W ojczyźnie Cristiny Ouviny rok kalendarzowy upływa w rytmie kolejnych świąt. I nieważne, czy jest to akurat Pogrzeb Sardynki, Tomatina, czy powitanie wiosny - zawsze dużo się dzieje i zawsze na ulicach. - Polecam wszystkim, którzy mogą i chcą w takich fiestach uczestniczyć. Warto! - przekonuje Hiszpanka.
Ouvina jest w Polsce już drugi rok. Przez ten czas zdążyła nieco poznać również polskie świąteczne obyczaje.
- Kiedy byłam w Polsce w zeszłym roku w okresie wielkanocnym, zaskoczyło mnie, że wszystko było pozamykane, a na dodatek na ulicach było zupełnie pusto. W Hiszpanii masy ludzi wychodzą wówczas na ulicę, świętują ten czas razem - podkreśla. - Nie wiem, czy ta różnica wynika z narodowych charakterów, ale rzeczywiście Polacy i Hiszpanie świętują zupełnie inaczej. Nie oceniam i nie mówię, co jest lepsze, po prostu stwierdzam, że te różnice są spore. W Hiszpanii ludzie są bardziej otwarci, nie kosztuje nas tyle nawiązanie rozmowy z drugim człowiekiem - wyjaśnia.
O ile oba narody dobrze bawią się w karnawale, to jego kres, a początek Wielkiego Postu obchodzą już zupełnie inaczej. W polskiej tradycji Środa Popielcowa zdecydowanie kończy okres zabaw. Tymczasem w niektórych regionach Hiszpanii to dzień, w którym odbywają się krzykliwe procesje i uroczystości związane z… Pogrzebem Sardynki. Z tej okazji organizuje się swoistą parodię konduktu pogrzebowego. Cała rzecz ma symbolizować pożegnanie karnawału, ale też pogrzebanie złych emocji.
- Takie rzeczy dzieją się np. na Wyspach Kanaryjskich. To przypomina wielką teatralną inscenizację - opisuje Ouvina.
Wiślaczka tłumaczy, skąd taka różnica w podejściu do inauguracji Wielkiego Postu. - Zależy, jak chcesz na to spojrzeć. W końcu okres wielkanocny, to czas, w którym rozmyślamy zarówno o śmierci, jak i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa.
Śmierć niesie ze sobą smutek, ale zmartwychwstanie to już dobra nowina. W Hiszpanii kładziemy nacisk na tę radosną stronę Świąt Wielkiej Nocy.
Ouvina podkreśla, że uroczystości związane z samym Wielkim Tygodniem odbywają się w każdej prowincji Hiszpanii i są wyjątkowe. - W zależności od regionu, różnią się detalami. Ale idea jest wszędzie podobna. Ludzie wychodzą na ulice, słoneczna pogoda pomaga wszystkim w radosnym świętowaniu. Odbywają się procesje tzw. cofradias, czyli bractw parafialnych.
Podczas procesji ludzie niosą na barkach figury Matki Boskiej, Jezusa i świętych. - Wszystko to rozpoczyna się w Niedzielę Palmową i trwa aż do Wielkiej Nocy. Każdą parafię reprezentuje osobne bractwo, które prezentuje własne pieśni religijne. Każde z bractw ma też inny kolor szat - jedni paradują ubrani na brązowo, inni np. na czerwono z odpowiednio dobranymi chustami - mówi wiślaczka.
Jako sportowiec, z powodu różnych obowiązków, sama nigdy nie miała okazji aktywnie wziąć udziału w takiej procesji.
- Ich uczestnicy przez kilka tygodni przygotowują się do tych celebracji, spotykają się na próbach - tłumaczy. - Ja i moja rodzina nie jesteśmy, niestety, częścią żadnego z takich bractw parafialnych, ale zawsze, gdy mamy okazję, z przyjemnością obserwujemy cały ten pochód. Mnie najbardziej podoba się, jak uczestnicy grają na bębnach. Widywałam podczas procesji kilkuletnie dzieci z bębenkami.
Czy to oznacza, że mimo postępującej laicyzacji hiszpańskiego społeczeństwa, takie świąteczne tradycje są wciąż kultywowane, również przez najmłodszych?
- Prawdą jest, że młodzi mniej angażują się w religijne fiesty niż dawniej. Na dziesięć osób, aktywnie biorą udział w takich uroczystościach może dwie. Reszta najwyżej się przygląda z boku. Duża część ludzi bierze udział w fieście, ale nie dostrzega już jej religijnego wydźwięku - uważa koszykarka.
A jak wygląda wielkanocne menu w Hiszpanii?
- Nie malujemy jajek - stwierdza Ouvina, wskazując na pisankę leżącą przed nią na stole. - Ale wiem, co to za zwyczaj, bo w końcu trochę jestem obyta w świecie - śmieje się. - U mnie w domu podczas świąt przyrządza się czasem tradycyjne dania hiszpańskie, np. w Aragonii ziemniaczane tortille, ale to już zależy od prowincji.
O czymś takim, jak śmigus dyngus czy lany poniedziałek nie miała jednak pojęcia:
- Naprawdę?! Chłopcy oblewają dziewczyny wodą? W Hiszpanii nie mamy czegoś takiego!
Gdyby ktoś w tym kraju polał wodą dziewczynę wystrojoną na wielkanocną procesję, byłoby to rozpatrywane w kategoriach niemal zbrodni. Zwłaszcza w Sewilli, gdzie procesje traktowane są z najwyższą powagą.
- W Sewilli wszyscy są tak pewni, że na Wielkanoc musi być piękna pogoda, że gdy jednak któregoś roku pada, przeżywamy wielkie rozczarowanie. A to dlatego, że wielotygodniowe przygotowania częściowo idą na marne, gdy np. figury maryjne ociekają deszczem. Ludzie tam potrafią to naprawdę bardzo przeżywać, płaczą, rozpaczają - twierdzi Ouvina.
W okresie wielkanocnym wielu Hiszpanów wybiera się też na pielgrzymkę do sanktuarium w Santiago de Compostela.
- Korzystają z dobrej pogody, bo później, w lipcu i sierpniu jest już za gorąco. Ja sama nigdy nie miałam na taką wyprawę czasu - tłumaczy.
Uroczystości wielkanocne to niejedyne okazje do świętowania, jakie o tej porze roku mają Hiszpanie. Podobnie jak Polacy, szumnie witają też wiosnę. A nawet z o wiele większym rozmachem. Zwłaszcza podczas fiesty Las Fallas, która odbywa się w Walencji. Uroczystość zaczyna się w przeddzień równonocy wiosennej.
- Las Fallas to naprawdę oryginalny zwyczaj. Gdyby ktoś całkiem nie wiedział, o co w tym chodzi, powie: poszaleliście?! Bo polega to na tworzeniu figur z wosku, przedstawiających sławne postacie, zwierzęta, polityków, które potem się pali. Można rzec, wariactwo! Wiele miesięcy przygotowujesz taką figurę, by ją potem spalić. Ale to ma wymiar symboliczny - podkreśla Ouvina.
Dodatkowo, od początku marca organizuje się tzw. Mascletę, czyli wielki hałaśliwy spektakl, podczas którego na głównych placach miasta odpala się tysiące petard. Wszystko odbywa się w odpowiednim rytmie, by tworzyć symfonię huków i hałasu. Taki pirotechniczny pokaz zdecydowanie potrafi "obudzić" wiosnę.
- Z motywem ognia związana jest też La Hoguera de San Juan. Ta fiesta ma jednak miejsce latem. Organizuje się wielkie ognisko, a uczestnicy spisują swoje marzenia i życzenia, i rzucają je w ogień. A później skaczą nad płomieniami. Zwłaszcza w nadmorskich miejscowościach jest to bardzo popularne, bo rozpala się ogniska na plażach - relacjonuje Hiszpanka. To odpowiednik naszej nocy kupały.
W rodzinnym mieście koszykarki, Saragossie, też mają niezwykłą lokalną uroczystość. Nazywa się to Fiesta del Pilar.
- Wszyscy w tych październikowych dniach idą nad rzekę Ebro oglądać pokaz sztucznych ogni. Na placu przed bazyliką Nuestra Senora del Pilar usypuje się gigantyczną piramidę z kwiatów, mierzącą około 10 metrów wysokości. Wygląda to przepięknie. Stosy kwiatów płyną również rzeką, na specjalnych łodziach - zachwyca się Ouvina.
- Jeśli chodzi o kulinaria, to w tych dniach przygotowuje się specjał zwany el brazo gitano [czyli dosłownie "ramię Cygana" - przyp. red]. Nazwa może nie brzmi dobrze, ale jest to pyszne. To coś w rodzaju gigantycznego, wielometrowego biszkoptu. Może być z dodatkiem kremu i czekolady.
Nie wszystkie hiszpańskie fiesty mają konotacje religijne.
- Na przykład rzucanie się pomidorami nie jest zajęciem o dużym wydźwięku religijnym - śmieje się Ouvina, nawiązując do słynnej Tomatiny, czyli bitwy na pomidory organizowanej w sierpniu w prowincji Walencja.
Charakterystyczne dla Hiszpanów jest też to, że wielu fiestom towarzyszą korridy, czyli walki byków. To się akurat wiślaczce bardzo nie podoba.
- Jestem przeciwniczką tradycyjnej korridy, zabijania byka. Uważam, że to barbarzyństwo. Bardzo jestem ciekawa, o czym ci ludzie myślą, gdy zabijają to Bogu ducha winne zwierzę. Nie wydaje mi się to zdrowe dla psychiki widzów, a tym bardziej toreadorów. To tradycja, ale coraz mniej młodych ludzi jest nią zainteresowanych.
W jej stronach też odbywają się imprezy na arenach byków, ale częściej są to tzw. "recortadores", a nie korridy.
- Te spektakle to takie "zabawy z bykami". Dekoruje się rogi byków specjalnymi pierścieniami, ozdobami, ale nie towarzyszy temu cierpienie zwierząt - podkreśla hiszpańska koszykarka.
Wiślaczka przyznaje, że po dwóch latach spędzonych na obczyźnie trochę tęskni już za Saragossą. Czy więc zostanie na
kolejny sezon w krakowskim klubie?
- Nie wiem. Obecnie bardzo trudno byłoby mi wrócić do Hiszpanii, bo w sporcie, w koszykówce sytuacja nadal jest tam kryzysowa.
Rzeczywiście, kryzys finansowy, który rozpoczął się na świecie kilka lat temu, nie przestał zatruwać Hiszpanom codziennego życia. - Kraj wciąż przeżywa zapaść ekonomiczną. Z tego powodu ludzie są nieco mniej skorzy niż zwykle do radosnego świętowania - przyznaje Ouvina.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?