Nie o delikatność tu jednak chodzi, więc nazwijmy rzeczy po imieniu. Opera mydlana (sic!), z którą od tygodnia mamy do czynienia to przykład zaślepienia i pazerności. Garcia Marquez napisałby pewnie, że to od początku wyglądało na "kronikę zapowiedzianej śmierci". Choć oczywiście w sensie przenośnym.
Żadnego odruchu samozachowawczego, żadnego poczucia dysonansu między sowicie płatnym brakiem urlopu a odbieraniem wolnego za nadgodziny.
Nie mówiąc o przyzwoitości. Jeśli prawdziwe egzaminy zdajemy w kryzysowych sytuacjach, to starosta właśnie go na całej linii oblał. Nie tylko wtedy, gdy bez krępacji wkładał obydwie ręce do publicznego skarbca; jeszcze bardziej - gdy okopał się za fałszywym przekonaniem, że wszystko, co nie jest zabronione prawem, może być dozwolone. Nie może.
Mirosław Mrozowski (wspólnie z wójtem Wojasem są niekwestionowanymi liderami zamiany urlopu na banknoty) i Jacek Juszkiewicz mieli jedną możliwość, aby szybko ugasić pożar i zachować resztki degradującego się wizerunku. Mogli się wycofać i ratować twarz. Z uporem godnym lepszej sprawy, wybrali jednak pieniądze.
Co więcej, tłumaczenia byłego wicestarosty - gdy gromy padły już z każdej strony - że jemu się przecież należy, przejdą do klasyki gatunku. Kto jak kto, ale samorządowiec, który miękko ląduje tuż po przegranych wyborach i jeszcze wyciąga ręce po kasę powinien bardziej ważyć słowa.
Dzisiaj - żeby ten wizerunek ratować - nie pomogą nawet szkolenia u byłej rzeczniczki rządu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?