Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złapać go! Felieton Marka Szołtyska, historyka i znawcy Śląska

Marek Szołtysek
Lepiej, jak dzieci łapią ptaki, niż dają się złapać przez uzależnienie od komputera czy smartfonu
Lepiej, jak dzieci łapią ptaki, niż dają się złapać przez uzależnienie od komputera czy smartfonu archiwum Marka Szołtyska
Piyrwyj, czyli dawniej podstawowy przekaz śląskiej tradycji regionalnej, odbywał się od święta - w czasie spotkań rodzinnych czy na co dzień - przy pracy albo komentowaniu wspólnie oglądanego programu telewizyjnego.

Wtedy młodzi dowiadywali się, jak to kiedyś pradziadek walczył na wojnie za cysorza Wilusia, dlaczego na kopalniach pod ziemią pracowały konie albo jak dawniej dzieci chwytały ptaki. Natomiast dzisiaj, kiedy młodzi od przebywania ze starszymi wprost uciekają do komputera czy smartfonu, zaczyna brakować okoliczności, by trafić do nich z tą wiedzą.

W tej nowej sytuacji dominowania globalnej rozrywki internetowej rodzi się uzasadniona wątpliwość, czy ludzie w ogóle są jeszcze zainteresowani sprawami regionalnymi? Jakiej metody użyć, by im opowiedzieć o Śląsku w sposób, jakiego nie znajdą w smartfonie? Aby sobie odpowiedzieć na to pytanie przez eksperyment, zainscenizowałem wspomnianą wcześniej zabawę dziecięcą w chytanie, czyli łapanie ptaków. Zrobiłem to w biały dzień, publicznie.

Był to jakby taki spontaniczny event, happening, prezentacja… A zatem poszedłem na Rynek pewnego śląskiego miasta, zabierając ze sobą mały waszkorb, czyli wiklinowy koszyk, patyk, długi sznurek i kromkę chleba. Jest to bowiem najprostszy zestaw do łapania ptaków widoczny na zdjęciu obok. Patykiem przywiązanym do sznurka podparłem koszyk i wokół rozsypałem okruchy chleba.
Wtedy przylatywały zwabione ptaki i jak dziobały chleb pod koszykiem, to z oddali pociągałem za sznurek, a on usuwał patyk i kosz spadał na ptaki, łapiąc je. Co na to przechodzący ludzie? W kilka minut wokół mnie zrobiło się niemałe zbiegowisko. Młodzież reagowała typowo, czyli śmiała się i głupio dogadywała, ale dzieci były wprost zachwycone. Podchodziły do mnie, by dotknąć złapane dzikie gołębie i oglądały, jak je po złapaniu wypuszczam. Również sporo ludzi fotografowało czy filmowało to zdarzenie telefonami komórkowymi.

Mój eksperyment sprowokował również starszych przechodniów do wspominania swojego dzieciństwa.
Wielu potwierdzało, że też takie zabawy robili sobie dawno temu w młodych latach. Pan Antoni, emerytowany górnik, powiedział: „Ja, ja… mie jeszcze starzik godoł, że downij to sie tak chytało szczygliki i inksze ptoki, żeby je brać w klotkach na dół do kopalnie. I te ptoki ratowały ludziom życie, bo jak ptok zdech, to znaczyło, że idzie gaz i trza uciekać”. Natomiast Pan Manfred przypomniał sobie, że jak po wojnie była wielka bieda, to on z bratem łapali cukrówki, czyli dzikie gołębie, z których mama gotowała rosoły.

Oczywiście, takie chwytanie ptaków w dawnym stylu ma dzisiaj znamiona męczenia zwierząt. Pewnie ktoś pomyśli, że za te działania to mnie powinna złapać policja czy prokuratura. Może tak, może nie? Mam jednak wrażenie, że w naszym zwariowanym świecie chętniej łapie się łapiących ptaki, zaś ci co demoralizują miliony przez internet, są praktycznie nie do złapania.

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera