Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmiana artystycznych konstelacji na scenach

Łukasz Gazur
„Sekretne życie Friedmanów” (Teatr Ludowy)
„Sekretne życie Friedmanów” (Teatr Ludowy) fot. archiwum teatru
Podsumowanie. Rok 2016 był na krakowskiej scenie teatralnej przełomowy. Roszady dyrektorskie zmieniły konstelacje artystyczne, otwierając zupełnie nowy rozdział. Kraków dziś jest pierwszą ligą teatralną. Bezwzględnie!

Małgorzata Bogajewska zajęła fotel dyrektorski w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie, a tandem Krzysztof Głuchowski - Bartosz Szydłowski zagościli w najważniejszym gabinecie w Teatrze im. J. Słowackiego. Do tego za kilka miesięcy artystyczne stery Teatru STU przejmie na dobre Krzysztof Pluskota.

To oznacza, że dobrze znane układy w krakowskim życiu teatralnym przechodzą do lamusa. Dotąd Stary Teatr i nowohucka Łaźnia Nowa uchodziły za przystań nowoczesności. Domem dojrzałej klasy średniej był Teatr STU. Rozrywkę zapewniały Groteska i Bagatela. Za twierdzę tradycji uchodził Teatr im. Słowackiego. Scena PWST dostarczała przede wszystkim przeglądu młodych talentów. Na tym tle nawet niekiedy dość ciekawy Teatr Ludowy wydawał się dość prowincjonalny. Z kolei buńczuczny Teatr Nowy z głośnymi realizacjami (na różnym poziomie) próbował się zmieścić we wspomnianym tandemie nowoczesności.

- Obserwując pierwsze premiery w Słowackim i Ludowym, stawiam tezę, że punktem odniesienia zarówno dla tandemu Szydłowski - Głuchowski, jak i dla Małgorzaty Bogajewskiej stał się Narodowy Stary Teatr. Nie chodzi o to, by zanegować model teatru Jana Klaty, pokazać, że się robi lepszy teatr w trudniejszej przestrzeni, choć pewnie i o to też, ale przede wszystkim o to, że Starego z jego tradycją zespołową i obecną kondycją artystyczną zignorować się po prostu nie da. No i o polemikę z twórcami, których Klata zaprasza do siebie - zaznacza w swoich spostrzeżeniach o krakowskich scenach krytyk teatralny i autor „Kołonotatnika” Łukasz Drewniak.

Ale można nawet pójść o krok dalej. Dziś, obserwując to, co dzieje się na scenach krakowskich, można chyba zauważyć coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego. Bo o ile faktem jest chęć nawiązania równorzędnej dyskusji ze „Starym”, o tyle można jednak widzieć też w działaniach narodowej sceny podpatrywanie działań innych krakowskich teatrów. To, że przy ul. Jagiellońskiej można zobaczyć wiele działań edukacyjnych, społecznych, kontekstualnych wobec spektakli, jest (chyba?) zasługą wieloletnich działań scen takich, jak Łaźnia Nowa i Teatr Nowy.

To one były pierwszymi, które wychodziły daleko poza przestrzeń teatralną, wprost w społeczności - te bliższe (jak mieszkańcy Nowej Huty) i te dalsze (osoby starsze i młodzież z małych miejscowości Małopolski). W podobnej konwencji - choć na mniejszą skalę - działa Teatr Barakah, który przy ul. Paulińskej stworzył niemal kombinat kulturalny, gdzie obok spektakli odbywają się koncerty, spotkania, dyskusje. Na dobre zagościł tu cykl kabaretowo-teatralny „Noce Waniliowych Myszy” (którego ostatni odcinek nosi tytuł „Dżojstik Zagłady”). Zabawna konwencja i inteligentne teksty sprawiły, że już zasłużył na miano krakowskiego odpowiednika kultowego w stolicy „Pożaru w burdelu”.

Wracając do Łaźni Nowej, warto zaznaczyć, że scena nowohucka dziś za swoją konsekwentną politykę i niechodzenie na kompromisy odbiera dywidendę - dwa najlepsze spektakle roku 2016, chwalone przez krytyków i cenione przez publiczność, to właśnie jej przedstawienia - „Wieloryb The Globe” i „Wszystko o mojej matce” (nagrodzone zresztą nagrodą międzynarodowego jury na „Boskiej Komedii”, czyli najważniejszym festiwalu teatralnym w Polsce, odbywającym się w Krakowie - i nie ma tu absolutnie znaczenia fakt, że dyrektorem tego wydarzenia jest Bartosz Szydłowski, szef Łaźni). - Żyjemy w ciekawych teatralnie czasach.
Czy kilka lat temu ktokolwiek poważnie potraktowałby proroctwo, że najbardziej twórczą sceną Krakowa będzie nowohucka Łaźnia Nowa? Swoją wizją, konsekwencją i
czasem ryzykownymi wyborami repertuarowymi, Bartosz Szydłowski stworzył miejsce, gdzie serce teatru bije najżywiej. A 2016 rok przyniósł najwspanialsze owoce takiej polityki - spektakle „Wszystko o mojej matce” i „Wieloryb The Globe”
- mówi Justyna Nowicka, dziennikarka Radia Kraków.

W tym kontekście ciekawa jest linia wspomnianego już Jana Klaty, dyrektora Narodowego Starego Teatru. Jego pierwszy sezon nie należał do najbardziej udanych. Niektóre eksperymenty sceniczne nie kończyły się szczególnie dobrze. Dziś ta scena nieco okrzepła. Sięga po sprawdzone nazwiska, które udało się przymocować do szyldu „Starego”.

Tak jest z duetem Monika Strzępka - Paweł Demirski (z ich ostatnim „Triumfem woli”, czyli manifestem pozytywnego myślenia), tak jest z Krzysztofem Garbaczewskim, który realizując tu swój pierwszy spektakl, szokował aktorskie gwiazdy (na pytanie pewnej znanej artystki: „jak mam grać?” wyciągnął telefon komórkowy, włączył muzykę i powiedział: „tak masz grać!”), a dziś już nie jest przyjmowany jako enfant terrible polskiego teatru, ale jako uznana gwiazda, czego dowodem jest oczywiście jego „Kosmos” - czyli kolejna teatralna odsłona Gombrowicza. To niezwykle przemyślana konstrukcja sceniczna, z mnóstwem ciekawych odnośników.

Do tego oczywiście trzecim nazwiskiem reżyserskim jest sam Jan Klata (ostatnim jego spektaklem na tej scenie był „Wróg ludu” z 2015 roku).

Wydaje się, że patent dyrektora się sprawdza - teatr po latach rozmaitych zawieruch jakby się uspokoił. Co więcej, zaproszenia jego spektakli (od Chin po biennale weneckie) dowodzą, że jest dziś polską marką gwarantującą artystyczną jakość. No i najważniejsze: dziś to najlepszy zespół teatralny w Polsce (zwłaszcza po rozmontowaniu przez Cezarego Morawskiego Teatru Polskiego we Wrocławiu, z którego zresztą właśnie do ekipy „Starego” dołączyła znakomita aktorka Małgorzata Gorol). - Narodowy Stary Teatr trzyma świetny poziom, ale mam wrażenie, że dyrektor Jan Klata okopał się na bezpiecznych pozycjach. Stary nieoczekiwanie stał się sceną przewidywalną, ze sprawdzonym zestawem reżyserskich nazwisk z pierwszej ligi. Trochę brakuje mi przy __Jagiellońskiej nuty szaleństwa, nieodpowiedzialności, poszukiwania poza mainstreamem - tłumaczy Justyna Nowicka, dziennikarka Radia Kraków.

W tym kontekście ciekawe jest to, co dzieje się przy pl. św. Ducha. Teatr im. Słowackiego zmienia się dzięki Krzysztofowi Głuchowskiemu i Bartoszowi Szydłowskiemu. Nowe nazwiska reżyserskie (Remigiusz Brzyk, Radek Rychcik i Agnieszka Glińska, a także cały zastęp młodych twórców, jak Magda Szpecht, Dominika Knapik, Wojtek Blecharz) dają nadzieję na nadgonienie zaległości. Dotąd ta scena słynęła nawet nie tyle z tradycji, ile raczej z konserwatywnego podejścia do współczesności (bo to - wbrew obiegowej opinii - był jednak za kilkunastoletniej dyrektury Krzysztofa Orzechowskiego teatr sięgający po współczesny repertuar).

Ewidentnie twierdza konserwatywnego teatru opuściła mosty zwodzone, zakopała fosy i rozmontowała mury obronne. Wpuściła nieco świeżości - co widać nawet w nazwie. Bo dziś to „Teatr w Krakowie im. Juliusza Słowackiego” (przy czym nazwisko patrona pisane jest malutkimi literami). - Nawet ostatnie, niezbyt udane „Wyzwolenie” Radka Rychcika pokazuje, że przy __placu św. Ducha wyzwala się nowa energia- mówi Justyna Nowicka z Radia Kraków.

Z tego antykwarycznego odrętwienia budzi się też Teatr Ludowy. Nowohucka scena, pod wodzą Małgorzaty Bogajewskiej, otwiera się na zupełnie nowe działania. Dziś bowiem samo robienie spektakli nie wystarcza. Teatry stają się nowoczesnymi centrami kultury. Stąd pomysł na dyskusje i seanse filmowe. W dobie płynnego przekraczania granic między dziedzinami kultury nie dziwi, że także druga z nowohuckich scen wychodzi ze swoich bezpiecznych dotąd pozycji w zupełnie nowe przestrzenie społeczne. A spektakl „Sekretne życie Friedmanów” przede wszystkim pokazuje nową energię zespołu aktorskiego. Widać odświeżenie.

„Wierzę, że dzięki temu wyścigowi scen krakowskie życie teatralne zyska nowy impet. Porażki premierowe będą bolały w dwójnasób. Zaproszenia festiwalowe i zagraniczne dla najlepszych tytułów będą cieszyły jakby bardziej” - zaznacza krytyk teatralny Łukasz Drewniak. „Kilka styczniowych i lutowych wizyt na scenach w Nowej Hucie i Krakowie uświadomiło mi, jak bardzo zmieniła się publiczność Słowackiego, Starego i Ludowego. Do Stolarni Ludowego na Sekretne życie Friedmanów przyszli ludzie, których zwykle widuje się w Starym i Łaźni. MOS również zgarnął publiczność Starego i Łaźni. W Starym na Triumfie woli Strzępki i Demirskiego na szeregowym przedstawieniu więcej niż zwykle pięćdziesięciolatków” - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski