MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wisła spełnieniem marzeń

Redakcja
Michał Czekaj to urodzony wiślak Fot. MICHAŁ KLAG
Michał Czekaj to urodzony wiślak Fot. MICHAŁ KLAG
MICHAŁ CZEKAJ. Mieszka zaledwie 10 minut spacerkiem od stadionu "Białej Gwiazdy" i ani myśli wybierać się gdzieś dalej.

Michał Czekaj to urodzony wiślak Fot. MICHAŁ KLAG

- Gra w Wiśle była moim największym marzeniem od małego - mówi 19-letni Michał Czekaj, wychowanek "Białej Gwiazdy", który przebojem wywalczył miejsce w pierwszym składzie mistrzów Polski.

Awans Czekaja do pierwszej drużyny to ewenement, bowiem w ostatnich latach w Wiśle wychowankowie nie mogli się przebić, a po rewolucji w składzie, jaka dokonała się w poprzednim sezonie, zaczęli dominować obcokrajowcy. To nie przyniosło jednak przejścia na wyższy szczebel, jakim w przypadku krakowskiego klubu może być awans do Ligi Mistrzów. Później przyszły wstydliwe porażki i kibice zaczęli dawać do zrozumienia, że mają dość takiej polityki. Zaczęli skandować nazwiska polskich zawodników, jakich chcieliby widzieć w Wiśle. Najczęściej można było usłyszeć nazwisko Czekaja, który stał się symbolem żądań powrotu do stawiania na wychowanków. Trener Robert Maaskant był jednak nieugięty i wolał doświadczonego rodaka Kewa Jaliensa. Podobnie postąpił także trener Kazimierz Moskal w meczu z Górnikiem Zabrze. Dopiero kontuzja Jaliensa w tym spotkaniu spowodowała, że Czekaj dostał szansę i ją w pełni wykorzystał. Był wyróżniającym się piłkarzem. Bardzo dobrze zagrał także tydzień później w hitowym spotkaniu ze Śląskiem we Wrocławiu.

- Wiadomo, że jak kibice skandują moje nazwisko, to mnie to cieszy - przyznaje Czekaj. - Przed wyjściem na boisko myślę o tym, żeby dobrze zagrać, ale też o tym, że będą mnie oglądać moi najbliżsi, przyjaciele, wielu ludzi, którzy są za mną i mam świadomość, że nie mogę ich zawieść. Wiem, że jeżeli ludzie są bardzo za tobą, dostajesz szansę i nie utrzymasz ciężaru na swoich barkach, to później mogą się zastanawiać, czy dobrze zrobili skandując, że chcą abyś wychodził na boisko.

Urodzony wiślak

Czekaj z Wisłą związany jest od dziecka. Od urodzenia mieszka z rodzicami i siostrą w bloku nieopodal stadionu przy ul. Reymonta. Do dziś na treningi często dociera na piechotę. Spacerkiem to około 10 minut. Pamięta, że na pierwsze zajęcia przyprowadziła go babcia. To był okres między zerówką a pierwszą klasą podstawówki. Najpierw trafił do grupy chłopców starszych o trzy lata, ale ćwiczył z nimi krótko, bowiem sformowała się drużyna rówieśników. Wśród starszych nie miał jednak problemów, bowiem od najmłodszych lat wyróżniał się wzrostem. Ustawiano go więc na pozycji stopera i od początku dobrze się na niej czuł. Właściwie nie występował w innych formacjach, tylko okazjonalnie grywał jeszcze jako defensywny pomocnik.

Od dziecka chodził też na mecze Wisły, której kibicuje cała rodzina. Mama Renata trenowała w tym klubie siatkówkę. W jej ślady poszła córka Agnieszka, która teraz występuje w Bronowiance. A Michał od najmłodszych lat uganiał się za piłką i był dostrzegany przez trenerów. - Najważniejsza jest gra, nieważne, czy ma się 10, 20 czy 30 lat. Występ w weekendowym meczu jest nagrodą za cały tydzień trenowania - zaznacza Czekaj. Wspomina też: - Od początku bardzo poważnie podchodziłem do futbolu. Praktycznie cały dzień spędzałem z piłką. W gimnazjum i liceum uczyłem się w szkole sportowej. Wychodziłem z domu o 7 rano, o godzinie 8 miałem trening, później w godzinach 11-16 były lekcje, a po nich od razu jechałem na trening Wisły.
Wyróżniał się na tyle, że w wieku juniora zaczął być powoływany do reprezentacji Polski. W kadrach młodzieżowych rozegrał do dziś ok. 50 spotkań.

Odsunięty przez Kasperczaka

Czekaj zwracał na siebie uwagę w kraju jako utalentowany stoper młodego pokolenia, ale musiał cierpliwie czekać na debiut w pierwszej drużynie Wisły. Najpierw zaczął z nią trenować za czasów trenera Macieja Skorży. Ten szkoleniowiec zabierał go na ławkę rezerwowych, ale ostatecznie nie dał szansy debiutu.

- Miałem wejść na boisko w ostatnim meczu rundy jesiennej w 2009 roku w meczu z Zagłębiem Lubin na stadionie w Sosnowcu, ale sędzia zakończył spotkanie i nie zdążyłem - opowiada. Do Skorży nie ma żalu: - Byłem wtedy młodszy, starałem się, ale trener decyduje o tym, kto gra i trzeba to uszanować.

Wiosną 2010 roku Wisłę objął trener Henryk Kasperczak. Dla młodzieży nastały wtedy ciężkie czasy. Doświadczony szkoleniowiec mówił, że potrzebuje "aktorów, a nie statystów". Czekaja, tak jak innych młodych zawodników, potraktowano jak statystów.

- Od razu zostałem odsunięty od pierwszego składu. Nie wiem dlaczego tak się stało. Nie braliśmy udziału w treningach pierwszej drużyny. Była taka sportowa złość. Jak się jest tak nagle odsuniętym od składu, to jest to irytujące. Też trzeba było to jednak uszanować i pracować nadal - podkreśla Czekaj.

Jaliens podpowiada

Debiutu w ekstraklasie w "dorosłej" Wiśle doczekał się za kadencji trenera Maaskanta. Pierwszy raz wystąpił w lidze w meczu z Koroną w Kielcach (0-0) i od razu w pierwszym, eksperymentalnym składzie. Zagrał dobrze, ale później znów musiał patrzeć jak grają inni.

- Uważam, że w Kielcach nie zagraliśmy złego meczu, jak na pierwszy raz w takim składzie - ocenia Czekaj. Podpowiadamy, że może holenderski trener bał się go wpuszczać w kolejnych ważnych meczach ze względu na to, że jest jeszcze młodym piłkarzem i może popełniać błędy.

- Nie jest powiedziane, że jak ktoś jest młody to na pewno będzie popełniał błędy. Czasem zdarzają się one zawodnikowi dużo bardziej doświadczonemu. Najważniejsze jest to, aby się uczyć na błędach i w przyszłości ich nie powtarzać - uważa wychowanek Wisły. Jego wielką zaletą jest to, że wytrzymał presję.

- Najgorsze co może być, to jak wyjdzie młody chłopak i spala się psychicznie. Na szczęście nie było tak w moim przypadku. Starałem się podchodzić do tego normalnie. Tłumaczę sobie, że skoro są to moje pierwsze spotkania to nie oznacza, że muszę być gorszy od wszystkich. Chciałem się pokazać z jak najlepszej strony i cieszę się, że nie zjadła mnie trema - zaznacza Czekaj.

Zapewnia, że nie ma animozji między nim a Jaliensem, chociaż kibice wychwalają wychowanka "Białej Gwiazdy", a Holendrowi sugerują przyśpiewkami, żeby się pakował i opuścił Wisłę.

- Kiedy kibice śpiewają tak na jakiegoś zawodnika z drużyny, to nie jest miła sytuacja. Cieszę się tylko z tego, że nie jestem odbierany negatywnie - mówi Czekaj. - Nie ma między nami złości. Zawsze jest konkurencja na treningach. Kew na pewno jest doświadczonym zawodnikiem i nieraz mi podpowiadał różne rozwiązania taktyczne. Były to trafne uwagi, które były pomocne.
Trener Maaskant podkreślał, że na Jaliensie warto się wzorować. Czekaj jako wzór podaje jednak Gerarda Pique z Barcelony - młody, wychowanek "Barcy", który osiągnął sukces.

Czekaj nie mógł ostatnio grać z powodu urazu mięśnia przywodziciela. W sobotę nadal odczuwał dyskomfort, ale liczył na poprawę i powrót do zajęć od dziś , aby zagrać w ostatnim tegorocznym meczu z Twente Enschede w ramach Ligi Europy.

Piotr Tymczak

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski