– Na Placu Szczepańskim, na ścianie Starego Teatru pokażesz w technologii 3D swe żelartowe obrazy. Dlaczego zdecydowałeś się zrobić tę akcję po raz drugi?
– Po zaprezentowanym 17 kwietnia 2012 roku cyklu „Ściany” odbierałem wiele pozytywnych opinii i pochwał, zatem powracam z podobną projekcją, tym razem technologicznie jeszcze doskonalszą, dzięki projektorowi Barco’s Film-HD20...
– Pamiętam, jak wówczas walił się Stary Teatr...
– Zaskakujących efektów wizyjnych i tym razem nie zabraknie, o co i tym razem zadbają Aleksandra Kubeczko i Błażej Banyś.
– Tytuł obecnego pokazu „Tour de Pologne” ma związek z obchodzoną tego dnia 25. rocznicą wyborów, które zainicjowały przemiany polityczne w Polsce?
– Interesuje mnie pokaz artystyczny bez przypisywania mu podtekstów politycznych. Acz oczywiście sama rocznica zasługuje na uczczenie i takich akcentów odnoszących się do niej wprost, będzie tego dnia wiele. Ja wolę skromnie ograniczyć się do sztuki. Choć sam tytuł – „Tour de Pologne” niesie pewne skojarzenia. Przecież podróż jest wyzwoleniem.
– Data pokazu prowokuje takie asocjacje.
– Pierwotnie miał go poprzedzać wieczór poetycko-muzyczny na scenie Starego Teatru, od czego teatr ostatecznie odstąpił. Ja jednakże, jak już coś zacznę, to muszę doprowadzić do finału, tak więc „Tour de Pologne” się odbędzie.
– Przyniesie wędrówkę przez minione ćwierćwiecze?
– Alegoryczną. Zwłaszcza że w moich żelartowych pracach występują głównie węże, ryby, kury, bażanty i rozmaite dziwne stwory. Na przykład pół świni, pół kaczki.
– Tu już niebezpiecznie zbliżamy się do polityki.
– „Namnożyło się tych postaci, stoją ogromnym tłumem” – że przywołam frazę z wiersza Józefa Czechowicza, śpiewanego w musicalu „Szalona lokomotywa”. I całe to towarzystwo – raz w szaleńczym wręcz tempie, raz w zadumie – objeżdża Polskę. Ale nie zobaczymy na przykład pomnika w Świebodzinie, co być może mieszkańców tej miejscowości rozczaruje, podobnie nie obejrzymy gdańskiego Długiego Targu. Ale inna architektura będzie; zrobiłem niegdyś taki cykl złożony z 17 prac, gdzie są i reminiscencje z mego rodzinnego Nowego Targu, i z Krakowa – zdumieni widzowie rozpoznają może wieżę ratuszową, tyle że skrzywioną. Będzie to zarazem – żel art daje takie możliwości – podróż do granic ekspresji kolorystycznej.
– Wyjaśnijmy, bo może nie wszyscy wiedzą, że żel art to...
– Technika, którą posługuję się już od 16 lat, wykorzystując do malowania żelowe długopisy, ale nie lekceważę i tandetnych tuszy chińskich, bo one zgrabnie połączone ze szlachetnością hinduskiego żelu brokatowego dają kontrast, który jest istotą żel artu. Zresztą, teraz i Chiny mieszają żel z atramentem, co daje niesłychane, bardzo ekspresyjne kolory, których także używam.
– Ta metoda pracy jest bardzo pracochłonna, trzeba wstukać minimum 320-350 kropek na cm kwadratowy.
– Od trzech lat pracuję już metodą znacznie wydajniejszą. To już nie jest żmudne pukanie, by setkami tysięcy kropek zamalować płaszczyznę obrazu a dmuchanie. W obnażony tył żelopisu wsadzamy strzykawkę jednorazową, napełniamy ją żelem, a następnie powolnymi ruchami, dmuchając, uwalniamy substancję na obraz.
– Czy jako twórca metody i całego kierunku, jakim jest żel art, masz już naśladowców?
– Nic mi o nich nie wiadomo. Ale nie tracę nadziei, że się pojawią. Tym bardziej, że technologia wciąż kusi nowymi wynalazkami. Półtora miesiąca temu firma dystrybuująca wyroby mitsubishi – a to nie tylko samochody, ale i żele oraz tusze – zaprosiła mnie na pokaz nowości. Wyobraź sobie flamaster, który zostawia ślad grubości jednej dziesiątej milimetra. To już pozwala zbliżać się do precyzji mistrza japońskiej kaligrafii Wataru Ito.
– W tle „Tour de Pologne” będzie Twoja muzyka...
– Sobie nie będę musiał płacić tantiem. Bo nie jest to, niestety, pokaz dochodowy. Zabrzmi muzyka wcześniej niepublikowana, z wyjątkiem dwóch fragmentów ze ścieżki dźwiękowej filmu „Papusza”. Wiem jedno – będzie głośno.
– Początek o godz. 21.45...
– Zmierzch jest nieodzowny. W sumie 33 minuty, które wypełni 13-aktowy multimedialny pokaz według specjalnego scenariusza, autorstwa Katarzyny Cybertowicz, zbudowanego na podstawie moich prac z cykli: „Eteryczny realizm”, „Sensy byty mary”, „Architektura” oraz „Fakty i ludzie”. Stworzą opowieść, w której będą szczęście, ale i dramat, rozterka, ale i nadzieja.
– To jak ten kraj.
– Nie da się od niego uciec.
– Wspomniałeś muzykę do filmu „Papusza”, nagrodzoną na 38. Festiwalu Filmowym w Gdyni, jak i Nagrodą Orła od Polskiej Akademii Filmowej – a teraz nad czym pracujesz?
– Jak to po sukcesie bywa – żadnych zamówień...
– Pozostaje nasz „Tour de Pologne”.
– Od tego nie da się uciec.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?