Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więcej plusów niż minusów

Rozmawiał Włodzimierz Knap
Tadeusz Mazowiecki w Sejmie 12 września 1989 r.
Tadeusz Mazowiecki w Sejmie 12 września 1989 r. fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa z prof. Antonim Dudkiem, historykiem z UJ.

– Tadeusz Mazowiecki na słynny artykuł Adama Michnika „Wasz prezydent, nasz premier” odpowiedział w „Tygodniku Solidarność” tekstem, w którym pisał: „Pośpieszne domaganie się udziału we władzy może zniszczyć właściwą opozycji odpowiedzialność za państwo”. Tekst ukazał się 14 lipca 1989 r. Niespełna sześć tygodni później Mazowiecki występował w Sejmie jako premier. Dlaczego w krótkim czasie zmienił swój stosunek do przejęcia władzy przez obóz solidarnościowy?

– Regułą jest, że politycy zmieniają zdanie. Zgodnie z nią postąpił również Tadeusz Mazowiecki. Później tłumaczył, że w ciągu kilku tygodni zobaczył, iż sytuacja się zmieniła. Twierdzę, że po prostu zrozumiał, że ma szansę zostać premierem i uświadomił sobie, iż w ten sposób wejdzie do historii Polski XX stulecia. Taka perspektywa ułatwia zmianę poglądów. Gdyby z góry było wiadomo, że premierem zostanie Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki zapewne nie zmieniłby tak łatwo zdania.

– Dlaczego Lech Wałęsa wybrał na premiera Mazowieckiego, a nie Geremka czy Jacka Kuronia?

– Głównie dlatego, że już wówczas, po wyborach czerwcowych, Wałęsa stosował tzw. taktykę zderzaków, czyli ludzi ze swojego otoczenia raz wywyższał, raz poniżał. W odpowiednim momencie „cykl” wypadł na Mazowieckiego.

– Wcześniej to Geremek był kandydatem Wałęsy na ewentualnego premiera. Dlaczego nim nie został?

– Bo zanadto urósł w siłę w oczach przyszłego prezydenta.

– Wypadło na Mazowieckiego, bo ten w pewnym momencie na tyle osłabł, że Wałęsa mógł go wzmocnić?

– Tak, ale to tylko jeden powód. Drugi był natury biograficznej. Geremek miał przeszłość PZPR- -owską, był ewidentnym partyjnym rewizjonistą, nigdy się nie przyznawał do katolicyzmu. Mazowiecki miał natomiast za sobą posłowanie w Sejmie PRL-owskim, lecz zawsze deklarował się jako katolik, nie należał też nigdy do PZPR. Mówiąc krótko: Mazowiecki w sierpniu 1989 r. miał „lepszy życiorys” niż Geremek.

– 17 sierpnia Lech Wałęsa spotkał się z prezesem ZSL Romanem Malinowskim i przedstawił mu trzech kandydatów na premiera: Geremka, Kuronia i Mazowieckiego. Malinowski wskazał na tego ostatniego. Czy zdanie lidera ludowców miało jakiekolwiek znaczenie?

– W zasadzie żadne. W Polsce decydowało wtedy dwóch ludzi: Wałęsa i Jaruzelski. Ten ostatni był w szoku, gdy nie udał mu się manewr uczynienia Kiszczaka premierem. Uważam, że gdyby wówczas zaproponował na szefa rządu np. prof. Władysława Bakę lub innego ekonomistę z legitymacją PZPR-owską, to taki kandydat utworzyłby rząd. Najpewniej jego gabinet potrwałby najdalej do początków grudnia 1989 r., czyli do jesieni narodów. Ale Mazowiecki nie zostałby w takiej sytuacji premierem już w sierpniu 1989 r.

– 24 sierpnia został nim za zgodą Sejmu i przystąpił do formułowania rządu. Jak się to odbywało?

– PZPR domagała się sześciu resortów: oprócz MON, MSW, chciała również MSZ, finansów, transportu i łączności oraz kontroli nad Komitetem ds. Radia i Telewizji. ZSL też aspirowało do 6 tek. Szczególnie ostry bój toczył się o władzę nad MSZ. W konsekwencji fotel ten przypadł osobie „niezależnej”, Krzysztofowi Skubiszewskiemu. W pewnym momencie w kierownictwie PZPR zastanawiano się nad rezygnacją z udziału w rządzie. 6 września Biuro Polityczne uznało jednak, że nie można tego zrobić. Leszek Miller takie stanowisko I sekretarzom wojewódzkim uzasadnił tym, że jak Mazowiecki zrzeknie się misji, to w jego miejsce przyjść może ktoś bardziej radykalny. Widać zatem, że komuniści bali się antypezetpeerowskich czystek nie mniej niż Mazowiecki i część elit solidarnościowych wybuchu niezadowolenia ze strony obrońców reżimu, czyli wojska i aparatu bezpieczeństwa.

– Jaką pozycję wobec rządu zajmował gen. Jaruzelski?

– Najpierw walczył o możliwie największą pulę dla swojej drużyny, ale kiedy rząd powstał i uzyskał wielką popularność, ponad 90- -proc. w pierwszych tygodniach urzędowania, ograniczył się do obrony ostatniej reduty, jaką dla niego było wojsko.

– Mazowiecki został szefem rządu z woli Wałęsy, a jak układały się dalsze ich relacje?

– Już w okresie tworzenia rządu zachowywał się bardzo samodzielnie, zgodnie zresztą ze swoją zapowiedzią: „Mogę być premierem dobrym albo złym, ale nie zgodzę się być premierem malowanym”. Kiedy wypowiadał te słowa, sądzono, że kieruje je przede wszystkim pod adresem gen. Jaruzelskiego i PZPR. Szybko okazało się, że adresował je również do kierownictwa OKP i samego Wałęsy. Ten ostatni wypomniał mu już 31 sierpnia 1989 r., że przecież zrobił go premierem. „No tak – miał odrzec Mazowiecki – ale ja już jestem tym premierem”. Z czasem Wałęsa był coraz mocniej zirytowany postawą Mazowieckiego.

– Jak można tłumaczyć wzięcie przez Mazowieckiego jako premiera pełni spraw w swoje ręce?

– Z pewnością poczuł, że ma swoje tzw. pięć minut i postanowił je wykorzystać. Należy przyznać, że miał wizję i starał się ją realizować samodzielnie, szczególnie w zakresie polityki zagranicznej i wewnętrznej. Gorzej szło mu w kwestiach ekonomicznych, bo znalazł, najpewniej niespodziewanie dla siebie, trudnego partnera w osobie Leszka Balcerowicza, ministra finansów i wicepremiera. Balcerowicz forsował swoje pomysły w zakresie zagadnień ekonomicznych, a dość często były one nie w smak unikającemu radykalnych rozwiązań Mazowieckiemu. Sądzę, że gdyby znał się na ekonomii, to zablokowałby przynajmniej część z nich. Ale kiedy zorientował się, w jakim kierunku sprawy poszły, było już za późno, by odwrócić bieg reform. Dodam, że Balcerowicz ministrem finansów został, bo co najmniej trzy osoby odmówiły Mazowieckiemu objęcia tej posady, m.in. Witold Trzeciakowski, Cezary Józefiak, Waldemar Kuczyński.

– Jak Pan ocenia skład rządu Mazowieckiego (na 24 jego członków 12 wywodziło się z „S”, 4 z PZPR, 4 z ZSL, 3 ze SD, a jeden był niezależny).

– Był wypadkową ówczesnej sytuacji, swego rodzaju zawieszenia Polski między PRL a III RP. Czesław Kiszczak (wicepremier, MSW) i Florian Siwicki (MON) byli reliktami epoki komunistycznej, ludzie z „S” symbolizowali zmianę, lecz jedynie Balcerowicz zapisał się jako członek rządu, który dokonał wręcz rewolucyjnych zmian. Spory wkład wniósł też prof. Henryk Samsonowicz, który dokonał istotnych zmian w systemie szkolnictwa wyższego. Rząd Mazowieckiego był zresztą fenomenem w tym sensie, że koalicja liczyła trzy podmioty („S”, ZSL i SD), a składał się z czterech stronnictw, bo ważne resorty zajmowali ludzie z ówczesnej opozycji, czyli PZPR.

– Na czele MSZ stanął Krzysztof Skubiszewski. Jak ocenia Pan jego wkład?

– Generalnie pozytywnie. Trzeba przyznać, że wytyczył nowy kurs w polityce zagranicznej, choć mam kilka zastrzeżeń do prowadzonej przez niego polityki, zwłaszcza nadmiernej powściągliwości w zgłoszeniu Moskwie postulatu wyprowadzania wojsk sowieckich. Obszar Węgier i Czechosłowacji żołnierze ZSRR opuścili już w czerw- cu 1991 r. Hipotetycznie można sobie wyobrazić, że gdyby w sierpniu 1991 r. powiódł się pucz Jana-jewa, to być może do dzisiaj mielibyśmy u siebie jednostki armii rosyjskiej. Można też wytknąć rzą- dowi, że zbyt stanowczo głosił potrzebę bycia wiernym członkiem Układu Warszawskiego i RWPG, choć od początku rzeczywiście domagał się ich zreformowania. Niepotrzebnie też wiązano sprawę obecności wojsk sowieckich z kwestią zjednoczenia Niemiec.

– Czy ekipa Mazowieckiego i on obawiali się reakcji Kremla, czyli chęci powrotu do stanu sprzed czerwca 1989 r.?

– Myślę, że premier i jego doradcy lękali się puczu twardogłowych i powrotu mocarstwowego ZSRR sprzed czasów Gorbaczowa.

– Kto był faktycznym ojcem „planu Balcerowicza”?

– Leszek Balcerowicz nie miał w rządzie przeciwnika, z którego zdaniem musiałby się liczyć. Pewien wpływ na podejmowane przez niego decyzje mieli doradcy, z amerykańskim ekonomistą Jeffreyem Sachsem i ekspertami Międzynarodowego Funduszu Walutowego na czele. Ministrem, który sprzeciwiał się niektórym posunięciom Balcerowicza, był Jacek Kuroń. Na powiedzenie „nie” pozwalali też sobie niektórzy ZSL-owcy, szczególnie Czesław Janicki, wicepremier, minister rolnictwa.

– Gdyby propozycje Balcerowicza zostały zablokowane lub mocno ograniczone, to Polska inaczej wyglądałaby?

– Z pewnością. Twierdzę, że jego program uratował Polskę przed katastrofą hiperinflacyjną i wprowadził naszą gospodarkę na wolnorynkowe tory. Można się oczywiście zastanawiać, czy reformy dałoby się przeprowadzić mniejszym kosztem społecznym, zwłaszcza na wsi i w małych miastach. Uważam jednak, że plan Balcerowicza, mimo nieuchronnych potknięć, stworzył solidne fundamenty dla rozwoju ekonomicznego Polski.

– W swoich pracach generalnie pozytywnie ocenia Pan gabinet Mazowieckiego, lecz jednocześnie mocno krytykuje go za politykę wewnętrzną.

– Tak, ponieważ uważam, że poważne błędy poczynił m.in. przy budowie służb specjalnych nowego państwa, ale najbardziej skandaliczne było to, iż pozostawił bez zmian praktycznie cały peerelowski wymiar sprawiedliwości. To był straszliwy błąd. Weryfikacja, zarówno prokuratorów, jak i sędziów, była absolutnie konieczna. Chwalę natomiast rząd przede wszystkim za dobrze przeprowadzoną reformę samorządową. Należy przy tym pamiętać, że gabinet miał wsparcie w sprawnie funkcjonującym Sejmie i Senacie. Paradoksalnie, dziś parlament, mimo w pełni demokratycznej legitymacji, jest merytorycznie znacznie słabszy.

Prof. Antoni Dudek, politolog z UJ, członek rady Instytutu Pamięci Narodowej. Autor m.in. „Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988–1990”, „Historia polityczna Polski 1989–2012”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski