Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagadka milionów niezdecydowanych

Redakcja
Osobowość i cechy przywódcze liderów partyjnych oraz zachowanie tzw. wyborców niezdecydowanych, to najważniejsze czynniki, które mogą wpłynąć na wynik wyborczy - tak twierdzi Paweł Grzelak z Zakładu Badań Porównawczych nad Polityką - Pracowni Badań Wyborczych w Instytucie Studiów Politycznych PAN.

POLITYKA. O wyniku wyborów mogą przesądzić ci, którzy jeszcze nie wiedzą na kogo zagłosują

Inne, jak np. frekwencja, pogoda, liczebność twardego elektoratu, sposób prowadzenia kampanii wyborczej, wyciąganie haków, brudów, debaty, jakość programów czy składanie obietnic mają mniejsze znaczenie, a niektóre z nich marginalne.

Od dawana panuje dość powszechne przekonanie, że niska frekwencja w czasie wyborów sprzyja partiom mającym bardziej zdyscyplinowany elektorat, który bez względu na okoliczności pójdzie do urn. Za takie stronnictwo uważa się przede wszystkim PiS. I rzeczywiście, ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego wygrało w 2005 r., gdy do urn poszło 40 proc., a przegrało w 2007 r. - przy znacznie wyższej frekwencji, bo 54-procentowej.

Paweł Grzelak przestrzega jednak przed podejmowaniem pochopnych wniosków obecnie. - Czynników, które mają mniejszy lub większy, lecz realny wpływ na frekwencję jest sporo - podkreśla. - Do nich można zaliczyć np. pogodę, ogólny klimat polityczny, poczucie zagrożenia przed dojściem do władzy konkretnej partii czy potrzebę zaspokojenia nadziei na zmiany lub na zachowanie status quo.

Zwraca przy tym uwagę, że każdy z wymienionych czynników może różnie "zagrać" w najbliższych wyborach. Na przykład pogoda. Przy pięknej - stracić może PO, gdyż jej wyborcy, bogatsi, bardziej mobilni, mogą wybrać wyjazd na weekend. Fatalna aura zniechęcić może natomiast wyborców starszych, schorowanych, a ci przeważają wśród elektoratu PiS.

Prof. Jacek Wasilewski, socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, przypomina, że dotychczasowe wybory parlamentarne pokazały, iż ludzie lepiej wykształceni nie zrażają się łatwo i chętniej głosują, a sprzyjają oni najczęściej partiom umiarkowanym. Szybciej natomiast zniechęcają się i nie idą do wyborów ludzie słabiej wykształceni, którzy stanowią bazę wyborczą ugrupowań populistycznych, obiecujących rozbudowę przywilejów socjalnych. Regułą w wyborach była najsłabsza frekwencja na wsiach, najwyższa - w aglomeracjach.

Paweł Grzelak podkreśla natomiast, że w sporej mierze przestał być aktualny dotychczasowy kanon, mówiący, iż młode, dobrze wykształcone osoby, mieszkające w miastach są w wyraźnej większości zwolennikami PO lub SLD, a gorzej wyedukowane, starsze, mieszkające na wsiach i miasteczkach, opowiadają się głównie za PiS i PSL. - Ten kanon jest nadal prawdziwy, ale w dalece mniejszym stopniu niż 4 czy 6 lat temu - mówi.

Badacze zachowań politycznych Polaków od lat przestrzegają przed przecenianiem znaczenia tzw. żelaznego elektoratu. Przypominają, że tylko co dziesiąty wyborca chodzi na każde wybory oraz to, iż jeszcze w 2004-2005 roku za pewnik uchodziło, iż SLD ma około 20-procentowy żelazny elektorat.

PiS uchodzi dzisiaj za formację, która ma najliczniejszy twardy elektorat. Paweł Grzelak przyznaje, że tak jest, ale radzi nie przeceniać jego liczebności. - Tak naprawdę jako twardy elektorat liczą się tylko osoby skupione wokół Radia Maryja. Szacuje się, że dzięki nim PiS uzyskuje od 3 do 6 proc. głosów w skali kraju.
Ważne dla wyniku wyborczego jest zachowanie się tzw. wyborców niezdecydowanych. To bardzo liczna grupa, co najmniej kilkumilionowa. Z badań Pracowni Badań Wyborczych wynika, że w poprzednich wyborach parlamentarnych ponad 30 proc. wyborców decyzję podjęło dopiero w dniu głosowania. Podobnie liczna grupa dopiero w ostatnim tygodniu kampanii postanowiła, kogo poprze. Zdaniem Pawła Grzelaka, taka sytuacja jest konsekwencją przede wszystkim tego, że większość Polaków nie stawia sobie pytania, na kogo będzie głosować, bo to nie jest dla nich istotną sprawą.

W Polsce, jak w mało którym kraju europejskim, duży odsetek z wyborów na wybory głosował na inną partię, np. raz na SLD, by w kolejnych wyborach wesprzeć PiS, PSL czy PO. Taka sytuacja była w dużej części spowodowana ciągłymi zmianami na scenie politycznej. Nie zmienia to jednak tego, że z badań wynika, iż tzw. wskaźnik chwiejności wyborczej jest w naszym kraju ogromny. W wyborach 2007 r. wyniósł bowiem ok. 65 proc. Oznacza to, że dwie na trzy osoby z wyborów na wybory głosowały na inną formację.

Największe znaczenie na wynik wyborczy ma jednak postawa i zachowanie się liderów partyjnych, zarówno na szczeblu centralnym, jak i regionalnym. - Taka sytuacja nie wynika tylko z faktu, że największe partie mają charakter wodzowski, co z naturalnego oczekiwania większości ludzi, by na czele stronnictwa stał silny, charyzmatyczny przywódca - przekonuje politolog z PAN.

Włodzimierz Knap

[email protected]

* Jutro - Włodzimierz Knap - Wyborcze lokomotywy Małopolski

* W poniedziałek - Grzegorz Skowron - Pojedynki na szczycie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski