Tadeusz Błażusiak FOT. RED BULL
- Na dwie doby przed występem w Mieście Aniołów wysłał Pan wiadomość, że niedzielnego popołudnia "gaz będzie zacięty" i słowa Pan dotrzymał.
- To były pierwsze od wielu miesięcy zawody, w których wszystko się poukładało. W tym roku nie miałem jeszcze takiego komfortu, żeby w pełni zdrowy usiąść na motocyklu. Początek sezonu miałem pod górę, nabawiłem się kontuzji prawego barku, choć to z lewym borykam się od dłuższego czasu i czeka mnie operacja. Do tego w Barcelonie uszkodziłem nadgarstek i stale czułem jakiś dyskomfort, co było frustrujące. Na szczęście po X-Games w Monachium mieliśmy trochę wolnego czasu, który wykorzystałem na kurację, a modyfikacja w ustawieniach motocykla okazała się być strzałem w dziesiątkę.
- W wielkim finale dał Pan popis jazdy. Tuż po starcie wysforował się Pan na prowadzenie i w mgnieniu oka zdystansował konkurentów.
- To było piękne. Wykorzystałem wręcz kosmiczną przyczepność tylnego koła i świetnie ruszyłem spod bramki startowej. Na wyjściu z pierwszego zakrętu można było oddać podwójny skok, ale nie wszyscy zdecydowali się na taki manewr już na pierwszym okrążeniu. Wiedziałem, że to moment, w którym warto zaryzykować i odskoczyłem przeciwnikom na dość bezpieczną odległość.
- Był moment, gdy najgroźniejszy rywal Mike Brown zrównał się z Panem motocyklem i zrobiło się groźnie.
- W sekcji z kamieniami dobiłem przednim kołem i wyrzuciło mnie na zewnętrzną część toru. Byłem jednak świadomy większej prędkości, dlatego dość szybko zamknąłem mu "drzwi". Później Brown i Colton Haaker zaliczyli upadki, więc postanowiłem zwolnić, żeby nie igrać z losem.
- Chwilami miałem wrażenie, że bawi się Pan jazdą.
- Uczucie komfortu naprawdę czyni wiele. Wróciło mi przeświadczenie, że jestem w stanie zmieścić motocykl wszędzie i poczułem się niezniszczalny.
- Z imponującym dorobkiem zakończył Pan tegoroczny, globalny cykl czterech zawodów X-Games, zdobywając dwa złote medale i jeden brązowy.
- Myślę, że zważywszy na okoliczności, to świetny wynik. Tym bardziej, że w takim stylu zakończyłem serię właśnie w Los Angeles, gdzie X-Games ma wielką tradycję.
- Znów, z**pasją, opowiada Pan o**rywalizacji. Najwyraźniej brak zwycięstw bardzo Panu doskwierał.
- Musimy pamiętać, że jestem zawodnikiem, który w ostatnich latach wygrywał niemal wszystko, więc wszyscy poczuli niezadowolenie, gdy nagle przestawałem stawać na pierwszym stopniu podium. Nie jest to łatwa sytuacja, ale sam do niej doprowadziłem (śmiech).
- Przed**Panem wakacje?**
- Po powrocie do domu ("Taddy" mieszka w Andorze - przyp. AG) na pewno trochę odpocznę, pojedziemy na Costa Bravę i poleniuchuję na plaży.
Rozmawiał Artur Gac
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?