Jerzy Radziwiłowicz czytał wiersze Brodskiego, jakby szedł przez ogromną gęstość Fot. Wacław Klag
Paweł Głowacki: SALONY
Tłum metafor sunących z najdalszych mitologii, z historii odległej i bliskiej, ze sztuki, metafor lepkich niczym buczenie ula. Gęstość miar klasycznych - jak chce Miłosz wręcz barokowych, hieratycznych, wyniosłych, bezlitośnie zdyscyplinowanych - eklogi, poematu, elegii, miar spokojnego oddechu, powolnych gestów, zawsze podniesionej głowy. I to, co na dnie - pogodzenie z masą ciemności, bliskie, bardzo bliskie pogodzeniu, które opowiedział Beckett, ulubiony pisarz Brodskiego. Metafory, intonacyjne miary, ciemności... Prościej można to rzec. W wierszach jego - zawrotna gęstość zapisanych rzeczy. Jak czytać taki język?
Gdy Brodski miał lat dwadzieścia, Jewgienij Rejn dał mu najważniejszą lekcję strof. "Wiersz powinien być napisany tak, że jeśli położysz na nim czarodziejski obrus, który usunie przymiotniki i czasowniki, a potem podniesiesz ten obrus, papier i tak będzie jeszcze czarny, bo zostaną na nim rzeczowniki: stół, krzesło, koń, pies, tapety, sofa...". By czytać, by móc dobrze czytać tę "poezję czarodziejskiego obrusu", trzeba wiedzieć, że z gęstości zapisanych w niej rzeczy i "rzeczy", czyli z hieratycznej formy, metafor twardych jak marmurowy gruz i gęstych ciemności na dnie fraz - nie wolno uronić nawet ziarna. Aby mieć prawo mówić Brodskiego, trzeba - jak Radziwiłowicz - pojąć konieczność tej troski.
I tak czytał - tak szedł. Przez godzinę szedł ulicami widmowych miast metafor, intonacji, rzeczy. I widmowe miasta wstawały z liter. Odbite w nieruchomych wodach kanałów iście porcelanowe fasady weneckich pałaców? Szara płaskość Leningradu? Trupia gorycz imperium całego? Nieogarnione cielsko Nowego Jorku? To też - ale głównie same tylko mury. Mury, dachy, posągi, dźwięki, wersy - czyli czas, co go Miłosz zwie "duszą miast", czas utrwalony w dziełach ręki i ducha, czas pełen "pamiątek poszczególnego umysłu". Czytał rzecz po rzeczy.
Całą gęstość recytował tak, jak w "Wielkiej elegii dla Johna Donne'a" Brodski notuje imiona realności, kataloguje rzeczowniki, co zostały, gdy "John Donne już usnął". Troskliwie. Jaki to sen? A po co pytać? W końcu i tak - jak uczy Brodski - jest się ledwie epizodem w trwaniu języka. Języka - to kolejna lekcja Brodskiego i czytania Radziwiłowicza - który wybiera poetę, nigdy odwrotnie. Sen więc? Tak - rzeczownik. Krótki. Tyle że czasem już nie do ruszenia.
[email protected]
Teatr im. Juliusza Słowackiego. 257. Krakowski Salon Poezji. Wiersze Josifa Brodskiego czytał Jerzy Radziwiłowicz. Śpiewał Mirosław Czyżykiewicz. Gospodarze salonu: Anna Dymna, Anna Burzyńska i Józef Opalski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?