Nie przypominam sobie bowiem, by w moich dotychczasowych zestawieniach znaczącą rolę odgrywały tytuły rodzimej kinematografii. W tym roku jest jednak inaczej, choć na arcydzieła przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Festiwal Filmowy w Gdyni rozpoczął bardzo dobrą passę polskich filmów na czele z nagrodzoną Złotymi Lwami „Ostatnią rodziną” Jana P. Matuszyńskiego, a także „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy, który opuścił Wybrzeże z drugą nagrodą. Oba dzieła inspirowane były prawdziwymi historiami, kolejno; malarza Zdzisława Beksińskiego i jego najbliższych oraz seryjnego mordercy z Zagłębia - Zdzisława Marchwickiego.
Mówiono po festiwalu, że idzie nowe, wskazując szczególnie na osiągnięcia debiutanta - Matuszyńskiego, który został okrzyknięty filmowym odkryciem roku w Polsce, ale jednak zapomniano o innych, równie ciekawych twórcach, którzy Gdynię opuścili bez bez żadnych nagród. Niesłusznie.
Taki los spotkał choćby „Wszystkich nieprzespane noce” Michała Marczaka stanowiący niezwykle ważny głos młodego, współczesnego pokolenia Polaków dopiero wkraczających w dorosłość. Reżyser z żyłką dokumentalisty wyraził autentyczność przeżyć bohaterów - warszawskich flanerów - oddających się wyłącznie imprezowaniu, oprawiając ich historie w piękną formę, z powodzeniem wciągając w nieustającą balangę także widzów.
„Wszystkie nieprzespane noce” obejrzała zaledwie garstka widzów w Polsce, może dlatego, że i w Gdyni został pominięty, a więc i jego promocja była mniejsza. Dobrze chociaż, że Marczaka doceniono na amerykańskim festiwalu w Sundance.
Z ocenami filmowców bywa jednak różnie, o czym mogła przekonać się Maren Ade - reżyserka i scenarzystka filmu „Toni Erdmann”. Jej znakomity film, który do polskich kin wejdzie 27 stycznia, został największym przegranym tegorocznego festiwalu w Cannes (docenionym tylko przez krytyków nagrodą FIPRESCI), ale kilka miesięcy później rozbił już bank laurów na gali Europejskich Nagród Filmowych i ma ogromne szanse na zdobycie Oscara w kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny”.
Dziś już wiem, że pójdę na ten film po raz drugi, a nawet trzeci do kina (jego przedpremiera odbyła w się we Wrocławiu na T-Mobile Nowe Horyzonty) i zazdroszczę tym wszystkim, którzy zobaczą go po raz pierwszy.
Miks emocji, jakich dostarcza „Toni Erdmann” jest nieporównywalny z osiągnięciami żadnego innego filmu z ostatnich kilku lat. Gwarantuje, że będą państwo śmiać się i płakać na przemian, a w bohaterach i przedstawionej historii na pewno odnajdziecie jakąś część siebie. Bez wątpienia ta niekonwencjonalna - czuła, ale nie sentymentalna, zabawna i gorzka - opowieść o relacji córki i ojca była to dla mnie hitem 2016 roku, który w nadchodzącym sezonie podbije serca szerokiej publiczności.
Box Office 2016 roku, czyli kto zarobił najwięcej
„Gdzie jest Dory”, to animacja w reżyserii Andrew Stantona, która według światowego zestawienia zarobiła w 2016 roku najwięcej, bo aż 500 milionów dolarów.
„Kapitan Ameryka: wojna bohaterów” w reżyserii Anthony’ego Russo i Joe’a Russo uplasował się na drugim miejscu z kwotą prawie 409 milionów dolarów. Widać superbohaterowie nie potrafili pokonać animowanych rybek z „Gdzie jest Dory”.
„Sekretne życie zwierzaków domowych”, w reżyserii Chrisa Renauda i Yarrow Cheneya. Kolejna animacja na podium, która podbiła również serca polskich widzów, zarobiła na świecie prawie 370 milionów dolarów.
„Księga Dżungli”, w reżyserii Jona Favreau ma na swoim koncie prawie 370 milionów dolarów i znajduje się na czwartym miejscu światowego zestawienia.
„Deadpool”, w reżyserii Tima Millera zamykając pierwszą piątkę lukratywnych tytułów z wynikiem prawie 364 milionów dolarów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?