozofii.

Sławomir Shuty FOT. WOJCIECH MATUSIK

- Jak Twoi znajomi zareagowali na pokazaną właśnie publicznie animację "Trip"?

- Reakcje były różne, od zachwytów, po uwagi. Gadałem z ludźmi, którzy się na filmie znają. Mieli uwagi do fabuły. Trochę się zresztą z nimi zgadzam. Ale teraz jest już za późno na zmiany.

- Wyobrażam sobie. Grzebanie w zrobionym filmie to niełatwa sprawa.

- Pamiętaj, że nigdy animacji nie robiłem, "Trip" to mój pierwszy scenariusz. Pomysł jest prosty, ale historia ma swój początek i koniec, nie zaprzeczysz.

- Nie zaprzeczę.

- Najciekawsza jest chyba forma. Piotrek Marecki z Korporacji Ha!art określił to estetyką trashową. W filmie jest wiele kolaży, pomiętych zdjęć. Te formalne rozwiązania są bardzo atrakcyjne wizualnie i nowatorskie.

- Trudno się pisze taki scenariusz do animacji?

- Na początku wymyśla się historię. Potem dzieli się ją na obrazy. Od tego momentu zaczyna się też współpraca ze współrealizatorami. W moim przypadku był to Tomek Bochniak. Razem robiliśmy story- boardy, opierając się na scenariuszu. Dokonywaliśmy pewnych skrótów.

- I zdjęcia.

- Bardzo krótki plan zdjęciowy. Czterodniowy. Częściowo w studiu z greenboxem. Częściowo w domu. Potem montaż, udźwiękowienie, czyli dwa miesiące, pamiętajmy, że warunki były offowe.

- Pisanie do animacji różni się bardzo od pisania innej formy filmowej?

- Co do filmu, to mam w tym temacie delikatne pojęcie. Pisząc wyobrażałem sobie ciąg obrazów, pamiętaj jednak, że "Trip" jest naturalną kontynuacją "Taltosza", fotokomiksu dostępnego na stronach Korporacji Ha!art. Praca nad "Taltoszem" nauczyła mnie przekładania pomysłów na obrazy. Na początku planowałem zrobić animację z kolaży; płaska przestrzeń, moja pacynka porusza się po ekranie. Po spotkaniu z Tomkiem sprawy nabrały innego wymiaru, efekt jest dużo lepszy.

- Czyli pierwotna wersja była surowsza?

- Zamysł pierwotnej wersji. Piotrek Marecki uważa, że ten surowy materiał byłby ciekawszy. Według mnie jednak film powinien się oglądać. A ja mam wrażenie, że "Trip" w obecnej formie się ogląda. Na 10 minut jest to przyzwoita sprawa. Nie wiem, co ty o tym sądzisz.

- Nawet, rzekłbym, trochę za krótko. Historia pisarza zaczyna się pod koniec rozkręcać.

- Skrótów wobec oryginalnego scenariusza jest może z 20 procent. Teraz myślę, że może powinienem dać to komuś do czytania. No, ale tego nie zrobiłem. Zresztą komu? Ponownie tak zwane warunki offowe.

- No właśnie. Swoją drogą, nieźle się w Twoim przypadku to wszystko rozwija. Pisarstwo, malarstwo, film. Co sprawia, że działasz na wszystkich tych polach?

- Próbuję łapać się różnych dziedzin. Po prostu mi się to podoba. A w filmie się zakochałem. Inwestuję swój czas i pieniądze. Choć to offowe. Ale jak mam możliwość zrobienia czegoś, to robię to. Nawet jeśli nie mam gwarancji, że na tym zarobię.

- Rozumiem.

- "Taltosz", "Jaszczur" i "Trip" stanowią dla mnie trylogię psychodeliczną. Pomijając fabułę, w tej trylogii stał się dla mnie ważny symbol.
- Co to znaczy?

- Trylogia psychodeliczna jest pisana językiem symboli, które przekierunkowują do eksploracji przestrzeni wewnętrznej. Więcej tu moim zdaniem mitologii niż realizmu.

- No proszę. A jak się ogląda film, to pierwsza reakcja jest raczej w stylu: "O! Autobiografią leci! Znowu o sobie!".

- Napisałem wyjaśnienie, które mówiło o tym, co doprowadziło do narodzin historii zawartej w tej trylogii. Jakiś czas temu miałem okres blokady twórczej.

- Na czym to polegało?

- Nie mogłem zrealizować swoich celów. Pisałem książkę, dajmy na to trzy lata, nie kończyłem jej. Nie umiałem ogarnąć, co chcę powiedzieć i w jaki sposób. Drobne formy pisałem. Ale nie umiałem zmobilizować się, by zrobić coś do końca. Tyle że realizowałem w tym czasie też filmy. Zrobiłem pełny metraż. To też pochłonęło sporo energii życiowej.

- A poza tym nic?

- Nic poza hedonistycznym używaniem życia. W czasie tej hedonistycznej przygody zacząłem pracować nad książką. Chciałem przełożyć rytuał inicjacyjny szamana syberyjskiego na współczesne warunki.

- Słucham?!

- Bohaterem miała być kobieta, która podróżuje przez mityczny świat - niebo, piekło, spotkanie z Bogiem. Książka była pisana nieregularnie, co odbiło się na stylu. Co dwa, trzy miesiące dokładałem pomysły. Trwało to może z cztery lata. Pomysł umarł, bo nie przyłożyłem się jak należy.

- Ale, jak rozumiem, zainteresowanie tematem zostało.

- Tak. Zacząłem penetrować rzeczy związane z przestrzenią wewnętrzną. Wynikiem hedonizmu był bowiem rodzaj egoistycznego narcyzmu. To wszystko złożyło się na to, że zacząłem siebie podejmować jako temat.

- Co było widać tu i ówdzie.

- Mówi się, że jak nie masz tematu, to sięgasz po siebie. Trochę to rozumiem. To wszystko złożyło się na to, że postanowiłem spojrzeć na siebie raz jeszcze - nie tyle przez pryzmat realizmu, ale w perspektywie mitu, magii, szamanizmu.

- Aha.

- Moja trylogia to w gruncie rzeczy opowieść o podróży wewnętrznej. W pierwszej części spotykam szamana węgierskiego Taltosza, który tworzy parodię religii. "Jaszczur" z kolei, którego niektórzy odbierają jako książkę skrajnie realistyczną, dla mnie jest symboliczną powieścią inicjacyjną. Bohater tej historii, czyli ja, zamyka się w przestrzeni strychu w kamienicy. Tworzy swój mikrokosmos. Uruchamiam tam metaforę łona, pożarcia przez lewiatana.

- Strach pytać o inspiracje.

- Inspiracją był szereg rzeczy. "Spowiedź" Tołstoja, dramaty Bernharda, ale też "Złoty Osioł" Apulejusza. Opowieść o gościu, który został zamieniony w osła, bo był sukinsynem. W moim przypadku jest podobnie, uwięziony w strukturze Ego bohater rodzi się ponownie, finał książki to narodziny, przyznam, że nie jest to proste do odczytania.

- Powtórne narodziny.

- W "Jaszczurze" to ważny temat. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że wszystkie religie są nasadką na szamanizm. Szamanizm to, w dużym uproszczeniu, pierwotny system służący do komunikacji ze światem duchowym. Chrześcijaństwo, katolicyzm powtarza pewne rytuały i treści istniejące już od paleolitu. Na przykład temat powtórnych narodzin. Kto nie narodzi się na nowo, ten nie dostąpi Królestwa Niebieskiego. Moim zdaniem chodzi to o śmierć narcystycznego Ego. O tym właśnie opowiada "Jaszczur".
- Podobnie w przypadku pozostałych części trylogii?

- "Trip" jest więc psychodeliczną wariacją tego tematu. Kiedy człowiek zanurza się w przestrzeń wewnętrzną, może spotkać tam różne rzeczy, upostaciowione emocje. Czasem pozytywne, czasem nie. W przypadku "Tripu" inspiracją była po trochu "Tybetańska księga śmierci".

- Mnie na przykład zaniepokoiła Eko-chata. To bardzo dwuznaczna figura. Zwłaszcza w świetle dzisiejszego zainteresowania ekologią. U Ciebie to wszystko zakrawa na wielką ściemę.

- Każdą wartościową ideę można wypaczyć. Ekologię też. To podatny grunt dla wielu nadużyć. Poczynając od tego, że kupujesz warzywa, które niby są eko, a nie są eko. Dużo w tym jest ściemy. Ona zawsze się pojawia, kiedy bazujesz na pojęciach, ideologiach, metafizyce czy religii. Jeśli zaczynasz o tym mówić, to krytykować, to jesteś kontrowersyjny. Ot, weźmy przykład Boga. Wyjątkowy teren do wielu nadużyć.

- Zostawmy teraz Boga. Wróćmy do filmu. W pierwszej części Twój bohater wydaje się mniej demoniczny niż w części drugiej, kiedy zaczyna się współpraca z Eko-chatą. Czyżby działanie w pojedynkę narażało na mniejszy szwank?

- Naturalne jest, że wychodząc do ludzi w jakiś sposób czegoś od nich chcesz, a oni chcą czegoś od ciebie. Oni grają, my gramy. Nie ma na to rady. Pojawia się możliwość użycia - nadużycia.

- Ale film, w przeciwieństwie do pisania, to praca zespołowa.

- I to daje mi jakąś energię. Czasem śmieję się, że to dla mnie jak kolonia, na którą nie jeździłem, gdy byłem mały. Na planie filmowym tak właśnie jest jak na kolonii. Spędzasz tydzień lub dwa z tymi samymi ludźmi. Działamy, idziemy, załatwiamy. Jest to rodzaj zbliżenia się z człowiekiem w pracy. Daje bardzo dużo.

- Ludzie się otwierają.

- Gdyby ludzie rozwijali się duchowo, to może bardziej byliby otwarci na kontakty. Nie byłoby podziału na ja - ty, to jest moje, to jest twoje. Może to jest utopia, ale wydaje mi się, że mogłoby to wyglądać na zasadzie dawania i pomagania. Nie walczylibyśmy.

- Znowu wracasz do tematu powtórnych narodzin?

- Pamiętaj, że rozmawiamy o rzeczywistości metaforycznej, duchowej. Ta nie ma ograniczeń. Jest to proces. Tak jak śmierć. Umierasz za życia i rodzisz się z nowym umysłem. Tak funkcjonowały jednostki oświecone. Jesteś minimalistą, nie potrzebujesz wszystkiego mieć, posiadać. Większość współczesnych relacji międzyludzkich polega na wymianie, dawaniu, zabieraniu, sprzedawaniu, wykorzystywaniu. Wszystko jest oparte na systemie polityki i władzy. Jeśli ty sam, jako jednostka, nie potrzebujesz tego wszystkiego, nagle przechodzisz z konsumpcji do innego stanu.

- Łatwo Ci mówić.

- Ja tylko dywaguję. Ten temat dopiero zgłębiam. Ale jest to droga, która mogłaby - według mnie - dać światu światło. Powtórne narodziny to nie tylko droga do oświecenia, ale i zmierzenie się ze swoją śmiercią i naszym stosunkiem do wszystkiego, co nas otacza. Mam czasami takie przebłyski. Kiedy robię te psychodeliczne wędrówki i jakbyś mnie zapytał, czy istnieje prawda czy nie, to wtedy radziłbym ci spojrzeć za okno. Co widzisz? Niebo, gwiazdy, możesz uświadomić sobie własne ograniczenie, jesteśmy informacją realizującą się na zawieszonej w kosmosie kuli..
- Czyli niewiele. Skąd w ogóle u Ciebie takie myślenie?

- Mówiłem ci. Narodziło się niedawno. Kiedy tkwiłem w narcyzmie. Po stworzeniu "Sławomira Shuty" w książkach, zdałem sobie sprawę, że zlepiłem się z własnym konstruktem, egoistycznym i narcystycznym. Przestałem pracować i pogrążyłem się w rozważaniach nad własną genialnością. Co było iluzją.

- Dużo rzeczy stało się po drodze?

- Trochę się stało. Nie tylko związanych ze mną, ale z dzieckiem. Skrajny egoizm i narcyzm okazał się błędny, a nawet bolesny. Obecnie zmieniły mi się priorytety w życiu.

- Na jakie?

- To, co będę w przyszłości robił - pisał czy kręcił filmy - będzie związane z poszukiwaniem początku świadomości człowieka. W jaki sposób rodziła się świadomość, kiedy nastąpił ten punkt i jak wyglądał. Można powiedzieć, że to pytanie o Boga, ale postawione od innej strony.

- O tym będzie nowa książka?

- Postanowiłem wyrzucić z siebie coś lekkiego i zabawnego o szalonych latach dziewięćdziesiątych.

Rozmawiał MARCIN WILK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski