Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiśle polecił go Nawałka

Tomasz Bochenek
Bułka jako bramkarz Marcovii
Bułka jako bramkarz Marcovii fot. marki.net.pl
Dawne sławy krakowskich boisk: Dawid Bułka. – Od rana do popołudnia pracuję w firmie handlującej materiałami samoprzylepnymi. Potem jadę do klubu, OKS-u Otwock. Jestem asystentem trenera pierwszej drużyny, trenerem wszystkich bramkarzy w klubie oraz szkolę młodzież, aktualnie z rocznika 2006 – wylicza Dawid Bułka.

Wiosną jeszcze bronił, w warszawskiej „okręgówce” – w Marcovii Marki. Mając 38 lat, zakończył piłkarską przygodę, która zaczęła się w Clepardii...

Pochodzi z Bielska-Białej, krakowianinem stał się jako sześciolatek. – Tata dostał pracę w Krakowie, zamieszkaliśmy na Prądniku Białym. Od dziecka kibicowałem Wiśle. W szkole, sto dziewiątce, chodziłem do klasy sportowej pod patronatem Clepardii, jednak marzeniem każdego z nas było zagrać w Wiśle.

Bułka zawodnikiem „Białej Gwiazdy” został latem 1997 roku. Na Reymonta spędził trzy sezony. – Trafiłem do Wisły dzięki rekomendacji obecnego selekcjonera reprezentacji mówi nasz bohater, który w rundzie poprzedzającej transfer bronił w prowadzonym przez Adama Nawałkę Świcie Krzeszowice. – Bardzo mile wspominam spędzone z nim pół roku.
A
z Wisły? Cieszę się, że w ogóle mogłem w niej być, trenować z czołowymi polskimi zawodnikami, u trenerów, którzy prowadzili kadrę – Wojciecha Łazarka, Franciszka Smudy. Na zgrupowaniach zagranicznych miałem przyjemność grać przeciwko Andrijowi Szewczence czy Ailtonowi. A że nie wystąpiłem w ekstraklasie? Cóż, Artur Sarnat rozgrywał wtedy swoje najlepsze mecze.
Gdy byłem w klubie, zakontraktowany został Jakub Wierzchowski, potem Adam Piekutowski. Nie mam jednak czego żałować. Przychodziłem do Wisły, zanim jeszcze zainwestowała w nią Tele-Fonika. Później niekoniecznie w ogóle ktoś popatrzyłby na chłopaka ze Świtu...

Z Wisły poszedł do Wawelu. A krakowski etap życia, nie tylko piłkarskiego, zakończył w Kablu. Podczas ostatniej w historii rundy tej drużyny.

Następnym przystankiem był Bogmar-Ceramed Komorowice. Dla niewtajemniczonych: to klub, który dziś znamy jako Podbeskidzie Bielsko-Biała. Z tym okresem kariery Bułki związany jest awans na zaplecze ekstraklasy (2002), później gra na tym poziomie, ale i wydarzenia mrożące krew w żyłach...

Mecz w Żaganiu był ostatnim w sezonie 2001/02. My mieliśmy pewny awans, Czarni – przysądzony spadek _– wspomina Bułka. – _Pechowy moment nastąpił po wrzutce z prawej strony na piąty metr. Ja zainterweniowałem, a zawodnik z Żagania pojechał na wślizgu i trafił mnie kolanem w czoło. Złamana została kość czołowa, wklęśnięcie płytki przedniej na osiem milimetrów. Brakowało dwóch milimetrów do tego, byśmy teraz nie rozmawiali.

Piłkarz dodaje: – Różne były pomysły na prostowanie mi tej płytki: przez ściąganie skalpu czy wchodzenie chirurgiczne przez nos. Na szczęście trafiłem do docenta Marka Moskały – tego samego, który parę lat później uratował po ciężkim wypadku w Zakopanem czeskiego skoczka Mazocha.
Moskała zobaczył wszystkie moje zdjęcia, badania i
spytał, czy lubię to, co robię, czy z tego żyję. Odpowiedziałem, że jak najbardziej. „To rób dalej to, co robisz i unikaj lekarzy” – usłyszałem. Do tej pory nie mam żadnych problemów związanych z __tamtą kontuzją.

Kolejna historia jest skazą na życiorysie piłkarza. W lutym 2004 r. zgłosił policji, że został napadnięty i pchnięty nożem, gdy wracał od znajomych. Zeznał, że zaatakowało go dwóch młodych ludzi, którzy chcieli go okraść. Miał rany cięte, przebite płuco, przeszedł poważną operację, jego życie było zagrożone. Kibice Podbeskidzia oddawali krew dla piłkarza, a klub ufundował pięć tysięcy złotych nagrody za wskazanie sprawców.

Kilka tygodni później piłkarz przyznał się do kłamstwa. Napadu nie było. Bułka krył sprawcę – kolegę, z którym pokłócił się podczas popijawy...

– Człowiek uczy się na błędach, szkoda, że na własnych. Ale mnie ta historia naprawdę dużo nauczyła – przekonuje.

Do Warszawy przeprowadził się w ślad za partnerką i dziećmi. Przez sześć i pół roku grał w OKS-ie Starcie Otwock.

Wiążę przyszłość z piłką. Chciałbym zajmować się szkoleniem bramkarzy, to najlepiej potrafię, a specjalizacja szkolenia to dość świeża sprawa. Nawet w Wiśle na początku nie mieliśmy trenera bramkarzy. Ja prywatnie umawiałem się na zajęcia z __Januszem Adamczykiem. Wszystko, co potrafię, właśnie jemu zawdzięczam.

Za tydzień Waldemar Adamczyk, były piłkarz Hutnika

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski