Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmiażdżona dłoń uratowana

Redakcja
Cała sportowa polska żyła wczoraj poważnym wypadkiem polskiej załogi Robert Kubica - Jakub Gerber, która rozbiła się na trasie pierwszego odcinka rajdu Ronde di Andora. Prowadzona przez Kubicę skoda fabia s2000 na zakręcie straciła przyczepność z asfaltem, auto wypadając z trasy, przebiło barierę ochronną i zatrzymało się na murze. Kubica, zawodowo kierowca zespołu Formuły 1 Lotus Renault, został uwięziony w rozbitym samochodzie i konieczne okazało się rozcięcie karoserii samochodu, by go uwolnić.

Transport Roberta Kubicy po wypadku do szpitala Fot. PAP/EPA/Tommaso Marinelli - Mediagold Sas

ROBERT KUBICA. Po groźnym wypadku we Włoszech Polak przeszedł operację. W ciągu roku może odzyskać pełną sprawność ręki.

Początkowo pojawił się szum informacyjny, od doniesień o lekkich obrażeniach, po komunikaty, które dalszą sportową karierę Kubicy stawiały pod wielkim znakiem zapytania. Potłuczony, ale bez obrażeń, z wypadku wyszedł Gerber, pilot Kubicy, który przez cały wczorajszy dzień był w telefonicznym kontakcie z Leszkiem Kuzajem, zeszłorocznym partnerem na trasach mistrzostw Polski. - Złamana barierka przebiła przód samochodu i dosięgła Roberta. W tym nieszczęściu to jednak duży fart. Bariera musiała go tylko musnąć, bo co by się stało, gdyby wbiła się dziesięć centymetrów wyżej lub poszła w jego stronę? Aż strach mówić, ale pewnie któryś z nich by zginął. Więc trzeba się cieszyć, że obaj są przy życiu - podkreśla Kuzaj i dodaje: - Wielokrotnie sygnalizowałem ludziom ze Skody, że przy dużej prędkości, w pewnej chwili z samochodem dzieje się coś niekontrolowanego. Jednak nikt mi nie wierzył i moja opinia była ignorowana.

Będący w szoku Gerber cały czas czuwał blisko kolegi z zespołu i z upływającym czasem był w stanie więcej opowiedzieć. - Ja patrzyłem na notatki i nie zauważyłem momentu, w którym samochodem zarzuciło. Dopiero w chwili uderzenia zobaczyłem, że Robert trzymał się za rękę i po chwili stracił przytomność - cytuje pilota PAP.

Złamania prawej nogi i ręki w kilku miejscach u Kubicy nie brzmiały tak poważnie, jak komunikat, że lekarze usilnie walczą o przywrócenie władania dłonią. Słowa mówiące o zmiażdżeniu, rozbrzmiewały jak wyrok, ale po siedmiu godzinach operacji, pojawił się przekaz ze szpitala w Pietra Ligure niosący nadzieję. Kierujący siedmiogodzinną operacją Kubicy, prowadzoną przez dwa zespoły, profesor Igor Rossello jest umiarkowanym optymistą. Nie mówił o sukcesie, ale przyznał, że dłoń krakowianina udało się unaczynić. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie ona władna i odzyska pełną sprawność. Złamania, między innymi nogi, zostały nastawione. - Dłoń jest "żywa". Trzeba będzie poczekać jeszcze przynajmniej tydzień, żeby sprawdzić, jak funkcjonuje - ocenił Rossello. - Było ryzyko, że Kubica straci dłoń, ale udało się tego uniknąć. Operacja była bardzo skomplikowana. Pełną sprawność ręki Kubica może odzyskać w ciągu roku.

W sali operacyjnej był też lekarz Kubicy, Riccardo Ceccarelli. Do szpitala przyjechali także po południu były mistrz świata Hiszpan Fernando Alonso i menedżer polskiego kierowcy Daniele Morelli.

Optymizm w serca fanów polskiego jedynaka w elitarnych wyścigach Formuły 1 wlewa powrót do zdrowia Kubicy po dwóch poprzednich poważnych wypadkach. Pierwszy zdarzył się w 2003 roku i - paradoksalnie - nie miał miejsca na torze wyścigowym. Polak jechał wtedy samochodem jako pasażer i doznał skomplikowanego złamania prawej ręki, w konsekwencji czego niezbędna okazała się operacja. W wyniku leczenia i rekonwalescencji Kubica opuścił aż sześć wyścigów, nie mogąc zadebiutować w serii Formuła 3. Wszystkich zaskoczył stylem, w jakim wrócił do rywalizacji, bowiem zdołał wygrać debiutancki wyścig na torze Norisring w Norymberdze. Z zasady powściągliwy w wyrażaniu emocji krakowianin był tak szczęśliwy, że triumf porównał do kartingowego mistrzostwa Włoch z 1998 roku, które wywalczył jako pierwszy cudzoziemiec.
Początkowo o wiele tragiczniejszy w skutkach wydawał się być wypadek, któremu Kubica uległ podczas Grand Prix Kanady na torze w Montrealu w 2007 roku, a więc w swoim pierwszym pełnym sezonie w "jedynce". Przy prędkości około 250 km/h bolid z krakowianinem za kierownicą wypadł z toru i całym impetem uderzył w betonową ścianę. W ciągu paru sekund rozegrały się sceny, mrożące krew w żyłach. Po uderzeniu w mur bolid odbił się i razem z kierowcą wykonał kilka obrotów w powietrzu, uderzając przy tym kilkakrotnie w nawierzchnię toru, między jadącymi konkurentami. Zatrzymał się dopiero na przeciwległym łuku. Prosto z toru przytomnego kierowcę przetransportowano helikopterem do najbliższego specjalistycznego szpitala, gdzie przeszedł kompleksowe badania. Tam też, ku uciesze fanów, okazało się, że Polakowi dokucza jedynie lekkie stłuczenie stopy. Z samochodu krakowianina niewiele zostało, ale przetrwał najważniejszy fragment bolidu, którym jest kokpit kierowcy. Bardzo szybko pojawiła się informacja, że polski kierowca będzie zdolny, aby wystartować po siedmiu dniach w Indianapolis, ale lekarze orzekli inaczej. Polski kierowca otrzymał "zielone światło" przed kolejnym wyścigiem, tym razem we Francji. Tam potwierdził, że po wypadku nie ma najmniejszego śladu. Znawcy sportu najbardziej obawiali się, czy w tak krótkim czasie, Kubica mentalnie będzie przygotowany do rywalizacji na torze. Krakowianin już podczas treningów pokazał, że jest w stanie wrócić na tor.

Artur Gac

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski