Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwaga na owsiankę!

Leszek Mazan
Nijak nie mogę wyobrazić sobie, jak mógł wyglądać Dzień Dziecka w czasach, dajmy na to, Jagiellonów.

Podejrzewam, że zajęci polityką i wojaczką monarchowie, marszałkowie i inni wielmoże płci męskiej nawet 1 czerwca nie znajdowali czasu dla swojej nieletniej progenitury, nie ingerując w proces dydaktyczny, chyba że się chłopak zupełnie zbisurmanił, a kilkunastoletnia córka chciała sama decydować, za kogo wyjdzie za mąż. Od wychowania dzieci byli piastunowie i piastunki, prześwietleni politycznie, z dobrą opinią Kościoła.

Ale i tu można się było nadziać na minę. Taki Jan Długosz, ksiądz kanonik przecie i znakomity kronikarz, który wychowywał na zamku w Nowym Sączu czterech synów Kazimierza Jagiellończyka, uczył intensywnie, trzymał krótko, karmił głównie rybami z Dunajca – a przecie z tej czwórki dzieci aż trzech (dwu królów, jeden kardynał) umarło mu na syfilis!

Nie twierdzę, że młode Jagiellony złapały go w moim rodzinnym mieście, ale właśnie w pacholęcym wieku musiało dojść do dewiacji w procesie wychowawczym królewiczów. Ten, który ocalał, Zygmunt, zwany Starym, też do najbardziej cnotliwych nie należał, był – jakby powiedział Rejtan – psem na babską słabiznę, a jego „pozadynastyczna” wnuczka Beata Łaska była pierwszą, która – jak mówią kroniki – 11 czerwca 1565 roku „puściła się w Tatry”.

Z biegiem lat, z biegiem dni coroczny Dzień Dziecka straszy również zdziecinnieniem. Osiemdziesięcioletni cesarz Franciszek Józef, najzdrowszy przecie na ciele i umyśle, raptem zaczął poświęcać długie godziny na rysowanie wraz z wnukami kolorowych obrazków. Dla oszczędności (czasy były ciężkie) i monarcha, i dzieci rysowali na odwrocie czekających na biurku na podpis tajnych dokumentów Sztabu Generalnego, odsyłanych po skończonej zabawie pod eskortą do Ministerstwa Wojny...

Kilka lat przed przekazaniem Bogu swego czarno-żółtego ducha cesarz zaglądnął przez ramię grającej w brydża córki, arcyksiężny Marii Walerii: – Tak dzisiaj wygląda gra w karty? – powiedział zdziwiony. – Ciekawe, ciekawe... Sam bym zagrał... Ale ja za swych młodych lat znałem jedynie Czarnego Piotrusia...

Już na drugi dzień w Czarnego Piotrusia grał cały Hofburg i wszystkie kasyna oficerskie. Przy winie u Sachera analizowano strategię rozegranych partii i właściwość zagrań, w wyjątkowych wypadkach zwracając się z pokorną prośbą o opinię do najbliższej rodziny cesarskiej, ta jednak odmawiała, bojąc się posądzenia o zdziecinnienie.

Podobne obawy plus spostrzeżenia żony kazały mi kiedyś podreptać do znakomitego krakowskiego psychiatry prof. Zdzisława Ryna. Na pytanie o pierwsze objawy zdziecinnienia profesor odparł: – Nastąpi to w nocy, w której zamiast ulubionej golonki po raz pierwszy przyśni się panu, za przeproszeniem, owsianka... Lub, jeszcze gorzej, płatki.

Tę przestrogę profesorską dedykuję wszystkim przygotowującym ciała i dusze do nadchodzącego (1 czerwca) święta. Panowie, na litość boską, kontrolujcie własne sny. Nie zapominajcie, że dobry Bóg wiedział, co robi, stwarzając świnię.

***

dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski