Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił matkę i braci

Redakcja
Wczoraj w Michalczowej, niedaleko lotniska w Łososinie Dolnej, mówiono tylko o tej zbrodni. Przed kilkudziesięcioma godzinami policjanci ze specjalnej grupy dochodzeniowo-operacyjnej Komendy Miejskiej Policji w Nowym Sączu natrafili w jednym z gospodarstw na zwłoki 44-letniej Władysławy i jej dwóch synków: 9-letniego Kamila i o rok starszego Czesława.

Rodzinna tragedia w Michalczowej

     (INF. WŁ.) - Taka tragedia nie mieści się w ludzkim umyśle. Do mnie jeszcze to nie dociera. Wydaje mi się, że zaraz zobaczę na drodze małego Kamilka i Czesia, że zaraz powiedzą mi dzień dobry. Oni byli tak dobrze wychowani - mówi jedna z sąsiadek rodziny O. - Matka troskliwie się nimi opiekowała.
     Od 30 sierpnia matka i jej dwóch synów byli poszukiwani przez sądecką policję. Ciała znaleziono w ogrodzie w półtorametrowym dole za stodołą. Miejsce ukrycia zwłok wskazał policyjny pies.

Najpierw wykopał dół

     Do dramatu najprawdopodobniej doszło wieczorem 27 lub 28 sierpnia. Najpierw Piotr P. wykopał mały dół. Zawołał najmłodszego z braci mówiąc, że coś mu pokaże. Gdy znaleźli się w ogrodzie uderzył go młotkiem w głowę i zepchnął do dołu. Podobnie postąpił z drugim bratem.
     Wrócił do domu. Wszedł do kuchni, gdzie matka przygotowywała posiłek. Kiedy się schyliła i ją mocno uderzył młotkiem. Po zakopaniu matki i dwóch braci poszedł na przystanek autobusowy i pojechał do Nowego Sącza. Tutaj się upił...
     Nie wiadomo dlaczego zabił. Być może działał w depresji? Matka kazała się mu zajmować młodszym rodzeństwem. Nie poświęcała mu ponoć zbyt dużo uwagi. Był, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, nieco na uboczu rodziny.
     - Policja zatrzymała 17-letniego syna zmarłej, jako podejrzewanego o zabójstwo - informuje komisarz Zofia Pawłowska-Nowak, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Nowym Sączu. - Wczoraj policja przeprowadziła na miejscu tragedii wizję lokalną. W domu z czerwonej cegły na parapetach okien stoją doniczki z nieco już podeschniętymi kwiatami. Przy budynku - niewielki ogródek. Obejście sprawia wrażenie schludnego i zadbanego. Otoczone jest dużym sadem.
     Władysława O. mieszkała tu z dwójką najmłodszych synów z drugiego małżeństwa i starszym 17-letnim - z pierwszego. Dwie starsze córki, z wcześniejszego związku, założyły własne rodziny. Mąż - emerytowany milicjant - odwiedzał czasami rodzinę.
     Dziewięcioletni Kamil miał iść do klasy trzeciej, a jego brat - do czwartej. Obaj nie pojawili się jednak 1 września wśród swoich kolegów i koleżanek.

Matka była opiekuńcza

     - Matka była bardzo opiekuńcza, często przychodziła do szkoły, kontaktowała się z wychowawcami klas. Dzieci były zadbane. Kamil znajdował się pod ciągłą opieką lekarską, gdyż miał padaczkę. Matka informowała nas o jego stanie zdrowia i zażywanych lekach. Uczyłem także starszego syna - Piotra jeszcze w dawnej szkole w Michalczowej. Był zdolny i ambitny. Nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych. Jeden z najlepszych w klasie - opowiada Stanisław Zelek, dyrektor Szkoły Podstawowej w Michalczowej.
     Zofia Król, wychowawczyni Kamila, nie może się uspokoić. - Uczyłam Kamila. Nie sprawiał kłopotów wychowawczych, był lubiany przez kolegów. Matka bardzo często kontaktowała się ze mną i starała się, by zaległy materiał nadrobił. Piotrka znałam z widzenia. Spokojny chłopak. Kamil często opowiadał, że odrabiał z nim zadania.

Spokojna kobieta

     - To taka spokojna kobieta, kulturalna, dbająca o dzieci. W Michalczowej mieszkała od 11 lat. Starszy syn bardzo dobrze się uczył. Nie było we wsi drugiego tak ułożonego chłopaka - mówią panie w sklepie.
     - _Znałem tę rodzinę, ale bliższych kontaktów z nimi nie utrzymywałem. Mieszkam na drugim końcu wsi. Jak zaginęła, myśleliśmy, że wraz z dziećmi pojechała do rodziny - _dodaje Czesław Pajor, sołtys Michalczowej.

Miał same piątki

     - Była u mnie w piątek, 27 sierpnia - stwierdza inna sąsiadka. - Chciała odpisać numery telefonów. Dałam jej książkę. Przypuszczam, że chciała dzwonić do rodziny. Najprawdopodobniej niepokoiła się o stan zdrowia matki. - Nie wierzę, by coś tak makabrycznego mógł zrobić syn. Chłopak miał prawie same piątki, przynosił do domu świadectwa z czerwonym paskiem - dołącza się do rozmowy jeszcze jedna sąsiadka.
     Ks. Władysław Midura, proboszcz michalczowskiej parafii pod wezwaniem Matki Bożej Królowej Polski, nie umie wytłumaczyć sobie tego, co się stało. - Trudno coś takiego skomentować. To wydarzenie tragiczne__dla najbliższej rodziny, ale i całej wsi.
IGA MICHALEC, JERZY CEBULA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski