Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrwać się z więzienia umysłu

Redakcja
Nie bójcie się DJ Vadima! FOT. ARCHIWUM WYKONAWCY
Nie bójcie się DJ Vadima! FOT. ARCHIWUM WYKONAWCY
- Dorastałeś w czasach wielkich przemian w muzyce popularnej. Jak to się stało, że zacząłeś nagrywać hip-hop, a nie techno czy house?

Nie bójcie się DJ Vadima! FOT. ARCHIWUM WYKONAWCY

ROZMOWA z DJ VADIMEM o jego nowej płycie - "Don't Be Scared"

- Z tworzeniem muzyki nie jest tak samo, jak z zakupami w supermarkecie. Tam wchodzisz i po prostu bierzesz makaron, pizzę czy kurczaka. W muzyce wiele zależy od środowiska, w którym dorastasz. Jeśli masz dwanaście lat i mieszkasz w Krakowie, zainteresuje cię inna muzyka, niż wtedy, gdy mając tyle samo lat, mieszkałbyś w Uzbekistanie czy Maroko. Londyn jest kosmopolitycznym miastem, tam słucha się dużo "czarnej" muzyki. Dlatego hip-hop był moją pierwszą muzyczną miłością. Co miałem innego do wyboru? To był początek lat 80. Punk, new romantic i pop? Techno i house przyszły dopiero później. Hip-hop był kolorowy, muzyka porywała do tańca, grali ją didżeje, a nie zespoły. Wciągnęła mnie ta energia.

- Czarne środowisko zaakceptowało białego b-boya?

- To była mieszana scena. W Londynie na imprezy z soul czy reggae chodzą od zawsze czarni i biali. W innych krajach tego nie ma - szczególnie w Ameryce, gdzie poza Nowym Jorkiem, Los Angeles i San Francisco ludzie są ciągle mocno posegregowani. W Anglii wszyscy są wymieszani - i słychać to w muzyce, nawet tej z list przebojów. Choćby w piosenkach Lily Allen. To gwiazda pop, ale w jej nagraniach jest dużo reggae czy funku.

- Współpracowałeś z wieloma artystami w swej karierze. Który z nich był dla Ciebie najważniejszy?

- Trudno powiedzieć. Dobrze wspominam współpracę z Yarah Bravo czy Demolition Manem. Ale inni też byli ważni. I co ciekawe - to nigdy nie były jakieś jednorazowe spotkania, bo z każdym podtrzymuję kontakt, wracamy do siebie co jakiś czas. Dlatego to raczej przyjaźń niż współpraca. Tak było też ze Skalpelem. Poznałem Igora Pudło w Warszawie w połowie lat 90. Dostałem od niego muzykę, którą robił z Marcinem Cichym, a ponieważ mi się spodobała, poleciłem ją wytwórni Ninja Tune. I niebawem podpisali kontrakt.

- Nagrywałeś również z naszą gwiazdą jazzu - Urszulą Dudziak. Jak ją wspominasz?

- To było jakieś jedenaście lat temu. Znałem wcześniej jej płyty solowe, jak również te, które nagrała z mężem, Michałem Urbaniakiem. Podobał mi się sposób, w jaki używała na nich swojego głosu, zupełnie niekonwencjonalnie, jak nikt inny. Dlatego wielu artystów hiphopowych ją samplowało - choćby De La Soul czy A Tribe Called Quest. A ona wcale o tym nie wiedziała! Poznałem ją przez Igora - i spotkaliśmy się najpierw w Warszawie, a potem Nowym Jorku, gdzie mieszkała jej córka. Dzięki Dudziak dowiedziałem się, że w Polsce jest wielu utalentowanych muzyków, szczególnie jazzowych.

- Niedawno wystąpiłeś na festiwalu "Sacrum Profanum", remiksując kompozycję Krzysztofa Pendereckiego. To było dla Ciebie duże wyzwanie?

- Praca nad tą kompozycją przypomniała mi czasy, kiedy słuchałem eksperymentalnej muzyki konkretnej Pierre'a Henry'ego czy klasycznego minimalizmu Steve'a Reicha. Ciekawiło mnie to, że nie wykorzystywali oni do tworzenia dźwięku tradycyjnych instrumentów, ale zwykłe przedmioty: krzesło, stół czy deskę. To było fascynujące źródło sampli! Dzięki remiksowi kompozycji Pendereckiego znów zapragnąłem wrócić do tego typu eksperymentów. Być może uda mi się opublikować nagranie, które przedstawiłem podczas "Sacrum Profanum". Pewnie niektórzy będą nim zachwyceni, a inni - będą je nienawidzić. Ale ja jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem je dokonać.
- Twoja nowa płyta nosi tytuł "Don't Be Scared". Co się za nim kryje?

- Chciałem nadać albumowi taki tytuł, który miałby wiele znaczeń. Dla mnie ma on proste tłumaczenie. Niektórzy ludzie, słuchając muzyki lub czytając książkę, zatrzymują się na zewnętrznej warstwie dźwięku czy słowa. Tymczasem dzieło sztuki ma wiele poziomów. I trzeba się w nie zagłębić. Podobnie jest z tym albumem. Jeśli ktoś zatrzyma się tylko na pierwszym poziomie - odbierze go jako zestaw nagrań, przy którym można się fajnie pobujać. Ale ja zachęcam słuchacza: "Nie bój się! Idź dalej!". Bo wtedy odkryje on w mojej muzyce głębię emocji i bogactwo dźwięków.

- Na okładce przykładasz sobie pistolet do głowy. Co to ma z kolei oznaczać?

- Rodzimy się jako czyste tablice. Dzieci nie mają w sobie ignorancji, nienawiści, uprzedzeń, agresji. I dlatego lubią próbować różnych rzeczy - choćby takiej potrawy albo innej. Tymczasem dorośli już nie mają takiej otwartości - mówią: "Nie, nie, dziękuję, wiem, że to nie będzie mi smakowało". Ciągle mówimy "nie" wielu rzeczom i osobom. To mechanizm samoobrony przed niebezpieczeństwami tego świata. Ale prowadzi on jednak do tego, że obrastamy w liczne uprzedzenia. Dlatego powinniśmy częściej mówić "tak". To by nam pozwoliło naprawdę cieszyć się życiem. Aby się wyrwać z więzienia naszego umysłu, trzeba symbolicznie strzelić sobie w głowę i narodzić się na nowo.

- Jak to się przekłada na muzykę z płyty?

- Tworzę na tym albumie swoją nową osobowość muzyczną. Otwartą na różne gatunki. Dlatego są tutaj elementy house'u, dubstepu, grime'u, hip-hopu i jazzu. Wszystko to składa się jednak na spójną całość - brzmienie DJ Vadima.

Rozmawiał PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski