Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Łukasz Załuska: Gdy zadzwoniła Wisła, wiedziałem, że to jest to!

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com
- Pracowałem w wieloma trenerami, wiele w swojej karierze przeżyłem, ale przypadek trenera Alberta Rude jest o tyle ciekawy, że nie widziałem, żeby zespół tak szybko uwierzył z szkoleniowca i w jego filozofię gry - mówi Łukasz Załuska, bramkarz Wisły w sezonie 2016/2017, a od kilku tygodni trener bramkarzy „Białej Gwiazdy”.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Dla klubowych mediów powiedział pan niedawno, że nie zastanawiał się długo nad przyjęciem oferty Wisły Kraków. Ja chciałbym natomiast zapytać skąd ona się wzięła, kto zadzwonił?
- Finalnie zadzwonił prezes Jarosław Królewski. Duże znaczenie miał jednak fakt, że pracowałem w Wiśle jako piłkarz z Kiko Ramirezem. Znał mnie zatem bardzo dobrze. Po rozmowach również z Pawłem Brożkiem, który jest skautem, uznali, że moja kandydatura na trenera bramkarzy jest dobra.

- Skoro wspomniał pan o Pawle Brożku. Wiem, że przyjaźnicie się prywatnie. „Brozio” miał duży wpływ na to, że został pan trenerem bramkarzy w Wiśle?
- Na pewno nie powiedział o mnie złego słowa. A to, że tyle lat się znamy, przyjaźnimy bardziej ułatwił decyzję mnie o przyjęciu tej oferty. Pierwszy raz przyjechałem bowiem do pracy bez rodziny. Do czerwca tak to będzie wyglądało, bo chcę w stu procentach poświęcić się tej pracy i pomóc w realizacji celu, jaki wszystkim nam w klubie przyświeca.

- Wisła jest pierwszym klubem, w którym pan pracuje w roli trenera bramkarzy. Wcześniej pracował pan w młodzieżowej reprezentacji Polski. Wiadomo, że to jest jednak różnica.
- Tak, zdecydowanie. Kadra to tydzień, góra dziesięć dni treningów mecz i tak do następnego spotkania. Na pewno to się różni od codziennej pracy w klubie. Ja jednak od siedemnastego roku życia funkcjonuję w seniorskiej piłce na najwyższym poziomie. Pracowałem z wieloma trenerami, przeżyłem mnóstwo okresów przygotowawczych i mam pod tym względem bardzo duże doświadczenie. Mogę powiedzieć, że robię to całe życie, że nie potrafię nic innego robić. Oczywiście nie jest tak, że już wszystko wiem. Jeśli mam jednak jakiekolwiek pytania, wątpliwości, to mam to szczęście, że mogę wziąć telefon i zadzwonić do najlepszych trenerów bramkarzy w Polsce, bo ich dobrze znam. I czasami, gdy mam jakiś delikatny dylemat, dzwonię. Warto pytać, warto rozmawiać i byłbym głupcem, gdybym z tego nie korzystał.

- Pan już w trakcie kariery bramkarza wiedział, że chce szkolić swoich następców po jej zakończeniu?
- Gdy moja kariera zbliżała się do końca, to miałem różne przemyślenia. Powoli dochodziło do mnie, że za moment skończy się rygor jak w wojsku, codzienne treningi, po prostu życie zawodowego sportowca. Mówiłem sobie, że nic nie będę musiał już robić, że pozostanie mi się spokojnie cieszyć życiem. Po roku już jednak wiedziałem, że muszę sobie znaleźć zajęcie i że to musi być praca w piłce nożnej. Pomyślałem, że dobrze byłoby wykorzystać wiedzę, którą zdobyłem przez te wszystkie lata. Po rozmowie z trenerem Andrzejem Dawidziukiem, który namawiał mnie na kurs trenerski, postanowiłem go zrobić. Dostałem się do elitarnej grupy byłych piłkarzy, którzy brali udział w tym kursie. Mieliśmy bardzo mocną grupę, w której nie brakowało byłych reprezentantów Polski. Skończyłem kurs, zacząłem pracę w kadrach młodzieżowych. Dotknąłem wtedy tej pracy nie tylko od strony teoretycznej, ale od strony boiska. I bardzo mi się to spodobało. A gdy teraz zadzwoniła Wisła, to nie zastanawiałem się ani chwili.

- Grał pan w dużych klubach, pracował pan z wieloma trenerami bramkarzy. Kto jest dla pana największym wzorem?
- Najwięcej zawdzięczam trenerowi Dawidziukowi. Od niego nauczyłem się najwięcej. Był dla mnie jak drugi ojciec. Miałem 15 lat, gdy wyjechałem z domu na drugi koniec Polski. Byłem chłopakiem, który miał trochę talentu, ale pochodziłem z małej miejscowości, nigdy wcześniej nie miałem nawet treningu bramkarskiego z prawdziwego zdarzenia. Byłem takim bramkarskim prawdziwkiem, który ma coś w sobie, ktoś to dostrzegł, ale trzeba to było oszlifować, włożyć dużo pracy w rozwój. Trener Dawidziuk nauczył mnie wszystkiego od podstaw. Pozwolił mi wskoczyć na zupełnie inny poziom. W wieku 18 lat zadebiutowałem w ekstraklasie. A później muszę przyznać, że miałem bardzo dobry kontakt praktycznie ze wszystkimi trenerami bramkarzy, z którymi współpracowałem. Może poza jednym wyjątkiem. Wiem zatem jak to się je i teraz te wszystkie doświadczenia próbuję przekazać chłopakom, z którymi współpracuję.

- Trening bramkarski w Polsce i Szkocji, w której grał pan długo, bardzo się różnił w czasach pańskiej kariery?
- Trochę na pewno się różni, bo każda szkoła bramkarska ma pewne elementy, które się przemyca do treningów. Dzisiaj nie jest to jednak już tak duża różnica jak kilkanaście lat temu. Czym się różnimy od innych nacji, to wygimnastykowanie. Trenerzy zagraniczni, gdy przychodzi polski bramkarz do klubu, często są zaskoczeni poziomem gimnastycznego przygotowania takiego zawodnika.

- To wynika z tego, że u nas przywiązuje się tak dużą wagę w szkoleniu do tego elementu?
- Zwraca się dużą wagę. Naprawdę. Broniłem osiem lat na Wyspach Brytyjskich i proszę mi wierzyć, że tam bywają bramkarze, którzy nie wiedzą, co to jest przewrót w przód, w tył, stanie na rękach. Dla niektórych jest to totalna abstrakcja. Dlatego jak przyjeżdża Polak ze swoim przygotowaniem, robi gwiazdę, staje na rękach, są zaskoczeni.

- Fakt, że z propozycją pracy wyszła akurat Wisła, miał znaczenie w podejmowaniu decyzji?
- Nawet bym powiedział, że w tym momencie nie wiem czy ktoś inny by mnie skusił, żebym wyjeżdżał z domu i przenosił się w inne miejsce. Nie musiałem tego robić. Miałem swój rocznik w reprezentacji Polski, byłem skupiony na tej pracy. Wisła jest jednak szczególnym miejscem. Kraków też. Odwiedzałem to miasto systematycznie, mam tutaj przyjaciół. Cała moja rodzina również. Niby w Wiśle grałem tylko jeden rok, ale spotkałem tutaj takich ludzi, że do dzisiaj wakacje, Sylwestra spędzamy z kolegami z szatni Wisły, z którymi grałem przez tamten rok. Tutaj mnie zawsze ciągnęło, więc gdy zadzwoniła Wisła, wiedziałem, że to jest to!

- Jest pan kolejnym byłym zawodnikiem Wisły, który tak mówi o tym klubie. Co w nim takiego jest, że chcecie tutaj wracać?
- Ja trafiłem jeszcze do starej, wiślackiej szatni. Miałem to szczęście, że były w niej prawdziwe legendy. Czułem od pierwszego dnia, że to są zawodnicy, którzy nie są tutaj tylko jako piłkarze, ale że dla nich to jest klub, który oni kochają. Widziałem z jak wielkim szacunkiem, respektem podchodzą do tego klubu. To się udzielało reszcie. Grałem w Wiśle tylko sezon, ale jak sobie przypomnimy jak zwariowany był to sezon... Tyle przeżyłem przez ten rok, że niektórzy w Wiśle mogliby grać pięć lat i tego by nie przeżyli. Miałem kilku trenerów, kilku właścicieli, więc działo się tutaj bardzo dużo. Nie było dnia nudy. W tamtym okresie byłem zresztą przekonany, że zostanę tutaj na dłużej. Prowadziliśmy rozmowy o nowym kontrakcie, spodziewałem się, że go podpiszemy, ale ostatecznie wylądowałem w Szczecinie.

- Przejdźmy do spraw bieżących. Czy po kilku tygodniach treningów wie pan już kto dla pana będzie pierwszym bramkarzem?
- Wiem, ale oczywiście w tym momencie nie powiem…

- A jak wygląda współpraca z trenerem Albertem Rude?
- Pracowałem w wieloma trenerami, wiele w swojej karierze przeżyłem, ale przypadek trenera Alberta Rude jest o tyle ciekawy, że nie widziałem, żeby zespół tak szybko uwierzył z szkoleniowca i w jego filozofię gry. To przeważnie bywa dłuższy proces. Do tego potrzeba tygodni, nawet miesięcy, żeby zobaczyć w grze zespołu rękę trenera. A tutaj ze sparingu na sparing widzę, że gramy coraz lepiej, że widoczne są schematy, które ćwiczymy. Mamy też takie zaangażowanie jak w meczu ligowym. Jest chęć obrony, chęć szukania bramek. Ten zespół rośnie z dnia na dzień. Widzę po tym zespole, że wszyscy są zjednoczeni wokół jednego celu. Nie chcę do przesady pompować balonika, ale proszę mi wierzyć, że wszyscy w tym klubie, wszyscy w tej szatni wierzą, że za kilka miesięcy będziemy świętować awans do ekstraklasy.

- Jakub Krzyżanowski powiedział mi ostatnio, że po tym obozie w Turcji ma poczucie, że dzisiaj Wisła jest jak wielka rodzina skupiona wokół jednego celu. Podpisałby się pan pod tymi słowami patrząc na zawodników z boku?
- Na każdej odprawie siadałem z tyłu, słuchałem, obserwowałem i powiem, że to prostu czuć, że każdy zawodnik zdaje sobie sprawę, że to nie są przelewki. Każdy czuje, że to jest ten moment, żeby z tym trenerem zrobić to, o czym wszyscy marzymy. Każdy ma poczucie, że wszyscy musimy się poświęcić i jesteśmy w stanie to zrealizować. Nie wiedziałem przez te kilka tygodni, żeby był choć jeden zawodnik, który podczas treningu nie daje z siebie maksa. Jest walka, rywalizacja o miejsce w składzie. Oni się nawzajem napędzają. Widać to po pracy na treningach, widać też po wypowiedziach piłkarzy na odprawach. Wszyscy są skoncentrowani na jednym celu.

- Trener Albert Rude jest takim człowiekiem, jak mówił o sobie, czyli słuchającym swoich współpracowników, ich pomysłów, uwag?
- To jest bardzo partnerska współpraca. Dużo rozmawiamy, dużo pracujemy. Trener wspominał o tym, że przed przyjściem do Wisły przegrał dwa razy w meczach barażowych i przyszedł tutaj, żeby odnieść sukces. On już wie jak smakuje porażka i teraz zrobi dosłownie wszystko, żeby na koniec świętować awans. Ten sztab jest duży. Mamy swoje zadania, ale wszystko jest zorganizowane na bardzo wysokim poziomie profesjonalizmu. Ja osobiście jestem pod dużym wrażeniem.

- Powiedział pan, że zawodnicy szybko zaufali nowemu trenerowi. To wynika z jego umiejętności dotarcia do zespołu?
- Nie chcę słodzić i nigdy nie słodziłem przesadnie trenerom. Albert jest jednak bardzo konkretnym człowiekiem. On nie robi długich odpraw, długich analiz. To są konkrety, z którymi dociera do zawodników. Są trenerzy z niesamowitą merytoryczną wiedzą, ale nie potrafią jej przekazać w prosty, jasny sposób. Tak, żeby zawodnika zaciekawić, zainspirować, zmobilizować. A trener Rude ma to coś. To jest cecha, która wyróżnia tych lepszych trenerów, że mają taką charyzmę. U Hiszpana jest ona na bardzo wysokim poziomie.

- Dawid Szot powiedział, że po odprawach Albera Rude piłkarz aż chce od razu pobiec na boisko i sprawdzić w praktyce te rzeczy, o których mówi trener.
- Ja sam bym chętnie czasami się przebrał i pobiegał razem z nimi... To jest takie podejście do zawodników, że oni mają uwierzyć mocno w swoje możliwości. W skrócie - jesteście najlepsi, macie konkretny przekaz, co macie robić. Widzę po chłopakach, że wychodzą na boisko z uśmiechem na ustach. Jest walka, zaangażowanie, ale jest też pozytywne nakręcanie jeden drugiego. Chciałbym, żeby wiosną kibice licznie przychodzili na nasze mecze. Wierzę, że będzie się podczas naszych spotkań bardzo dużo działo.

- Nie chce pan powiedzieć kto dla pana jest numerem jeden w bramce Wisły, więc zapytam o tego trzeciego. Jakub Stępak ma już dzisiaj umiejętności, które pozwoliłyby mu grać nawet w lidze czy to wciąż chłopak do szlifowania talentu?
- Kuba jeszcze nie zagrał meczu na poziomie ligowym, więc odpowiedzi na to pytanie nie możemy udzielić w pełni obiektywnie. Grał na razie w sparingach. Jest natomiast bardzo dużym talentem i fakt, że jeździ na mecze młodzieżowych reprezentacji Polski nie jest żadnym przypadkiem. Nie było też przypadkiem, że zagrał w trzech meczach sparingowych po dwadzieścia minut. Gdyby na to nie zasługiwał, to był nie grał. Dostał szansę i ją wykorzystał. Uważam, że Kuba idzie w bardzo dobrym kierunku. W przyszłości to może być zawodnik bardzo ważny w tym klubie.

- Wiosną on ma grać przede wszystkim w rezerwach? Ma tam być podstawowym bramkarzem?
- Jest to przedmiot naszych dyskusji. Podejmiemy decyzję najlepszą dla zawodnika po rozmowach z trenerami z drużyny CLJ i drugiego zespołu. Nie wiem czy na tę chwilę dla Kuby nie byłoby lepiej, żeby grał w juniorach, gdzie zespół broni się przed spadkiem i gdzie będzie poddawany presji, a to pomoże mu w nabraniu doświadczenia. Tam będzie miał dużo pracy. W zespole rezerw tej pracy będzie miał dużo mniej, ale są za to inne wyzwania. Trzeba to dokładnie przeanalizować i wybrać najlepsze rozwiązanie dla rozwoju Kuby.

- Na koniec zapytam o stan zdrowia Kamila Brody?
- Był moment, gdy był delikatny alarm, ale teraz już wszystko jest w porządku.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Łukasz Załuska: Gdy zadzwoniła Wisła, wiedziałem, że to jest to! - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski