Jedną z pierwszych nauk wpajanych mi w szkole podstawowej im. Stanisława Konarskiego w Nowym Sączu było, iż zdania nigdy nie wolno zaczynać od „więc”. Nigdy. Problem w tym, że był to akurat mój ulubiony sposób rozpoczynania każdych szkolnych zeznań. Wstydziłem się aż do czasu, gdy wpadł mi w ręce poemat Marii Konopnickiej „Pan Balcer w Brazylii” (tak długi, że nawet autorce nie udało się go nigdy przeczytać w całości).
Poemat zaczyna się tak: „Więc kiedy już stanąłem na onym pokładzie /Na pewnych nogach i szeroko w kroku”… O swym odkryciu poinformowałem panią - stojąc szeroko w kroku - na najbliższej lekcji. Atmosfera zrobiła się ciężka, usłyszałem westchnienie i dobrą radę, bym się dla własnego dobra przestał wymądrzać. Dziś, kiedy któreś z moich wnuków zapowiada takie zachowanie wobec grona pedagogicznego, odsyłam je do opowieści o żydowskim tate, który przy szabasowej kolacji opowiadał, że do zoo przywieźli żyrafy. Zainteresowanie było ogromne, cicho siedziała tylko ciocia Sara.
- Cioci one nie interesują, te żyrafy?
- Dziecko, bardzo, ale jak o nich słyszę to sobie myślę: co z tego będę mieć Żydzi?
W szkole (ba, nawet w przedszkolu) zawsze, niezależnie od szaleństw autorów „podstaw programowych” łatwo było i jest nadepnąć na minę. Ja wyleciałem kiedyś z lekcji religii za proste pytanie, czy w niebie są klozety. Podobna przykrość spotkała mnie na lekcji biologii, gdy na pytanie, gdzie jest najwięcej węgla, odpowiedziałem, że w kopalni. Kiedy już w liceum na lekcji geografii pan profesor ostrzegał, iż „na pustyni Kalahari jest tak gorąco, że gdybyście wsadzili jaja w piasek, to by wam się ugotowały” - męska strona klasy przyjęła to z chłodnym spokojem, natomiast dziewczęta zareagowały in gremio okrutnym piskiem, który to pisk został potem publicznie napiętnowany na zebraniu rodziców.
Na miny procesu dydaktycznego wpadali jednak nie tylko uczniowie, ale i ludzie nadgorliwi, krzątający się przy ich edukacji. Znakomita pisarka dla dzieci Wanda Chotomska przyniosła przed laty do „Płomyczka” jubileuszowy artykuł o Koperniku. Opis kończył się krzepiącymi słowami: „Z takich synów jak Kopernik dumna jest nasza ludowa ojczyzna”. - Czy pani oszalała? - zaryczał redaktor. - Jesteśmy pismem dla dzieci! A wie pani, co w języku polskim znaczy zwrot „Taki syn”?
Mój Boże... Kto z nas nie ma podobnych wspomnień z czegoś, co było kiedyś drewnianą, dwuosobową ławą z drewnianym pulpitem, a dziś jest stolikiem i krzesłem? Kto nie pamięta tamtych straszliwych, kredą pisanych afer? Z perspektywy czasu były to lata cudowne, czasem głupie, czasem wprost przeciwnie. I ci nauczyciele, jakże dziś mądrzy i sympatyczni… Jak ten mój licealny profesor, przedwojenny oficer, który wiedząc o moim zauroczeniu Szwejkiem, w pewnym momencie przerwał mi trzytablicowy bełkot, ziewnął i zacytował Dobrego Wojaka: - Musiałeś się dziś, chłopie, napić wody z bagna.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?