Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaćma, czyli pacjenci lepsi i gorsi

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Słyszę w mediach „narodowych” (d. publicznych), które wstały z kolan po to, by leżeć plackiem przed władzą, że Nasza Bohaterska Pani Premier ocaliła Polaków przed niemądrym, by nie rzec - nieludzkim planem ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła.

Po apelach szpitali (także tych krakowskich), narzekających, że z jednej strony grzęzną w długach, a z drugiej - mają po godzinie 15 i w weekendy puste sale operacyjne i wyłączony sprzęt diagnostyczny, minister zaproponował, by placówki publiczne mogły przyjmować pacjentów odpłatnie. Zapewnił przy tym, że „w żaden sposób nie ograniczy to uprawnień pacjentów do nieodpłatnych świadczeń, także tych wpisanych na listy oczekujących”.

„Nigdy nie zgodzę się na przepisy, które podzielą pacjentów na lepszych i gorszych” - zagrzmiała Beata Szydło. Dawno nie słyszałem bardziej ponurego żartu. Przecież podział na pacjentów lepszych i gorszych już w Polsce istnieje. I stale się pogłębia! Premier doskonale o tym wie, choćby dlatego, że od dwóch dekad koleguje się z Sabiną Bigos-Jaworowską, dyrektorką szpitala powiatowego w Oświęcimiu (która notabene zasiadła właśnie w radzie nadzorczej potężnego banku Pekao SA jako „członek niezależny”).

O takiej fanaberii, jak leczenie zębów w publicznych placówkach, większość Polaków zdążyła zapomnieć; łatwiej dostać się do publicznego dentysty w ultraliberalnych ponoć Stanach i Wielkiej Brytanii. Co gorsza, fanaberią stało się w Polsce oczekiwanie na rehabilitację po wypadkach, a nawet ratowanie wzroku. Sam miałem wypadek i doprowadzenie połamanej ręki do stanu używalności w warunkach publicznej opieki medycznej okazało się absolutnie niemożliwe. Rehabilitacja kosztowała mnie kilka tysięcy złotych - choć płacę na NFZ niemało (jakieś trzysta razy więcej niż polski rolnik).

W zeszłym tygodniu uczestniczyłem w „wycieczce” małopolskich pacjentów do kliniki okulistycznej w Czechach. Obok kierowcy siedziała ceniona polska okulistka. Operacje przeprowadza w Ostrawie, bo wtedy - zgodnie z unijnym prawem - nasz NFZ musi zrefundować zabieg do określonej kwoty. Teraz jest to ponad 2 tys. zł, więc w efekcie pacjent płaci za wszystko od 500 do 1000 zł. W Polsce musiałby prywatnie wysupłać od 3 do 10 tys. zł.

Może też czekać w kolejce na zabieg finansowany w kraju przez NFZ. Tylko że takich ludzi jest ponad pół miliona. Czekają po dwa, trzy, cztery lata. Nawet jeśli przypadek jest pilny. Jednemu z „czeskich” pacjentów okulistka powiedziała wprost, że za góra miesiąc całkowicie straciłby wzrok.

To też jest jakieś wyjście. Nie widzieć naszych polityków plotących farmazony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski