Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wódz nadaje. "Acta est fabula"

Tȟašúŋke Witkó
10 lutego 1971 r. w łódzkich Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Marchlewskiego wybuchł strajk, który dał początek podobnym protestom w całym „mieście kobiet”. Prządki, tkaczki i dziewiarki domagały się podwyżek płac oraz poprawy warunków pracy.

O odwadze Polek niech świadczy fakt, że niecałe dwa miesiące wcześniej – w połowie grudnia roku 1970 – PRL-owskie władze krwawo stłumiły protesty na Wybrzeżu. Tam zabito aż 41 osób, poraniono 1164, a do aresztu trafiło ponad 3 tys. ludzi walczących o swoją godność. Pomimo owej hekatomby, łodzianki zatrzymały maszyny i zmusiły do negocjacji samego Piotra Jaroszewicza – nowo wybranego premiera, który przybył do miasta wespół z Janem Szydlakiem i Józefem Tejchmą, członkami Biura Politycznego PZPR. Efekt akcji był taki, że komunistyczny gabinet przywrócił wcześniej podniesione ceny – główny powód buntu stoczniowców i włókniarek – do stanu sprzed drastycznych podwyżek, a robotnice wróciły do pracy. Dwie dekady później, na początku lat 90. XX w., polską gospodarką zaczął zarządzać inny partyjny aparatczyk, Leszek Balcerowicz, którego liberalne posunięcia „wygasiły” praktycznie cały łódzki przemysł. Wtedy już nikt nawet nie myślał o powtórzeniu protestów z epoki gierkowskiej, a zastraszone robotnice były zwalniane z pracy i stały w długich kolejkach po mityczną „kuroniówkę”. W fabrycznych halach nastała całkowita cisza, a w dachowych rynnach nieśmiało zaczęły wyrastać chwasty. Acta est fabula.

Sztukę swoją zaczął wówczas odgrywać Jerzy Urban. Tygodnik „Nie”, wybitnie szmatławy twór, wskazywał zdesperowanym bezrobotnym „winnych” ich nieszczęść – kler, „styropianowców”, „rządowych złodziei” i innych. Taka narracja musiała paść na podatny grunt, a manipulacyjne zestawienia, choćby takie, jakim otworzyłem niniejszy felieton, zostały przyjęte bez zastrzeżeń. „Patrzcie ludzie! Nawet komuniści z wami rozmawiali, a w tej >wolnej< Polsce wyrzucają was z pracy wprost na bruk! No i kiedy było wam lepiej?” – kto był w stanie przeciwstawić się podobnej argumentacji? I jak się tutaj dziwić, że na łódzkich murach pojawiły się napisy: „Komuno, wróć!”? Rzecznik stanu wojennego płynął na fali wznoszącej.

Fala wznosząca niosła Urbana bardzo długo, a „życiowy inspekt” zapewniały mu, swoimi katastrofalnymi posunięciami gospodarczymi, kolejne parlamenty i rządy. Sądy, które przez dwie i pół dekady nie potrafiły skazać Jaruzelskiego i Kiszczaka, także dawały pożywkę wszystkim jego przedsięwzięciom medialnym. Proste ćwiczenie logiczne: „nie ma kary, więc nie było czynu zabronionego” oraz wszechobecna bieda wymuszająca pogoń za, dosłownie, kromką chleba powodowały, że ludzie chętnie czytali o kradzieżach państwowego majątku, tusząc, że kiedyś nadejdzie władza, która przestępców wtrąci do lochu. Ja te rozmowy pamiętam. Słyszałem je jako nastolatek w czerwonym Ikarusie wiozącym nie do szkoły. Pamiętam umęczone twarze kobiet, z których wyzierała obawa o jutro. Znienawidzony rząd Mazowieckiego bardzo przysłużył się Urbanowi, podobnie, jak wszystkie późniejsze. Nie można się dziwić sukcesowi tego indywiduum, bowiem to chory

twór, zwany III RP, dał mu niewyobrażalne bogactwo. Dziś Urbana już nie ma wśród żywych i pamięć o nim też wkrótce odejdzie do lamusa. Acta est fabula.

Howgh!

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski